"Jak długo władze krajowe PiS będą tolerowały to powiatowe szambo? To prosta droga do samozaorania" – alarmował ponad rok temu internauta, zwolennik tzw. dobrej zmiany, podpisujący się jako "Zasmucony". Lokalny zgorzelecki portal zinfo.pl już od dawna pisał o śmieciowej aferze z udziałem prominentnych polityków PiS. Sprawa wybuchła teraz, gdy do aresztu trafił Sławomir Z.
Dziennikarz zajmujący się tematyką społeczną, polityczną i kryminalną. Autor podcastów z serii "Morderstwo (nie)doskonałe". Wydawca strony głównej naTemat.pl.
Jeszcze do niedawna Sławomir Z. był szefem powiatowych struktur Prawa i Sprawiedliwości w Zgorzelcu. W swojej karierze osiągnął wiele więcej - na stronach PGE Energia Odnawialna S.A. wciąż figuruje jako prezes. Wcześniej stał na czele innej państwowej spółki energetycznej - PGE Górnictwo i Energetyka Konwencjonalna.
Protegowany pani wiceminister
"Firmą rządził niczym swoim królestwem. Wymieniał prezesów spółek zależnych, zatrudniał rodzinę i znajomych" – opisuje dziennik "Fakt". W tej firmie Sławomir Z. stracił fotel po tym, jak przeciwko jego metodom rządzenia zaprotestowali związkowcy z "Solidarności" z Piotrem Dudą na czele.
Z. trzymał się fotela długo, bo w jego obronie stanęła dolnośląska posłanka PiS, od dwóch lat wiceminister edukacji Marzena Machałek (już po publikacji tego artykułu wiceminister Marzena Machałek wydała oświadczenie, w którym zapewnia, że wiązanie jej z tą sprawą to "insynuacja i daleko idące nadużycie" – pełną treść oświadczenia zamieszczamy na końcu tekstu). "Fakt" opisuje list pochwalny na temat Sławomira Z., jaki zredagowała i przekazała samemu prezesowi Jarosławowi Kaczyńskiemu. Mało tego – do podpisania tego listu Machałek namówiła 40 posłów PiS.
Sławomir Z. do aresztu trafił jednak nie w związku z działalnością w energetycznych spółkach, lecz w sprawie, która opisywana była w mediach od lat, nie tylko lokalnych.
Śmieci z Niemiec
W 2017 r. tygodnik "Polityka" nakreślił obraz śmieciowej ośmiornicy działającej w Bogatyni. O tym, co dzieje się w mieście, alarmował jego były wiceburmistrz Zbigniew Szatkowski. Emerytowany samorządowiec też pisał w tej sprawie do samego prezesa PiS.
"Zaczęło się w 2013 r. od tirów przyjeżdżających z różnych stron kraju na bogatyńskie wysypiska. Odór był taki, że na teren weszła inspekcja sanitarna, która stwierdziła m.in., że przy jednej z pryzm stwierdzono zastoisko odcieków, a na placu, gdzie składowano odpady, nie było w ogóle systemu odprowadzania wód odciekowych" – opisywała "Polityka" to, co działo się w Bogatyni.
Sławomir Z. od 2010 r. aż do awansu po zwycięstwie "dobrej zmiany" w całym kraju był Dyrektorem ds. Ekonomiczno–Komunalnych w Gminnym Przedsiębiorstwie Oczyszczania w Bogatyni. I to jego właśnie nazwisko przewijało się w materiałach, które od dawna były pod lupą prokuratury. I o czym wszyscy mieszkańcy powiatu zgorzeleckiego wiedzieli doskonale.
W 2018 r. doszło do pożaru jednego z wysypisk śmieci w Bogatyni. Na składowisku znaleziono ponad 100 ton odpadów nielegalnie sprowadzonych z Niemiec. Wcześniej zgorzelecki portal zinfo.pl pisał o skandalu śmieciowym i pytał, czy w mieście działa "mafijny układ". Prokuratorska odpowiedź na to pytanie nadeszła teraz, wraz z zatrzymaniem 5 osób, w tym byłego dyrektora z GPO oraz samego byłego burmistrza Bogatyni.
Zatrzymania w sprawie niegospodarności w gminie Bogatynia
fragment komunikatu Prokuratury Krajowej
W toku postępowania prokuratorzy Dolnośląskiego Wydziału Zamiejscowego Departamentu do Spraw Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji we Wrocławiu Prokuratury Krajowej ustalili, że zatrzymani mogli dopuścić się niegospodarności w związku z pełnieniem funkcji publicznych. Z ustaleń dokonanych przez prokuratorów wynika, że na składowiska trafiały śmieci mieszane, tzn. niesegregowane, a w dokumentacji widniały wpisy, że są to odpady biodegradowalne. W konsekwencji zaniżana była opłata środowiskowa. Na te same składowiska, bez stosownych zezwoleń, prawdopodobnie trafiały również śmieci komunalne z Niemiec.
Z ustaleń śledczych wynika, że działania dotyczące niegospodarności obejmujące lata 2012 – 2018 mogły narazić Skarb Państwa na straty sięgające od 1,5 do 7 mln zł. W tym czasie podejrzani mogli nielegalnie zarobić około 5 mln zł.
Czytaj więcej
Zatrzymanym grozi aż do 15 lat więzienia.
W PiS milczą
Wiceminister Marzena Machałek, przy której swoją polityczną karierę jako asystent społeczny zaczynał Sławomir Z., nabrała wody w usta (oświadczenie w tej sprawie minister Machałek wydała 21.02 – publikujemy je na końcu tekstu). "Fakt" nazywa ją "patronką śmieciowej ośmiornicy", przypominając, iż Machałek dwukrotnie wspierała kandydaturę aresztowanego prezesa, gdy ten kandydował na burmistrza Zgorzelca. Milczą także jej przełożeni.
Politycy PO zaś przypominają – to nie pierwsza pisowska afera w południowo-zachodniej części kraju. – Dolny Śląsk to region, w którym działacze PiS pokazali swoje prawdziwe oblicze. Ujawnianie przez media kolejne afery z ich udziałem udowadniają, że tzw. dobra zmiana okazała się oszustwem wyborczym – tak w rozmowie z naTemat wybuch kolejnej afery w lokalnym PiS ocenia lider dolnośląskich struktur PO senator Jarosław Duda.
To już trzecia poważna afera
Jeszcze ostrzej sprawę komentuje wiceszef Platformy Tomasz Siemoniak, stwierdzając, że dolnośląski PiS to siedlisko afer.
Afera w KGHM to sprawa dość świeża, ujawniła ją "Gazeta Wyborcza". W połowie lutego chrześniak wiceprezesa PiS Adama Lipińskiego został zwolniony, gdy wyszło na jaw, że bezprawnie ingerował w milionowe przetargi, a koncern w wyniku jego decyzji miał ponieść straty.
Afera PCK to z kolei sprawa, która wiązana jest z przełożoną Marzeny Machałek, czyli szefową MEN Anną Zalewską. Z wrocławskiego PCK miała zostać wyprowadzona suma ponad miliona zł – odzież z kontenerów była kradziona i sprzedawana do lumpeksów, a część zarobionych pieniędzy poszła na kampanie wyborcze polityków PiS.
Zmiana w ministerstwie
Zarzuty w tej sprawie usłyszał b. dyrektor oddziału Polskiego Czerwonego Krzyża, samorządowiec PiS Jerzy G. Były szef PiS we Wrocławiu, poseł Piotr Babiarz, odszedł z partii. Ale Annie Zalewskiej włos z głowy nie spadł, choć i ona miała w kampanii korzystać z pieniędzy z tej afery. Ba czeka ją nagroda – start w wyborach do Parlamentu Europejskiego.
Poniżej publikujemy oświadczenie, jakie z biura poselskiego minister Marzeny Machałek otrzymaliśmy 21 lutego 2019 r.
O Ś W I A D C Z E N I E
W związku z publikacjami prasowymi, w których bezpodstawnie łączy się mnie
z potencjalnymi nieprawidłowościami związanymi z gospodarką odpadami na terenie
Gminy Bogatynia na Dolnym Śląsku, oświadczam, co następuje.
„Wiązanie mnie z potencjalnymi nieprawidłowościami związanymi z gospodarką
odpadami na terenie Gminy Bogatynia na Dolnym Śląsku jest insynuacją i daleko idącym nadużyciem - podważającym moją wiarygodność w oczach opinii publicznej.
Użyte w publikacjach sformułowania mają ewidentnie kłamliwy charakter. Są naruszeniem mojej godności i dobrego imienia. Stanowią rażące uchybienie zasadom etyki dziennikarskiej.
Biorąc pod uwagę powyższe, informuję, iż podejmę wszelkie kroki prawne
- w tym skierowanie zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa z art. 226
§ 1 Kodeksu karnego tj. znieważenia funkcjonariusza publicznego oraz
wniesienie powództwa o ochronę dóbr osobistych tj. art. 24 § 1 i 2 Kodeksu cywilnego - w stosunku do wszelkich osób i podmiotów, które dopuściły się lub dopuszczą się podania nieprawdziwych, naruszających moje dobra osobiste, informacji w ww. kontekście.”
To już trzecia poważna afera na Dolnym Śląsku z udziałem wysoko postawionych polityków PiS. Poza śmieciową, mam na myśli aferę PCK oraz aferę chrześniaka wiceprezesa PiS Adama Lipińskiego zatrudnionego zatrudnionego na dyrektorskim stanowisku w KGHM. Niestety, w naszym regionie pobudowały się takie pisowskie rodziny, które "obsiadają" różne sfery.