Citroen C3 urzeka swoim wyglądem od pierwszego spojrzenia, a dobre wrażenie wcale nie znika po wejściu do kabiny. To samochód, który ma jedno zadanie - wyróżniać się z tłumu miejskich autek. I chociaż będę się upierał, że próba obsługi klimatyzacji w tym samochodzie w trakcie jazdy stanowi zagrożenie katastrofą w ruchu lądowym, tego samochodu nie sposób nie lubić.
Jedni próbują wyróżnić swoje samochody ceną, inni właściwościami jezdnymi. Francuzi w swoim miejskim hatchbacku postawili natomiast na komfort oraz styl - trochę kosztem właściwości jezdnych. Mądrze? Według mnie tak, bo te dwa czynniki są bardzo istotne dla osób, które szukają auta do jazdy po mieście. Oczywiście poza ceną.
JAKI ON JEST ŁADNY
Czyli to, na czym bazuje... w sumie każdy Citroen, nawet Berlingo. Auto wyróżnia przede wszystkim mnogość możliwości personalizacji. Czarne nadwozie i biały dach jak w egzemplarzu testowym? Żaden problem. A może białe nadwozie i czerwony dach? Też da się zrobić - w sumie opcji personalizacji auta jest kilkadziesiąt.
I nawet bez tego dwukolorowego nadwozia samochodzik wyglądałby kosmicznie - chociaż tak naprawdę producent zastosował tutaj te same chwyty, co w każdym innym modelu ze swojej gamy. Czyli na bokach mamy charakterystyczne air bumpy, a z przodu oczy cieszą bardzo wąskie poziome światła do jazdy dziennej. Do tego dochodzą masywne plastikowe nadkola i progi - tutaj ich tak nie widać przez czarny lakier, ale np. w białych egzemplarzach bardzo kontrastują.
Całość sprawia muskularne wrażenie. Po zdjęciach można wręcz pomyśleć, że to duże auto. W rzeczywistości samochodzik ma mniej niż cztery metry, a w prostszych wersjach (z mniejszymi silnikami) waży... mniej niż tonę.
Równie efektowny jest środek. Widać, że na pierwszym miejscu byli tutaj projektanci, choć księgowi też mieli trochę do gadania, ale o tym później. Dlatego zamiast normalnych uchwytów do zamykania drzwi są tutaj elastyczne rączki.
Deska rozdzielcza jest wykończona tak jak kierownica, która jest uszyta z... dwóch kolorów skóry - brązowej i czarnej. Zresztą kierownica jest fenomenalna. Spójrzcie jeszcze na geometryczne wloty powietrza. To po prostu robi niesamowite wrażenie.
Podobnie wykończone są fotele. Wszystko jest tutaj spójne i wygląda naprawdę szlachetnie. Oczywiście siedziska jak w każdym Citroenie są bardzo wygodne - można się w nich dosłownie zapaść.
Ostatecznym podsumowaniem jakości tego wnętrza jest (oczywiście za dopłatą - 1800 zł) szklany, panoramiczny dach. W małym miejskim aucie! Jest po prostu rewelacyjny.
Minusy? Jest ich kilka. Wspomniałem o księgowych, więc już wyjaśniam - w środku może i jest ładnie, ale w wielu miejscach razi twardy jak skała plastik. Fotele tradycyjnie już dla marki nie zapewniają właściwie żadnego trzymania bocznego. No i pozostaje kwestia nowoczesności.
Pomijam tutaj kwestię kamery pokładowej - o niej już w naTemat dużo pisaliśmy w kontekście C3. I dalej uważamy w redakcji to za genialny pomysł.
Ale już przechodząc do innych kwestii to po pierwsze: w aucie, które tak podkreśla swój charakter, tylko jeden port USB pod ekranem to trochę mało. Próżno tutaj też szukać półeczki do ładowania indukcyjnego - konkurencja to ma. I po drugie sam ekran. Bardzo ładny, ale działający z wyraźnym opóźnieniem. To jeszcze nie byłby problem, gdyby nie obsługa klimatyzacji (i wielu innych rzeczy) poprzez wspomniany panel dotykowy.
Takie rozwiązanie grupa PSA stosuje w wielu swoich autach, ale C3 to miejski maluch. Z tego powodu kokpit jest ściśnięty, co z kolei oznacza, że jako kierowca... NIE WIDZIAŁEM części dotykowych przycisków, w tym tego od klimatyzacji. Po prostu były schowane za kierownicą, poza moim polem widzenia.
Żeby więc przestawić klimatyzację w trakcie jazdy, muszę albo szukać guzika po omacku (wątpliwe), albo oderwać wzrok od drogi, wychylić się w bok i znaleźć odpowiedni przycisk na ekranie. Przecież to prosta droga do wypadku, lepiej nie bawić się tym w trakcie jazdy.
Tak więc stylu nie brakuje. Ale z ergonomią C3 jest na bakier. Francuzi mogli zostawić chociaż pokrętło od temperatury.
WYGODNIE, ALE NA PROSTEJ
Trochę nie da się rozpatrywać tych spraw bez powiązania ich. Francuzi postawili bowiem wyraźnie na komfort. Już wspomniałem, że fotele są bardzo wygodne, ale to dopiero początek. C3 jak na auto miejskie bardzo dobrze wybiera nierówności, zawieszenie samo w sobie jest zestrojone bardzo miękko.
Co z tego wynika? Podróż po miejskich dziurach, zapadniętych studzienkach i "leżących policjantach" to w tym samochodziku naprawdę mały problem. Po prostu jest tutaj wygodnie... właściwie zawsze. Chociaż bardzo zastanawiające jest, jak to zawieszenie po raptem kilku tysiącach kilometrów... skrzypi. Jego trwałość budzi moje delikatne obawy.
Takie komfortowe usposobienie oczywiście odbija się na właściwościach jezdnych. Citroen C3 - co tu dużo ukrywać - jest dość rozbujanym autem. Nie tak jak Cactus, ale jednak. Nadwozie chętnie przechyla się w zakrętach, całość zdecydowanie nie sprawia wrażenia hothatcha. Czy to problem? Raczej nie, bo to przecież auto głównie do miasta. Mi takie połączenie odpowiada.
Z drugiej strony jechałem nim po autostradzie i pot nie spływał mi po czole. Ale jechałem tylko po równej jak stół autostradzie. Tutaj docieramy zresztą do kwestii dynamiki i spalania. Te wypadły... tak sobie.
Testowany C3 był napędzany małym benzynowym silniczkiem o pojemności 1,2 litra. Cylindry? Oczywiście trzy, a całość była sprzężona z sześciobiegowym automatem, co w miejskim autku jest dość oryginalne samo w sobie. Ale komfortowe. Wysilony silniczek generuje 110 koni mechanicznych, które w zasadzie do miejskiej, płynnej jazdy były nawet bardziej niż wystarczające.
Cieniem na niezłej dynamice kładzie się spalanie. W mieście trzeba się liczyć ze spalaniem nawet w okolicy dziesięciu litrów, jeśli będziecie chcieli jeździć dynamicznie. Na wspomnianej autostradzie będzie podobnie. Na drodze ekspresowej spalanie spadnie do około ośmiu litrów. Szału nie ma.
TANIO ALBO ŁADNIE
No i ostatnia ważna rzecz w miejskich autkach - cena. C3 startuje od 41 350 zł, co jak za auto tak bardzo charakterne jest ceną całkiem przyjemną. Za te pieniądze jednak tradycyjnie już wiele nie dostaniemy. Dość powiedzieć, że nie będzie nawet... air bumpów na drzwiach. A silnik będzie miał oszałamiające 68 koni mechanicznych. Z drugiej strony na pokładzie są już lane assist czy tempomat.
Bogatsze wersje wyposażeniowe - Shine czy Elle - oferują już znacznie więcej. Ale ich ceny przechodzą już grubo 50 tysięcy złotych lub nawet podchodzą pod 60 tysięcy. Do tego silnik taki jak w teście i dwukolorowa kierownica (oraz pasująca tapicerka, 1600 zł) i nagle robi się 70 tysięcy.
Zresztą, można nawet więcej. Testowy egzemplarz, choć robi piorunujące wrażenie, kosztuje... 82 400 zł. Daruję sobie porównania co można za to kupić, ale to już brzmi gorzej. Pozostaje więc pytanie - ile jesteście w stanie dopłacić za niepowtarzalny styl w miejskim aucie.
Citroen C3 1.2 PureTech na plus i minus:
+ Wygląd! + Niepowtarzalne wnętrze + Komfort jazdy wyjątkowy w tym segmencie + Wystarczająco dynamiczny - Spalanie - Wysoka cena po doposażeniu w "stylowe dodatki" - Co tu tak trzeszczy w zawieszeniu?