Musiałam się mierzyć na sali sądowej ze słowami mecenasów, którzy mnie obwiniali, próbowali umniejszyć moją krzywdę – powiedziała w rozmowie z Moniką Olejnik w "Kropce nad i" 26-letnia Katarzyna, która przed trzynastu laty padła ofiarą księdza pedofila. Była wielokrotnie gwałcona i bita. Kobieta wywalczyła w sądzie milion złotych odszkodowania od zakonu Towarzystwa Chrystusowego dla Polonii Zagranicznej, ale pieniędzy nie otrzymała.
To był jeden z głośniejszych wyroków ostatnich lat – sąd okręgowy w Poznaniu przyznał 26-latce milion złotych odszkodowania od Chrystusowców oraz 800 zł miesięcznie dożywotniej renty. Dlaczego akurat od nich? To właśnie członkiem tego zakonu był ksiądz Roman B.
Katarzyna pochodziła z patologicznej rodziny, a rodzice byli alkoholikami. Ksiądz obiecał im pomoc – miał zabrać ją do szkoły z internatem w innym mieście. Rodzice mu uwierzyli, a on wykorzystał okazję – wielokrotnie gwałcił i bił dziewczynkę. Po kilkunastu miesiącach piekła trafiła do domu dziecka, gdzie opowiedziała swoją historię.
Roman B. został aresztowany w 2008 roku i skazany na osiem lat więzienia. Ostatecznie spędził w nim cztery lata. Nie wiadomo co się dzieje z nim teraz, a Chrystusowcy odmawiają informacji.
I choć pani Katarzyna wygrała sprawę o odszkodowanie, zakon wniósł w tej sprawie kasację do Sądu Najwyższego. – Wygrałam proces, który był bardzo ciężki. Bardzo wiele mnie kosztował. Teraz boję się, że niestety sąd (Najwyższy – red.) zdecyduje, że te pieniądze mi się nie należą – powiedziała kobieta w wywiadzie ze zmienionym głosem.
26-latka podkreśliła, że w tej sprawie jest załamana postawą zakonu. – Zakon twierdzi od początku, że nic nie wiedział, że nie miał o niczym pojęcia, co jest oczywiście nieprawdą. Wiedzieli o krzywdzie, która się dzieje, a później po wyjściu z więzienia zaopiekowali się księdzem Romanem, przyjęli go do zakonu, dali możliwość służenia. Moim zdaniem dali mu możliwość, aby popełniał te same czyny, które popełniał ze mną – tłumaczyła.
26-latka opowiedziała także, jak była szykanowana. – Z perspektywy czasu rozumiem ofiary, które nie mówią o swojej krzywdzie. Bo spotykają się z takim czymś z czym ja się spotkałam, czyli obwinianiem przez środowisko, wytykaniem palcami – opowiedziała.
Przypomniała też, jak szantażował ją ksiądz Roman: – Mówił, że wszyscy go wielbią, szanują i będą wierzyć tylko jemu, a jak komuś powiem, to zrobi mi krzywdę.
Zwróciła ponadto uwagę, jak trudny był dla niej ten proces. – Kościół opiekuje się sprawcami poprzez wynajmowanie im adwokatów, bronienie ich, a ofiary są pozostawiane same sobie – wyjaśniała.
– Musiałam się mierzyć na sali sądowej ze słowami mecenasów, którzy mnie obwiniali, próbowali umniejszyć moją krzywdę, zrzucić ją na środowisko rodzinne. Uważali, że kwota jest wygórowana, a mi się taka wielka krzywda nie stała, że żyję z nią kilka lat, więc wszystko jest w porządku – mówiła w "Kropce nad i".
Podkreślała, że "nie jest możliwe, żeby wymazać taką historię ze swojego życia". – To jest ze mną każdego dnia, a najgorsze są noce. To wraca w snach, w koszmarach. Boję się ciemności, nie umiem spać przy zgaszonym świetle. Każdy krok na klatce czy przekręcony klucz u sąsiada, powoduje u mnie trzęsienie rąk. Boję się, jak to będzie dalej wyglądało, bo nie umiem funkcjonować – wyznała.