Do kolejnej rocznicy katastrofy w Smoleńsku został niecały miesiąc, powraca więc pytanie o zapowiadane przez polityków PiS "dojście do prawdy". Pomóc w tym miała podkomisja smoleńska pod przewodnictwem Antoniego Macierewicza. Słuch jednak po niej zaginął, a w siedzibie MON została po niej tylko sekretarka.
– Obecnie jest tylko pani Zofia, pani sekretarka. Nikogo poza nią tutaj nie ma – takie słowa od osoby pilnującej wjazdu do MON-u usłyszał dziennikarz TVN24, który chciał porozmawiać z członkami podkomisji smoleńskiej.
Wypowiedzi przed kamerą odmówił także wiceprzewodniczący podkomisji smoleńskiej doktor Kazimierz Nowaczyk. Za to wiceminister obrony narodowej Wojciech Skurkiewicz zapewnia, że "podkomisja działa i pracuje". – Jeżeli chodzi o kwestie kontaktów ze światem zewnętrznym, to musicie się państwo uzbroić w cierpliwość. Jestem przekonany, że osoby odpowiedzialne za kontakt z mediami udzielą odpowiedzi – stwierdził.
Podkomisja nie respektuje także wyroku Naczelnego Sądu Administracyjnego, który nakazał ujawnić jej informacje na temat kosztów jej działalności, wysokości jej budżetu oraz wykorzystania środków przeznaczonych przez państwo. Termin wykonania wyroku minął w lipcu 2018 roku, ale jak do tej pory nikt z podkomisji się nim nie przejmuje.
Nie jest także jasne, ile pieniędzy członkowie podkomisji ostatecznie wydali. W listopadzie 2017 roku Michał Dworczyk, ówczesny wiceminister obrony narodowej, powiedział, że "planowany budżet na 2017 rok wynosił 6 milionów 180 tysięcy złotych", a na 2018 rok 6 milionów złotych. W kwietniu 2018 roku Wojciech Skurkiewicz powiedział, że z planowanego budżetu na poziomie 4 milionów złotych ostatecznie wydano blisko 1,5 miliona złotych. Na rok 2017 planowano 4 miliony 601 tysięcy złotych, a wydano ponad 3,5 miliona złotych.