Poseł Krzysztof Brejza od wielu miesięcy próbuje się dowiedzieć szczegółów na temat postępów prac sejmowej podkomisji badającej katastrofę smoleńską. Bezskutecznie. W siedzibie podkomisji nikt nie odbiera listów poleconych.
Krzysztof Brejza najwyraźniej postanowił na chwilę odpocząć od afery związanej z budową wieżowców przy ulicy Srebrnej i powrócił do sprawdzania, co tam słychać u członków podkomisji sejmowej badającej przyczyny katastrofy smoleńskiej. Efekt? Mizerny. Ostatni komunikat na stronie pochodzi z września zeszłego roku.
To nie koniec. Okazuje się bowiem, że poseł próbował wysłać kilka pism listem poleconym na adres podkomisji. Wysłać się udało, ale pisma wróciły – listonosz nikogo nie zastał pod wskazanym adresem, awiza nikt nie odebrał.
"Wyobraźcie sobie, że ktoś chce przesłać pocztą nowe informacje dot. katastrofy w Smoleńsku. A listonosz odbija się od zamkniętych drzwi. Tak 'działa' organ (utrzymywany przez podatników), który ma 'wyjaśnić' katastrofę lotniczą" – stwierdził na Twitterze poseł Platformy Obywatelskiej.
Przypomnijmy, że już w grudniu zeszłego roku poseł wysłał pismo do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie pismo w sprawie zatajania informacji o aktywności podkomisji smoleńskiej przez Antoniego Macierewicza. Polityk pytał między innymi o liczbę posiedzeń podkomisji, jej koszty i zlecone opinie oraz ekspertyzy.