Wyrywanie telefonu przez Iwonę Arent było wykonywane w czasie sprawowania mandatu posła.
Wyrywanie telefonu przez Iwonę Arent było wykonywane w czasie sprawowania mandatu posła. Fot. Sławomir Kamiński/Agencja Gazeta

Iwona Arent z PiS chciała wyrwać telefon Kindze Gajewskiej z PO w Sejmie. Sprawa trafiła do prokuratury. To historia sprzed niemal dwóch lat, ale teraz wróciła za sprawą jej rozstrzygnięcia. Posłanka PiS nie straci immunitetu. – Było to w ramach wykonywania mandatu posła. Obie panie są posłankami – broniła swojej partyjnej koleżanki Małgorzata Wassermann.

REKLAMA
Chodzi o sejmowe "ekscesy" w nocy z 18 na 19 lipca 2017 r., gdy Sejm miał zająć się ustawą o Sądzie Najwyższym. Na sali plenarnej doszło do kłótni, przekrzykiwania się posłów i przepychanek. Posłanka PO Kinga Gajewska próbowała zajścia nagrać, jednak przeszkodziła jej w tym posłanka PiS Iwona Arent, wyrywając telefon z ręki.
Dopiero po dwóch latach za sprawę zabrała się Komisja Regulaminowa Spraw Poselskich i Immunitetowych. W środę jej członkowie dyskutowali nad tym, czy posłanka PiS powinna zrzec się immunitetu. 9 z 14 posłów było przeciwnych.
Posłankę Arent reprezentowała jej partyjna koleżanka Małgorzata Wassermann. Szefowa sejmowej komisji śledczej ds. Amber Gold broniła jej zachowania i przekonywała, że "zdarzenie opisane w akcie oskarżenia miało miejsce na terenie Sejmu" i "było to w ramach wykonywania mandatu posła".
Wszczęcia śledztwa w tej sprawie odmówili także prokuratorzy, do których trafił wniosek w tej sprawie. Stwierdzono, że nie doszło do naruszenie nietykalności cielesnej funkcjonariusza publicznego. Zasugerowano, że posłanka Gajewska, sprawę może przenieść na grunt cywilny.
źródło: se.pl