– Chciałbym się kiedyś spotkać z Anną Zalewską i powiedzieć jej: "Słuchaj, dziewczyno, trochę żeś poszła po bandzie". Nie ukrywam, że ten jej uśmiech, szczerzenie ząbków, oceniam jako nie do końca szczere – mówi nam Piotr Pakosz, nauczyciel z blisko 40-letnim stażem, pierwszy ze związkowców Oświatowej "Solidarności", który rozpoczął głodówkę. Przygotowuje się na 21 dni.
Sekcja Regionalna Oświaty i Wychowania NSZZ "Solidarność" od ponad dwóch tygodni okupuje siedzibę krakowskiego kuratorium. W poniedziałek przewodniczący sekcji Piotr Pakosz rozpoczął głodówkę. Później dołączyły do niego kolejne osoby.
Protest głodowy to akt rozpaczy?
Piotr Pakosz: – Tak, można powiedzieć, że to akt rozpaczy i zarazem desperacji.
Dziś mija 16 dzień protestu i drugi głodówki. Dalej jesteście dla rządu niewidoczni?
Trudno powiedzieć, że jesteśmy dla nich całkiem niewidoczni, ale nie ma z ich strony konkretów i propozycji rozwiązania sprawy. To jest najgorsze.
"Solidarność" jest utożsamiana z rządem. Stracił pan zaufanie do rządu i Anny Zalewskiej?
Akurat do niej to już dawno straciliśmy zaufanie.
A do rządu, do premiera?
W żadnym wypadku.
Czyli wszystko, co dzieje się teraz w edukacji, zrzucacie na karb Anny Zalewskiej?
No tak. Nie ukrywam, że ten jej uśmiech, szczerzenie ząbków, oceniam jako nie do końca szczere.
Nazwał pan minister edukacji "Anuszką-Kłamczuszką".
Tak można o niej powiedzieć. Myślę, że pani Zalewska nie powinna się obrazić. Akurat znam jej środowisko i wiem, co w powiecie świdnickim się o niej mówi.
No właśnie. Być może będzie jakaś rekonstrukcja rządu i już przygotowano pani minister posadkę. Chciałbym się kiedyś spotkać z Anną Zalewską i powiedzieć jej: "Słuchaj, dziewczyno, trochę żeś poszła po bandzie". Ja jej życzę wszystkiego dobrego, niech nas dobrze reprezentuje w tym PE, bo wierzę, że się tam dostanie.
Niektórzy uważają, że pierwsze miejsce Anny Zalewskiej na liście PiS (okręg 12) do Parlamentu Europejskiego, to nie forma nagrody, ale sposób na pozbycie się skompromitowanej minister.
Albo jest to forma podziękowania jej za to, że tak pięknie się sprawuje. Naszym członkiem jest Sławek Kłosowski, który był wiceministrem edukacji. On sam był nauczycielem i dobrze wszystko rozumiał. Zresztą pani Zalewska też była nauczycielką.
Nauczyciele ze szkoły, w której kiedyś uczyła Anna Zalewska mówili dziennikarzom, że mieli nadzieje, że coś się zmieni, że Zalewska jako była nauczycielka naprawi szkolnictwo. A tymczasem jest jeszcze gorzej.
Zauważyłem, że nauczyciele, którzy obejmują pewne stanowiska, w szczególności w samorządach, zachowują się tak, jakby zapomnieli, skąd wyszli.
Mówił pan, że ma żal do minister Zalewskiej, ale do nikogo innego z rządu. Naprawdę?
Myślę, że na rząd należy patrzeć całościowo. Tarczą jest minister edukacji, ale sądzę, że decyzje np. dotyczące finansów, nie są tylko jej decyzjami. Ona w tej kwestii nie ma chyba za dużo do powiedzenia.
Ja wierzę w mojego premiera, który jest synem Kornela Morawieckiego. A on przez cały czas walczył o sprawiedliwość. Myślę, że te jego korzenie pozwolą przejrzeć na oczy (premierowi – red.) i pozwolą mi dożyć sędziwego wieku.
Gdyby mógł pan teraz zaapelować do premiera Morawieckiego, to co by mu pan powiedział?
Dla mnie Mateusz Morawiecki jest super premierem.
Ale Anna Zalewska jest ministrem w jego rządzie. On ma na nią wpływ.
Na pewno. Mogę tylko apelować do niego, żeby mi jako staremu człowiekowi pomógł. Żebym mógł jak najszybciej przerwać ten protest. Nie oczekujemy, żeby do nas przyjechał, ale żeby podjął decyzje. Rozumiemy, że ma poważniejsze problemy.
Wczoraj były negocjacje z przedstawicielami rządu (Szydło, Zalewska, Rafalska), które przełożono na początek kwietnia, bo stwierdzono, że "Solidarność" opuściła spotkanie. Coś panu na ten temat wiadomo?
To jest bzdura. Jest z nami również przdedowniczący pan Ryszard Proksa. On powiedział nam, że taka sytuacja nie miała miejsca. Oni po prostu wyszli, kiedy skończyły się negocjacje. Na co mieli czekać, skoro żadnych efektów nie było? Liczymy, że za tydzień w poniedziałek będą konkrety, a nie powtarzanie jak mantrę tych samych kwestii.
Jak na wasz strajk głodowy zareagował przewodniczący "S" Piotr Duda?
Myślę, że się z nami utożsamia. Poinformowałem pana Piotra Dudę, że przystępuję do strajku. Przyjął to z pewną ostrożnością, bo wiadomo, że różnie może się to potoczyć. Na pewno się o nas martwi, ale my mu ufamy.
Dlaczego "Solidarność" nie chce protestować z ZNP?
To nie jest odrębny protest, prowadzimy go tylko inną drogą. My żeśmy zaufali naszemu przewodniczącemu Piotrowi Dudzie, który chce załatwić sprawę kompleksowo – dla wszystkich pracowników szeroko rozumianej strefy budżetowej. Próbuje negocjować w sprawie powiązania wzrostu średniej krajowej z naszymi płacami. Wtedy nie będzie trzeba co pół roku, co rok negocjować zmian uposażeń. To będzie się działo automatycznie.
Jeżeli nasi członkowie bezpośrednio w placówkach podpisali się pod referendum – to proszę, każdy jest wolnym człowiekiem. To jest ich wybór.
Podobno część nauczycieli należących do "Solidarności" już opuściła jej szeregi, twierdząc, że Piotr Duda stosuje "sabotaż", rozbija środowisko. I oni przyłączyli się do ZNP.
Proszę w takie sprawy nie wierzyć. Uważam, że słabe elementy w trudnych sytuacjach same się wykruszają.
W pewnych kręgach pojawiają się opinie, że pan Broniarz szkodzi nauczycielom, zgodzi się pan z takim stwierdzeniem?
Nie jestem upoważniony do tego, by oceniać kolegę Broniarza. Każdy przeszedł swoją drogę życiową. Mnie w moich strukturach "S" na Śląsku normalnie się współpracuje z ZNP.
Jest pan emerytowanym nauczycielem z prawie 40-letnim stażem pracy. Pan właściwie nie musi już protestować, dlaczego pan to robi?
Tak, jestem emerytowanym nauczycielem WF-u, ale w dalszym ciągu utrzymuje kontakt z placówkami oświatowymi. Na emeryturę przeszedłem, żeby zrobić miejsce młodemu nauczycielowi. Nie chciałem, żeby on stracił pracę.
Powiem szczerze, że teraz walczę dla nauczycieli, dla szeroko rozumianego środowiska oświatowego. Ciesze się każdym dniem i dalej chciałbym to robić. Mam nadzieję, że poprzez tę sytuację nie będę miał skróconego życia.
Słyszę, że ma pan ochrypnięty głos.
Jestem podziębiony. Ale mam nadzieję, że dam radę. Mentalnie jestem mocny. W dodatku wspomaga mnie rodzina. Dołączył do mnie mój syn, który także jest nauczycielem akademickim. On wczoraj rozpoczął głodówkę, ale u siebie w domu. A to dlatego, że ma pracę i musi ją szanować. Podobnie zresztą jak młodzież i studentów.
Jesteście nastawieni na 21 dni strajku głodowego. Jak się pan przygotowywał?
Ja jestem mentalnie przygotowany na 21 dni strajku głodowego, ale nie wiem, czy mi zdrowie na tyle pozwoli. Za miesiąc – 27 kwietnia – kończę 70 lat. Mam coraz mniej siły. Nie przygotowywałem się do strajku. Mam w miarę mocny organizm, staram się o niego dbać. Mamy opiekę medyczną i całej "Solidarności": i z Gdańska, i z Gdyni, i z Podkarpacia, i wsparcie naszego przewodniczącego.
W szkole przepracował pan prawie 40 lat, średnio zarabiał pan na rękę 2 tys. zł. Nie żałuje pan, że się nie przekwalifikował?
Nie żałuję żadnego dnia, który spędziłem w szkole. To dla mnie miłe wspomnienia. Uczyłem WF-u, byłem trenerem lekkiej atletyki. Zwiedziłem kawał świata. Miałem to szczęście, że prezydent Wałęsa uhonorował mnie złotym Krzyżem Zasług, a 10 lat temu prezydent Kaczyński wręczył mi Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski.
Sądził pan te 10 lat temu, że w 2019 roku przyjedzie panu uczestniczyć w strajku głodowym? Bo młodym nauczycielom będzie tak trudno wyżyć za swoją marną pensję.
Nie, nie spodziewałem się tego. Mamy mnóstwo różnych telefonów i SMS-ów. Nawet zawodnicy, których prowadziłem w kadrze dzwonią. Jeden z Pomorza powiedział: "Trenerze, ja już jestem dyplomowany, na rękę mam 2,6 tys. zł, ale już w tym roku kończę pracę. Będę fizjoterapeutą i będę godnie zarabiał". Szkoda takich ludzi, bo on też ma osiągnięcia.
Nie zawiesicie protestu głodowego, dopóki minister Zalewska niczego konkretnego Wam nie zaproponuje?
Tak, chyba że wcześniej stracę przytomność i mnie wyniosą na noszach.