
Sprawa Amber Gold pokazuje, że organy państwa nie wywiązały się ze swoich zadań. To dlatego, że nie mają odpowiednich narzędzi, czy po prostu nie przyłożyły się do swoich zadań? Może zawiedli też sami klienci, którzy nie sprawdzili jakie ryzyko wiąże się z inwestycją "gwarantującą pewny zysk"?
REKLAMA
Co o stanie państwa i jego instytucji mówi nam zamieszanie wokół Amber Gold?
Ostatnie wydarzenia pokazały nam, że wymiar sprawiedliwości potrafi być nieskuteczny, że zmiana nazwiska i uchylanie się od regulowania zobowiązań może być skuteczne. Proszę spojrzeć, że wszystkie wyroki były w zawieszeniu - to nie powinno się zdarzyć. Ta sytuacja uczy nas, że sądy i prokuratura nie przyglądają się dokładnie sprawom, którymi się zajmują.
Czytaj też: Jacek Santorski: Afera z Amber Gold to przestroga, ale stworzyła szansę na zrobienie porządku z parabankami
Ale wbrew temu, co zaczyna się mówić, wcale nie trzeba jakichś wielkich zmian w prawie. Oczywiście politycy już zaczynają przerzucać się propozycjami, a najbardziej aktywna jest tutaj opozycja, ale nie tędy droga. Problem leży w egzekwowaniu już istniejącego prawa i nad tym należy pracować. Nie powinno być tak, że sąd rejestrowy nakładał kilkakrotnie grzywnę za uchylanie się od obowiązku raportowania, a nic z tego nie wynikało. Należy się zastanowić, czy takie grzywny nie powinny być wyższe, tak, aby były dotkliwe dla firmy nie wywiązującej się z obowiązków.
Tomasz Lis podał dziś w "Poranku TOK FM" przykład Wielkiej Brytanii, gdzie firma, która nie składa raportów jest automatycznie wykreślana z rejestru. Może to jest rozwiązanie?
Trzeba pamiętać, że anglosaski system prawny jest zupełnie inny od naszego i nie wszystkie jego rozwiązanie sprawdzą się u nas. Myślę, że na początek trzeba podnieść kary, na przykład do 100 tysięcy złotych. Ewentualnie po wielokrotnym uchylaniu się od obowiązków rozważyć – jako alternatywę – wykreślenie z rejestru. Oczywiście musiałaby istnieć możliwość odwołania się od takiej decyzji.
Poza tym wracam do kwestii rzetelności organów wymiaru sprawiedliwości. Gdyby dobrze sprawdzono Krajowy Rejestr Karny, to nie byłoby kilku wyroków w zawieszeniu. Poza tym zgoda na dobrowolne poddanie się karze przy ostatnim wyroku na pana Plichtę była błędem. Gdyby sąd patrzył nie tylko na nazwisko Plichta, ale także Stefański [poprzednie nazwisko Marcina Plichty - red.], to zobaczyłby, że na koncie tego pana są już wyroki, które się nie zatarły i wydawałby zupełnie inne orzeczenia.
Można się też zastanowić, dlaczego kurator nie dopilnował spłaty wszystkich poszkodowanych przez Multikasy. Zobaczył, że Plichta oddał pieniądze kilku osobom i stwierdził, że ma środki na spłacenie pozostałych. A teraz jak wiemy 400 osób nadal nie odzyskało swoich pieniędzy. Poza tym można było nałożyć na tego pana zakaz prowadzenia działalności gospodarczej. Tak więc narzędzia prawne były, ale ich nie wykorzystano.
Z jednej strony mamy organy państwa, które nie zadziałały. Ale z drugiej są ludzie, którzy przecież podpisali te umowy z zapisem, że gdy zerwą umowę, stracą około jedną trzecią pieniędzy. Powinniśmy szerzej edukować społeczeństwo na temat zagrożeń?
Nie użalałbym się tak nad tymi ludźmi, bo przecież nie musieli podpisywać tych umów. Zrobili to dobrowolnie i wiedzieli, że z jednej strony jest obietnica wyższego zysku, a z drugiej ryzyko większych strat przy zerwaniu umowy. Ludzie muszą być odpowiedzialni za swoje czyny, za to co podpisują.
Zobacz też: Prof. Ryszard Bugaj: Państwo powinno przygotowywać standardowe umowy bankowe, by każdy mógł je zrozumieć
Jeśli nie chciało im się sprawdzić wiarygodności firmy, z usług której będą korzystać, to powinni ponieść tego konsekwencje. Przecież każdy średnio rozgarnięty inwestor sprawdziłby, skąd ma się brać ten gwarantowany zysk, skoro złoto raz rośnie a raz tanieje.
Profesor Ryszard Bugaj uważa, że nie wszyscy są w stanie zrozumieć skomplikowane zapisy i państwo powinno przygotowywać standardowe wzory umów.
Trybunał Konstytucyjny od razu zakwestionowałby taki przepis, bo w Polsce mamy konstytucyjnie zagwarantowaną swobodę zawierania umów handlowych. Takie instytucje jak Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów czy Komisja Nadzoru Finansowego powinny w nie ingerować tylko wtedy, gdy zawierają jakieś niedozwolone prawem klauzule czy podstępne zapisy. Nie wyobrażam sobie by państwo kształtowało umowy, bylibyśmy chyba pierwszym takim krajem na świecie.
Poza tym niektóre transakcje są z natury rzeczy skomplikowane i nie da się ich zapisać na jednej stronie. Mamy odpowiednie instytucje, które chronią obywateli przed niezgodnymi z prawem zapisami w umowach. Ale ludzie powinni też brać odpowiedzialność za to, co podpisują i państwo nie powinno ich w tym wyręczać.
