Kim są pedofile? Jak wybierają swoje ofiary? Co robią, by uniknąć zdemaskowania? Między innymi na te pytania odpowiada psycholożka i pisarka Anna Salter w swojej książce "Drapieżcy: pedofile, gwałciciele i inni przestępcy seksualni". Wielokrotnie wznawiana publikacja jest przystępnym poradnikiem dla rodziców, nauczycieli i opiekunów.
Salter, która zarówno leczyła ofiary, jak i badała psychologicznie sprawców, pokazuje logikę napaści seksualnej na najmłodszych na prawdziwych przykładach. Cytuje też samych przestępców, którzy opowiadają, dlaczego robią to co robią i jak udaje im się uniknąć kary.
Poniżej publikujemy fragment jej książki, wydanej nakładem wydawnictwa Media Rodzina.
Napomknij przeciętnej grupie słuchaczy, a nawet gronu, w którym będą w większości ludzie zajmujący się tymi sprawami profesjonalnie, o osobach molestujących dzieci, a natychmiast zaproponują terapię za pomocą colta .45 albo kastrację. Kiedyś taksówkarz w Denver przekazał mi swoją opinię: egzekucja za pierwsze tego rodzaju przestępstwo.
Dla tych, którzy proponują takie rozwiązanie, jest to odpowiedź dziwnie krzepiąca, która uwalnia ich od znacznie większego trudu wymyślania czegoś, co moglibyśmy rzeczywiście wprowadzić w tym kraju.
Najdziwniejsze jest przy tym to, że zwolennicy tego radykalnego rozwiązania, którzy postrzegają pedofilów jako potwory, pierwsi zdają się twierdzić, że mamy do czynienia z fałszywym oskarżeniem, kiedy zostanie ono postawione ich sąsiadowi, przyjacielowi albo członkowi rodziny. Przecież osoby molestujące dzieci to zboczeńcy, gnidy i potwory, a ich miły sąsiad/pastor/ojciec/wuj/przyjaciel/ ksiądz nie jest potworem. Ergo nie jest pedofilem.
Zamykanie oczu
Kiedy tego rodzaju zaprzeczenie utrwali się w ich świadomości, żadne dowody nie skłonią ich do zmiany zdania. Pewien taksówkarz powiedział mojej koleżance po fachu: "Molestowanie dzieci! Wiem wszystko o molestowaniu dzieci. Oskarżono o to mojego ojca, ale te dzieci kłamały — cała dwudziestka szóstka".
Nie przyjmuje się do wiadomości nawet wyznania przestępcy. Mężczyzna od dawna molestujący chłopców starał się powiedzieć swojemu pastorowi, że jest przestępcą.
"Ktoś powiedział, że jestem pedofilem" — zaczął niepewnie.
"To najgłupsza rzecz, jaką kiedykolwiek słyszałem — odparł szybko pastor. — Jesteś ostatnią osobą, którą bym o to podejrzewał".
Koniec rozmowy.
Ale przekonanie o tym, że pedofile, oprócz skłonności do molestowania, różnią się od nas jeszcze czymś innym, jest błędne. Mogą być lojalnymi przyjaciółmi, dobrymi pracownikami i pod innymi względami odpowiedzialnymi członkami społeczności. Psychiatra Fred Berlin zauważył:
Tym, co różni osoby molestujące dzieci od reszty społeczeństwa, jest tylko to: uprawiają seks z dziećmi. Molestują je z rozmaitych powodów, które mogą nie pozostawiać żadnych charakterystycznych śladów na ich wizerunku publicznym. Ksiądz, który niezmordowanie pracuje dla parafii, może być miły w codziennych kontaktach z ludźmi, ale nie ma to nic wspólnego z tym, czy prywatnie jest czy nie pedofilem.
Nawet rozjuszeni gwałciciele dzieci (stanowiący z pewnością mniejszość wśród osób molestujących dzieci) mogą publicznie zachowywać się normalnie. Taki mężczyzna może mieć dziewczynę czy żonę i może być ogólnie lubiany. Nikt, oprócz jego ofiar, może nie dostrzec kipiącej złości, która nim powoduje.
Gwałciciel dzieci, którego wyznania przytaczam poniżej, jest mierzącym ponad 180 centymetrów mężczyzną jak z reklamy papierosów Marlboro, z krzywym uśmiechem i drobnymi zmarszczkami wokół oczu. Jest przystojny i, co więcej, wygląda na miłego człowieka. Nic zatem dziwnego, że miał wiele dziewczyn. Na pewno z tym wyglądem i przy tym łagodnym i rozsądnym sposobie bycia nie miał żadnych trudności z przyciąganiem kobiet. Tymczasem oświadcza:
W rzeczywistości rozerwał ośmioletnią dziewczynkę od odbytu do pochwy. Rana była tak poważna, że dziecko hospitalizowano. Trafił za to do więzienia, a później dostał drugi wyrok za inne przestępstwo. Między tymi pobytami w więzieniu popełnił wiele przestępstw, o których poinformowano policję, ale za które nigdy nie został oskarżony. Wzrusza ramionami i mówi:
Było chyba przesadą z jego strony twierdzenie, że przez cały czas kręcił się wokół dzieci. Był kierownikiem nocnej zmiany w sklepie spożywczym i w nocy zachodziło tam prawdopodobnie mniej dzieci niż w dzień.
A jednak, mimo to, że był aż tak pełen złości i na tyle bezduszny, iż rozerwał ośmioletnią dziewczynkę od odbytu po pochwę, tym, którzy z nim pracowali, wydawał się zupełnie normalny. Nie wierzę, by ktokolwiek na świecie, mnie nie wyłączając, poczytał go za pedofila.
Ale nawet jeśli ani ty, ani ja nie moglibyśmy zauważyć tego w luźnej rozmowie, ta złość i chęć zastraszania, w jego przypadku tylko dzieci, tkwiły w nim. I dał im upust niemal na naszych oczach i uszło mu to na sucho. Wyjaśnia mi, jak sobie radził z oskarżeniami wysuwanymi przeciwko niemu przez dzieci:
Jak zrozumieć molestowanie dzieci — ślepi sojusznicy i skrywane uprzedzenia
Dlaczego mężczyźni — i niektóre kobiety — molestują dzieci? Dla reszty z nas jest to niepojęte. To, że tak trudno jest nam uwierzyć, iż ktoś, kogo znamy, molestuje dziecko, wynika częściowo z trudności, jaką nastręcza nam zrozumienie, dlaczego ktoś robi coś takiego. Większość dorosłych po prostu nie czuje pociągu seksualnego do dzieci. Kiedy osoba dorosła jest w nastroju do amorów, dziecko jest w najlepszym razie utrapieniem.
"Co musi zrobić dziecko, żeby stać się dla was seksualnie pociągające?" — zapytała retorycznie instruktorka grupę osób na szkoleniu. "Dorosnąć" — odpowiedział jeden z mężczyzn. Uważa tak większość z nas. Stosunki seksualne z dziećmi wydają się nam bardzo naganne i odrażające. Skoro uważa tak większość ludzi, to dlaczego pedofile narażają się na ryzyko uwięzienia za coś, czego większość przenigdy by nie zrobiła, nawet gdyby było to zgodne z prawem? (...)
W historii psychologii najbardziej zdumiewający jest stosunek do przypadków, kiedy wiedziano i potwierdzono, że doszło do wykorzystania seksualnego. W pierwszych dziesięcioleciach dwudziestego wieku psychoanalitycy niezłomnie utrzymywali, że do wykorzystania seksualnego dochodzi z winy dziecka, nie osoby dorosłej, ponieważ agresywne dzieci "uwodzą" niewinnych mężczyzn. (...)
Szczególnie chętnie obwiniano ofiary kazirodztwa. Doktor Irving Weiner pisał, że „brak jakichkolwiek skarg ze strony córek wskazuje, iż dziewczęta te nie były po prostu bezradnymi ofiarami potrzeb swoich ojców, ale czerpały z tego stosunku zadowolenie, jeśli nie były wręcz... jego aktywnymi inicjatorkami”.
Oczywiście, że wiele ofiar się skarżyło. Niemniej jednak Werner odrzuca doniesienia tych, które się skarżyły, twierdząc, że „jest zupełnie prawdopodobne, iż wiele córek [pozostających w związkach] kazirodczych unika poczucia winy, zaprzeczając, jakoby czerpały przyjemność z doznań seksualnych”. Nie jest jasne, co powinny były zrobić ofiary, by przekonać Wernera o swojej niewinności. W jego pismach znajdujemy opinię, że były „zadowolone” z kazirodztwa. (...)
To obwinianie dzieci o to, że same są winne temu, iż się je seksualnie wykorzystuje, zaczęło słabnąć w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych, chociaż nigdy nie wygasło i obecnie zauważa się jego nawrót.
Świadczy o tym na przykład sprawa w obronie pewnego księdza, wniesiona w 2002 roku w Bostonie przez kardynała Bernarda F. Law, w której jego pełnomocnik twierdził, że do seksualnego wykorzystania przez owego księdza sześcioletniego chłopca przyczyniło się „zaniedbanie”, za które ponoszą winę ten chłopiec i jego rodzice. Zachodzę w głowę, o jakiego rodzaju zaniedbaniu ze strony chłopca jest tu mowa.
Zauważ też, że pewien kalifornijski sędzia, również w 2002 roku, skazał trzydziestotrzyletniego nauczyciela na dozór kuratorski zamiast na więzienie po uznaniu go winnym uprawiania seksu z piętnastolatkiem. W uzasadnieniu tego wyroku sędzia stwierdził, że „związek ten mógł być dla chłopca sposobem »zaspokojenia potrzeb seksualnych«”.
Jednak to słabnięcie tendencji do zrzucania na ofiarę winy za jej wykorzystanie seksualne spowodowało przesunięcie odpowiedzialności, początkowo nie na przestępcę wprawdzie, lecz na jego małżonkę i rodzinę. W istocie rzeczy wątek obwiniania matki przewijał się w tej literaturze już od pewnego czasu, ale zaczął wysuwać się na plan pierwszy w miarę tego, jak coraz bardziej odchodzono od potępiania dziecka. (...)
Sami przestępcy seksualni powiedzą ci, że celowo używają różnych metod uwodzenia i nakłaniania do stosunków seksualnych. Jon Conte, Steven Wolf i Tim Smith stwierdzili, że przestępcy uważają, iż mają wprawę w rozpoznawaniu bezradnych dzieci. Autorzy przytaczają wypowiedzi dwudziestu sześciu przestępców, którzy mówią między innymi:
Zgadzają się z tym wyniki innych badań. Brytyjscy badacze, Michelle Elliott, Kerin Browne i Jennifer Kilcoyne piszą, że prawie połowa z próby dziewięćdziesięciu jeden przestępców powiedziała, iż wybierali dzieci, którym „brakowało pewności siebie albo [które] miały niską samoocenę”. Manipulowali uczuciem dziecka, przekupując je, dając mu prezenty, grając z nim w różne gry.
Ten proces manipulacji opiera się na ważnych różnicach w poziomie dojrzałości, bez których nie powiodłaby się manipulacja. Dziecko jest tutaj w niekorzystnym położeniu — nie ma pojęcia o rzeczywistych intencjach przestępcy, nie zna żadnego sposobu na to, by się przekonać, czy wyrażane uczucie jest szczere i nie potrafi rozpoznać technik manipulacji. (...)
Przestępcy seksualni nie molestują dzieci dlatego, że pozostają pod wpływem jakiegoś magicznego uroku rzuconego na nich przez agresywne i uwodzicielskie dzieci, ani dlatego, że „kompensują spowodowane przez matkę frustracje oralne”, jak pisze Lusting i inni. Nie robią tego pod wpływem alkoholu czy stresu ani dlatego, że są po prostu „zakochani”, a różnica wieku jest nieistotna.
Różnica wieku jest zawsze istotna. W rzeczywistości o nią właśnie chodzi. Znaczna część molestuje dzieci po prostu dlatego, że czuje pociąg do tej grupy wiekowej. Występuje u nich to, co najczęściej nazywa się „dewiacyjnym schematem pobudzenia”.(...)
A więc jaka jest odpowiedź? Dlaczego przestępcy molestują dzieci?
Wiemy tylko tyle. Istnieje podgrupa osób, które molestują dzieci po prostu dlatego, że są one dla nich seksualnie pociągające. Są inni, którzy molestują, ponieważ są osobnikami aspołecznymi, a nawet psychopatycznymi i uważają po prostu, że mają do tego prawo.
Są jeszcze inni, którzy wykorzystują dzieci, bo są zbyt nieśmiali albo zakompleksieni, by nawiązać intymne stosunki z dorosłymi. No i są też tacy, którzy molestują dzieci z powodów absolutnie dla nas niezrozumiałych. Ale nie popełnijmy błędu — bez względu na to, czy ktoś molestuje dzieci, bo ma takie preferencje seksualne, czy z innych powodów, jego uzależnienie może być niezwykle silne.
Weźmy choćby pastora, który wykorzystywał seksualnie własne wnuczęta. Nie miał na koncie żadnych innych przestępstw i właściwie poza tym wiódł nienaganne życie. Kiedy go ujęto, przyznał się do popełnionych przestępstw i nie próbował szukać żadnych wymówek. Wyznał, że jest winny i został uwięziony.
Powiedział mi, że cieszy się, iż znalazł się w więzieniu, bo uważa, że dzięki temu może jakoś odkupić to, co zrobił. Zapytałam go, jak usprawiedliwiał sam przed sobą to, co robił, kiedy to robił, jak zagłuszał własne sumienie, które, jak pokazywały jego inne czyny, miał.
Odparł tak:
Nie zagłuszałem swojego sumienia. Cały czas je miałem. Myślę, to mój osobisty pogląd, że jest to częścią schematu tego uzależniania. Robisz to, nie zawsze to usprawiedliwiasz, ale wnosisz konsekwencje tego działania do tego działania i robisz to wbrew albo na przekór znanym konsekwencjom. Przypuszczam, będąc osobą bardzo religijną, że gdybym wierzył całym sercem i umysłem, że otworzy się ziemia i połknie mnie, i trafię prosto do piekła, to i tak bym to zrobił.
Dokładnie pamiętam moją reakcję na te słowa. Zjeżyły mi się włosy na karku. Po raz pierwszy zrozumiałam, z czym walczymy. Skoro człowiek, który wierzy w piekło, gotów byłby tam pójść w zamian za możliwość molestowania dziecka, to znaczy, że mamy do czynienia z przymusem tak silnym, że, poza narkomanami, chyba niewiele osób jest w stanie to pojąć.
Bez względu na przyczyny powstania takiej fiksacji, jest ona chroniczna i oporna na zmiany. Ludzie, u których występują takie schematy pobudzenia, nie są bynajmniej nieliczni; to mała armia, a nie mają żadnych znaków szczególnych, po których można by rozpoznać ich na ulicy.
Przestępczynie
Wedle wszelkich danych osób płci żeńskiej, które molestują dzieci, jest mniej niż mężczyzn o tej orientacji, ale nie znaczy to, że nie istnieją. Jak częste są to przypadki, zależy od tego, gdzie się ich szuka. Jeśli, na przykład, przyjrzeć się doniesieniom, które trafiają do agencji zajmujących się ochroną dzieci, okazuje się, że kobiety stanowią od 3 do 5 procent przestępców. Jeśli spojrzy się na dane dotyczące osób odbywających karę pozbawienia wolności, liczby te ulegają poważnej redukcji.
W przeprowadzonych w Kanadzie badaniach stwierdzono, że wśród przestępców seksualnych odbywających karę co najmniej dwóch lat więzienia kobiety stanowią niespełna 1 procent. Zgadza się to z moim doświadczeniem. Znacznie rzadziej zdarza się, by na ławie oskarżonych o przestępstwa seksualne zasiadały kobiety i znacznie rzadziej zostają one skazane.
Przeciętny obywatel zdaje się nie wierzyć, by kobieta, zwłaszcza matka dziecka, zdolna była do takiego czynu. Kiedyś, gdy wygłaszałam odczyt o kobietach, które dokonały przestępstw na tle seksualnym, padło z sali pytanie: „Jak udaje się pani pozostać przy zdrowych zmysłach?” Nikt nie zapytał mnie o to, kiedy mówiłam o przestępcach seksualnych płci męskiej.
Wydaje się, że przestępczynie seksualne różnią się pod kilkoma ważnymi względami od ich męskich odpowiedników. W literaturze przedmiotu wyodrębnić można trzy stale pojawiające się typy takich przestępczyń, które niedokładnie odpowiadają typologii przestępców płci męskiej. Przede wszystkim jedną z najliczniejszych jest grupa, której członkinie molestują dzieci do szóstego roku życia, głównie własne. Wiele z tych matek wydaje się tak „stopionych” ze swoimi dziećmi, że nie są w stanie odgrywać roli matki. (...)
Po drugie, jest grupa nauczycielek, które molestują głównie nastolatków. Nie są to kobiety osiemnasto- czy dwudziestoletnie, które zadają się z siedemnastolatkami. W badaniach stwierdzono, że, średnio biorąc, różnica wieku między molestującą a jej ofiarą wynosi szesnaście lat. A zatem jest to grupa kobiet, na ogół mających trzydzieści kilka lat, które są dwa razy starsze od swoich ofiar.
Dla ostatniej grupy nie ma odpowiednika w świecie przestępców płci męskiej. Tworzą ją kobiety, które początkowo zostały zmuszone przez swoich partnerów do stosunków seksualnych z dzieckiem. Ich pierwotną motywacją było sprawianie partnerowi przyjemności albo przynajmniej uniknięcie porzucenia. Jednak z czasem, jak pokazują badania, wiele z tych kobiet zaczyna odczuwać zadowolenie ze stosunków seksualnych z dziećmi, a w końcu molestuje je z własnej inicjatywy.
(...) Przestępczyń seksualnych jest może mniej niż przestępców, ale byłoby poważnym błędem myśleć, że nie istnieją albo lekceważyć szkody, które wyrządzają. Bez względu na płeć, osoby molestujące dzieci ciężko jest wykryć. Ich zainteresowanie dziećmi może być kompulsywne, ale jest dobrze ukryte. Jeśli popełniają błędy, to drobne. Raz się je dostrzega, raz nie. (...)
Ludzie często mylą kwestię cech charakteru z kwestią orientacji seksualnej albo rodzajem zainteresowań seksualnych, które ma dana jednostka. Na przykład osoby, które są kompulsywnymi pedofilami, mogą pod innymi względami przestrzegać prawa, być odpowiedzialni w pracy, troszczyć się o inne osoby.
Pierwsza ofiara — zatrzymałem się u takiego faceta [...] Przyjechała jego córka i zamieszkała u nich, a ja wtedy mieszkałem z nimi. I byłem zły. Robiła mnóstwo rzeczy, zaraz dam ci przykład. Pierwszy raz miałem zapalniczkę Zippo i rozgrzewałem ją, i bawiłem się nią [...] Jednego dnia weszła, bawiła się nią i ją rozgrzała, a ja leżałem na kanapie i spałem. Podeszła z nią do mnie i położyła mi na czole i przypiekła mi czoło, co mnie bardzo rozzłościło. Dużo jej wtedy nie powiedziałem. Ale po południu albo wieczorem, kiedy jej matka była w pracy, zgwałciłem ją. Wtedy to było od tyłu. I tak to szło przez jakiś czas, zanim zdarzył się wypadek. Mówię, że to był wypadek, bo ona nie była w stanie wytrzymać stosunku [...] I to ją rozpruło.
Ludzie na ogół myślą to, co chcą myśleć. I to zasadniczo wszystko. Jeśli chcą myśleć o tobie źle, to będą myśleć źle. Jeśli usłyszą o tobie coś złego, to w to uwierzą, a jeśli nie, to nie. W tym interesie, w którym robiłem, człowiek cały czas kręci się wokół dzieci. Gdyby molestował dzieci, to nie ma siły, żeby nie został złapany.
Zasadniczo, jeśli zachowasz spokój i patrzysz temu komuś prosto w oczy, niech to będzie, kto chce, a szczególnie jeśli jest to matka ofiary albo ofiara, jeśli ofiara jest gdzieś, gdzie możesz na nią patrzeć i ją zdenerwować, kimkolwiek jest, to im bardziej ją zdenerwujesz, tym bardziej się wydaje, że kłamie. Jeśli tam jest. Przeważnie jej nie ma.
P: Jak je denerwujesz?
O: Wpatruję się w nie. Wiesz, to tak, jakbym chciał powiedzieć: "dorwę cię". To jest zasadniczo tylko, wiesz, tylko ten rodzaj patrzenia. Jakbyś ją miał. Dla dziecka to jest... szokujesz tylko tym patrzeniem. (...)
Wybrałbym prawdopodobnie to, które wydaje się biedniejsze, dziecko trzymające się na uboczu albo takie, które uważa, że jest szykanowane przez braci i siostry.
Znalazłbym dziecko, które nie ma szczęśliwego życia rodzinnego, bo byłoby mi łatwiej zdobyć jego przyjaźń.
Szukaj dziecka, którym łatwo pokierować. Przystanie na wszystko, co mu powiesz.
Wybieraj dzieci, które nie są kochane. Staraj się być dla nich miły, dopóki w pełni ci nie zaufają i nie odniesiesz wrażenia, że chętnie będą z tobą współpracować. Wykorzystuj miłość jako przynętę [...]. Daj jej złudzenie, że ma swobodę wyboru. Mów jej, że jest wyjątkowa. Wybierz dziecko, które już zostało wykorzystane. Twoja ofiara będzie myślała, że tym razem nie jest tak źle.