Reżyserka w Senegalu musi bić operatora, bo przecież "nie będzie się słuchał kobiety". Khady Sylla o afrykańskim kinie
Katarzyna Grynienko
10 sierpnia 2012, 20:57·6 minut czytania
Publikacja artykułu: 10 sierpnia 2012, 20:57
Filmami wyleczyła się z depresji, nie chce wybierać między fabułą i dokumentem, a na planie musi używać przemocy wobec mężczyzn „bo tylko tak kobieta może zrobić film w Senegalu”.
Reklama.
Kobiety w kinie afrykańskim można policzyć na palcach dwóch rąk, a Khady Sylla jest obecnie jedyną w Senegalu reżyserką aktywną. Jest też jedyną kobietą, której filmy pojawiły się w tym roku w sekcji Open Doors podczas Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Locarno, sekcji poświęconej filmom z byłej Francuskiej Afryki Zachodniej.
– Nie dziwi mnie, że jestem tu sama, a moi koledzy tworzą kilkunastoosobową grupę. Stanowimy idealny przekrój tego, co dzieje się w kinie afrykańskim. Z tą różnicą, że w Locarno nie oczekują, że podam im kawę.
Khady ma 44 lata i 9 filmów na koncie, co stanowi rekord w kategorii produkcji zrealizowanych w Afryce przez kobietę. W kinie najbardziej interesuje ją możliwość przyjrzenia się z bliska człowiekowi w krytycznych momentach jego życia. Jej bohaterkami są silne, afrykańskiego kobiety, a ich obraz to często eksperyment z formą. – Mój proces polega na znalezieniu rewelacyjnego tematu na dokument, zebraniu materiału, poznaniu prawdziwych ludzi, a potem ubłaganiu ich, by zechcieli zagrać dla mnie w filmie fabularnym na podstawie fikcyjnego scenariusza – opowiada.
Okaleczona, zaręczona, zakochana
– Tak było w przypadku mojego pierwszego filmu „Les Bijoux” (Klejnoty), w którym zagrały cztery zaprzyjaźnione ze mną siostry, zmuszone pracować jako służące i mieszkać w jednym pokoju w najbiedniejszej dzielnicy Dakaru. Postanowiłam, że każda z nich zagra postać zainspirowaną jedną z sióstr, jednak nie nią samą. Podczas rejestrowania kłótni i rękoczynów, jakie wybuchły między nimi na moim planie, okazało się, że kino to dla mnie przede wszystkim terapia – tłumaczy.
Urodziła się i dorastała w Dakarze, mieście które stało się tłem wszystkich nakręconych przez nią filmów. W wieku siedmiu lat została poddana rytualnemu zabiegowi obrzezania, a wieku lat dziesięciu zaręczona ze swoim dalekim kuzynem. Rodzina nalegała, by chodziła do szkoły i uczyła się pisać i czytać, zanim jako czternastolatka wyjdzie za mąż. Kino pojawiło się w jej życiu za sprawą jej matki, która była najpierw służącą, a potem sekretarką Paulina Vieyry – pierwszego reżysera kina Senegalu.
– Kiedy miałam jedenaście lat matka pozwalała mi przychodzić na projekcje pierwszych filmów afrykańskich takich jak „Barom Sarret”(reż. Ousmane Sembène, 1963) czy „Badou Boy”(reż. Djibril Diop Mambéty, 1970), które Vieyra wyświetlał na śnieżnobiałej ścianie w swoim domu. Byłam zafascynowana możliwościami kamery, a w szczególności zbliżeniu do człowieka, jakie daje film. Mówiłam matce, że to wspaniale móc tak długo patrzeć na kogoś z bliska, ponieważ w prawdziwym życiu z pewnością dostałbym za to w twarz. Byłam ciekawskim dzieckiem, traktowałam obraz kinowy jako świetną możliwość do podglądania. Wtedy jednak nie było mowy, o pracy w filmie dla kobiety. Matka liczyła na to, że wśród zebranych operatorów znajdzie dla mnie lepszego kandydata na męża i nie będą musiała pracować jako służąca – wspomina Khady Sylla.
Przed ciężką pracą fizyczną uchronił ją Vieyra, który postanowił sfinansować jej studia w Paryżu, jednak musiała przysiąc, że po zakończeniu edukacji wróci do Dakaru. – Wiele mu zawdzięczam, jednak nawet wtedy patrzył na mnie jak na zabawne zwierzątko, które wykonuje ciekawe sztuczki – przyznaje .
Kiedy zdecydowałam się studiować filozofię na Sorbonie był zachwycony i stwierdził, że chętnie zobaczy jak senegalska kobieta myśli naprawdę.
Gwiazda "literatury feministycznej"
Khady rozpoczęła studia na Sorbonie mając dziewiętnaście lat, cztery lata po zawarciu małżeństwa i narodzinach jej pierwszego syna. Postanowiła, że zostanie pisarką i pierwszą felietonistką prasy w Senegalu. – Miałam już przygotowany grunt, bycie pisarką z Afryki, a nawet pisarką z Senegalu nie było w latach osiemdziesiątych tak wielką nowością, miałam wiele szanowanych na całym świecie poprzedniczek takich jak Assia Djebar czy Efua Theodora Sutherland. To zdawał się być naturalny wybór, bezpieczny i odpowiedni dla kobiety, która miała coś do powiedzenia – wyjaśnia.
Po serii udanych publikacji we francuskich periodykach opublikowała powieść „Okaleczona”(1992), brutalnie szczerą narrację na temat kwestii obrzezania kobiet w Afryce. Książka przyniosła jej status wschodzącej gwiazdy „literatury feministycznej”, a rok po publikacji pojawiła się propozycja sfilmowania powieści.
– Odrzuciłam wielkich reżyserów i postanowiłam, że postaram się zrobić to sama, a dodatkowo zgodnie z obietnicą wrócić do Dakaru. Wtedy pierwszy raz musiałam uderzyć operatora – mówi Khady. Prace nad ekranizacją „Okaleczonej” zakończyły się fiaskiem, ponieważ złożona z samych mężczyzn z Senegalu ekipa filmowa nie chciała wykonywać żadnego z reżyserskich poleceń Khady.
– Każdego dnia płakałam z wściekłości, ponieważ nikt nie traktował mnie poważnie, cała ekipa miała swój pomysł na film, a fakt, że jestem kobietą traktowali jako brak reżysera – wspomina.
Operator powiedział mi, ze powinnam się wstydzić tego, co robię i że nie zmieni nic zgodnie z moimi poleceniami, ponieważ w życiu nie musiał słuchać kobiety. Wtedy zdecydowałam się zatrudnić ochroniarza-asystenta, który przemocą „przekonywał” ich do mojej autorskiej wizji.
Praca w takiej atmosferze nie mogła jednak zakończyć się sukcesem i Khady zmuszona była porzucić swój pierwszy filmowy projekt.
Autentyczna fikcja i prawdziwy sukces
Pozostała w Senegalu i zaczęła pracować nad scenariuszem do „Les Bijoux”, do którego celowo zaangażowała niemal same kobiety, a w jej kontaktach z męskimi członkami ekipy pośredniczył asystent. Film okazał się sukcesem, jednak Khady boleśnie odczuła uzależnienie od operatorów i innych filmowców niezbędnych na planie.
– Atmosfera była niezwykle napięta, wielu starszych mężczyzn odmawiało bezpośredniej rozmowy ze mną. Kilka razy usłyszałam, ze nie znam swojego miejsca i grzeszę. Kobiety, które przynosiły nam jedzenie na plan prosiły, żebym się uspokoiła i wróciła do męża. Znów nie obyło się bez rękoczynów, zwłaszcza przy pracy nad zmianą kadru – mówi.
Zaczęła przemierzać Dakar końca XX wieku z własną kamerą i skupiła się na pasażerach i kierowcach zatłoczonych miejskich autobusów. Tak powstał udramatyzowany dokument "Colobane Express”(2000), po części nakręcony przez samą reżyserkę kamerą z ręki. – Podczas pracy nad tym tytułem odczułam prawdziwą moc kina, tego jak wpływa na naszą rzeczywistość. Podobnie jak w Bijoux poprosiłam autentyczne postacie od odgrywanie roli fikcyjnych. Doświadczony kierowca autobusu tak zaangażował się w scenę, w której pasażer wszczyna bójkę, że sam dostał ataku epilepsji. Pozwolił mi to wykorzystać w filmie, to chyba najbardziej szczery moment w całej mojej pracy twórczej – opowiada reżyserka.
Film odniósł znaczący sukces na świecie, otrzymał nagrody na festiwalach w Ghent i Brukseli, a Khady Sylla została namaszczona jako „przyszłość kina Afryki” przez krytyków z Le Figaro. Wtedy właśnie reżyserka popadła w depresję. – Całymi dniami nie wychodziłam z pokoju, przez rok nie pozwoliłam się zbliżyć nikomu, poza moimi synami. Wiedziałam, że popadam w stany apatii, tracę świadomość. To, czego potrzebowałam najbardziej, to towarzystwa innych, takich jak ja – mówi.
Szaleńcy Dakaru
Reżyserka postanowiła przyjrzeć się z bliska „szaleńcom Dakaru”. Prywatną kamerą zaczęła filmować niepoczytalnych ludzi błąkających się po ulicach senegalskiej metropolii. – Rozmawiałam z nimi, pytałam, jak sobie radzą. Z niektórymi się zaprzyjaźniłam, inni pozostali dla mnie zamknięci. Zbieranie tego materiału wyleczyło mnie, chciałam pokazać innym jak to jest żyć z chorobą psychiczną. Otworzyć im okno do tego świata – wyjaśnia nam.
Powstały w ten sposób dokument „Une fenêtre ouverte” (fr. Otwarte okno, 2005) został zaprezentowany w tym roku Locarno. Przed projekcją Khady powiedziała kilka słów do publiczności, po czym rozpłakała się.
– To jak patrzenie na nagranie własnej sesji terapeutycznej, wspomnienie bólu i rozpaczy jaki odczuwa się, gdy człowiek zdecyduje, że potrzebuje pomocy. Bez tego nie mogłabym żyć dalej i realizować kolejnych filmów.
Najnowszy projekt Khady to „La monologue de la muette”(fr. Monolog niemowy, 2008) dokument o senegalskich służących zainspirowany postacią jej matki. – Fascynują mnie afrykańskie kobiety, ich siła i odwaga, z jaką muszą każdego dnia stawiać czoła kolejnym wyzwaniom. Niewielu rozumie, że nam w Senegalu nie chodzi jak na razie o emancypację, a o odciążenie.
– Mężczyznom Senegalu pozostała jedynie duma i patriarchat. I siła fizyczna. Nie utrzymują nas, nie pomagają nam. Najgorzej jest w biednych rodzinach, których matki muszą pracować jako służące. Te kobiety nie mają swojego głosu, a mają do powiedzenia znacznie więcej, niż tylko to, jak im ciężko. Każda ma inne marzenie, ja chcę im pozwolić na to by się wypowiedziały – deklaruje
Zapytana o kierunek współczesnego afrykańskiego kina wybucha śmiechem. – Na razie dobrze by było, żeby to kino nie przestało istnieć, wtedy będę zadowolona.
– Za rok chcę ponownie spróbować zekranizować „Okaleczoną”. Jeśli nie będę musiała przy tym uderzyć żadnego chłopca w wieku mojego dorosłego syna uznam, że kino Afryki idzie w dobrym kierunku.