Grażyna Gęsicka, szefowa klubu PiS, była jedną z 96 osób, które 10 kwietnia 2010 roku zginęły w wypadku lotniczym w Smoleńsku. Dziewięć lat po jej śmierci naTemat rozmawia z jej córką, która po katastrofie odcięła się od mediów. Dziś Klara Gęsicka mówi nam, czy jej mama odnalazłaby się w dzisiejszej polityce, komu wierzy ws. wyjaśnienia przyczyn tragedii i dlaczego nie napisała do Jarosława Kaczyńskiego, by zatrzymać przymusową ekshumację.
Pani mama była bardzo zaangażowana politycznie. Czy pani należy do jakiejś partii?
Chyba sama musiałabym taką partię założyć! (śmiech) I byłaby to formacja, która na poważnie zajęłaby się prawami zwierząt. Ubój rytualny, wysyłanie koni na rzeź, psy na łańcuchach… - jest bardzo dużo do zrobienia, a póki co niewiele się zmienia.
Mama pchała panią w kierunku polityki?
Trochę tak, narzekała, że tak mało się tym tematem interesuję. Działalność partyjna to nie jest moja bajka, ale wiem co się dzieje na świecie. Z dużym zainteresowaniem przeczytałam ostatnio autobiografię Michelle Obamy, "Becoming". Dzięki niej uświadomiłam sobie, jak wielką władzę ma w ręku prezydent USA, i w związku z tym jak ważne jest, by był to zrównoważony człowiek.
Poza tym oczywiście popieram prawa kobiet, jestem za edukacją seksualną, dostępem do antykoncepcji, zapłodnienia in vitro i wszelkich rozwiązań nowoczesnej medycyny.
A karta LGBT+?
Szacunek i poszanowanie cudzej godności to podstawa. To, czy ktoś kocha kobietę, czy mężczyznę, nie ma znaczenia. Najważniejsze jest, by nie krzywdzić innych. I taki jest właśnie zamysł tej deklaracji.
Jaka była Grażyna Gęsicka?
Miała umiejętność błyskawicznego odróżniania rzeczy ważnych od błahostek, dobra i zła. Zawsze mnie to zadziwiało - że przychodziło jej to tak odruchowo. Czasami zamartwiałam się różnymi rzeczami, a ona wtedy potrafiła mi pokazać, co należy zrobić, a czym w ogóle nie warto zawracać sobie głowy.
Byłyśmy z mamą bardzo blisko. Zawsze skupiała się na ludzkich zaletach, starając się pomijać wady. Jeśli ktoś potrzebował pomocy, nie było ważne jakie ma poglądy polityczne. Była wymagająca, ale serdeczna. Tak o niej mówili też współpracownicy.
Przez pierwsze miesiące po katastrofie praktycznie każdą wolną chwilę spędzałam na cmentarzu. Teraz odwiedzam jej grób tylko raz na tydzień. Wolę pamiętać ją pełną życia. Energiczną, uśmiechniętą, z doskonałym poczuciem humoru.
Czy oburzyło panią zachowanie chłopców, którzy niedawno jeździli hulajnogą po pomniku smoleńskim na Placu Piłsudskiego?
Nie, to jeszcze dzieci. Pomnik jest wytrzymały, nic mu się nie stało. Jestem pewna, że chłopcy nie chcieli nikomu zrobić przykrości. Bardziej martwi mnie atmosfera w jakiej został zbudowany ten monument.
Czy pani mama by się odnalazła w dzisiejszej polityce?
Nie jestem pewna. Po katastrofie wiele się zmieniło. Z pewnością mama walczyłaby o to, by Polska miała silną pozycję w Unii Europejskiej. To dla niej zawsze było bardzo ważne.
Z drugiej strony mama była bardzo przekonana do dialogu. Liczył się dla niej cel i była gotowa rozmawiać ze wszystkimi, wznosiła się ponad podziały. Próbowała dostrzec w każdym pozytywne cechy. Teraz nie odzywają się do siebie całe grupy. Podziały są bardzo głębokie.
Co się wydarzyło 10 kwietnia 2010 roku w Smoleńsku?
Straszna katastrofa, w której zginęło wielu dobrych ludzi. Trochę rozumiem tych, którzy wierzą w teorie spiskowe. Przecież można być przekonanym, że za tym wszystkim stoi jakiś zamysł, ale również można wierzyć, że był to przypadek. To, że tej katastrofy można było uniknąć, jest tym, z czym trudno mi się pogodzić do dziś.
Ufa pani raportowi Millera, czy podkomisji Macierewicza?
Ufam mojemu przeczuciu, które mówi, że to był nieszczęśliwy wypadek. Pod raportem Millera bym się nie podpisała, bo powstał zbyt szybko i nie sprowadzono wraku, a to moim zdaniem jest podstawa przy badaniu katastrof lotniczych.
Z kolei na spotkania zespołu Macierewicza przestałam przychodzić, gdy się okazało, że ludzie występujący w roli ekspertów nie odpowiadają na moje pytania, a teorie się mnożą.
Media relacjonowały kolejne hipotezy Antoniego Macierewicza, który najpierw założył zespół, a po wygranej PiS w wyborach podkomisję przy Ministerstwie Obrony Narodowej. Był więc hel, sztuczna mgła, eksperymenty na coli i parówkach, bomba termobaryczna… Śledzi pani te doniesienia?
Po katastrofie celowo odcięłam się od radia i telewizji i tak mi zostało do dziś. Człowiek może wytrzymać określoną ilość rzeczy. Mój syn miał wtedy 10 lat i musiałam żyć dalej, nawet jeśli nie czułam się wystarczająco silna.
Czekam na raport końcowy podkomisji Macierewicza, gdzie będzie jasno napisane, "stało się to i to, mamy na to niepodważalne dowody". Do tego czasu obstaję przy nieszczęśliwym wypadku.
Dostała pani zaproszenie na premierę filmu "Smoleńsk"?
Nie, ale nie czułam się z tego powodu wykluczona. Rozumiem, że stawiano na rodziny, o których było wiadomo, że będą zainteresowane. Do dziś nie widziałam filmu. Z opinii wynika, że wiele nie straciłam.
Protestowała pani przeciwko ekshumacji ciała mamy przez prokuraturę.
Tak, ale na nic się to nie zdało, bo i tak to zrobiono.
Ma pani żal do prokuratorów, którzy kazali rozkopać grób?
Nie, oni sami tego nie wymyślili. Polecenie przyszło z góry.
Myślała pani o tym, by napisać do prezesa Jarosława Kaczyńskiego? On mógłby to zatrzymać.
Nie sądzę, aby mój głos w tej sprawie miał jakiekolwiek znaczenie. We wrześniu Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu przyznał, że przymusowe ekshumacje są nielegalne, niestety po czasie.
Jakie rezultaty przyniosła ekshumacja ciała pani mamy? Czego dzięki niej dowiedzieli się śledczy?
Częściowo wiem, ale od dwóch lat czekam na finalny protokół z ekshumacji.
Wyszło na jaw kilka przypadków pomieszania fragmentów ciał.
Nie chcę epatować makabrycznymi szczegółami, ale po katastrofie było bardzo mało w miarę nienaruszonych ciał. Niestety przy tej skali tragedii pewne rzeczy są nie do uniknięcia.
Rozmawiałam z przyjaciółką jednej z pasażerek tupolewa. Mówiła, że była gotowa czekać z pogrzebem nawet rok, aż lekarze przebadają DNA i uporządkują wszystkie szczątki.
Był silny nacisk wielu rodzin na jak najszybsze pogrzeby.
Jak miałoby to wyglądać od strony logistycznej, skoro ilość miejsc do profesjonalnego badania ciał w Polsce jest ograniczona? Widać to było przy ostatnich ekshumacjach, które odbywały się po kolei, a nie wszystkie w jednym czasie.
Rozumiem osoby, które chciały ekshumacji swoich bliskich, ale proszę o zrozumienie dla osób, które, tak jak ja, sobie tego nie życzyły.
Czy był taki moment, gdy poczuła pani, że żałoba po mamie się skończyła?
Nie sądzę, by kiedykolwiek nadszedł. Gdy umiera nam rodzic, umiera część nas samych. Po prostu trzeba się nauczyć z tym żyć.
Grażyna Gęsicka (1951-2010) - socjolożka, polityczka, minister rozwoju regionalnego w rządach PiS Kazimierza Marcinkiewicza i Jarosława Kaczyńskiego. W styczniu 2010 roku została szefową klubu PiS. 10 kwietnia 2010 roku zginęła w katastrofie lotniczej w Smoleńsku.