
Według oficjalnych danych ministerstwa pracy w ubiegłym roku średnia płaca w Ośrodkach Pomocy Społecznej wynosiła 2 635,35 zł. Resort podkreśla, że to i tak ogromny, 19-procentowy wzrost w porównaniu z rokiem 2015, gdy średnie wynagrodzenie w tej grupie ledwie przekraczało 2200 zł. Nam udało się dotrzeć do pracownicy DPS, która zarabia o wiele mniej niż ta zatrważająca średnia.
– Moja płaca zasadnicza to jest 1920 zł – mówi mi Urszula, która pracuje w Domu Pomocy Społecznej w powiatowym mieście na wschodzie Polski. Woli zachować anonimowość – i tak już ma nieprzyjemności z tego tytułu, że zaangażowała się w organizację strajku. Dopytuję, czy podana kwota to już jest wynagrodzenie netto. No, nie. Gdyby tyle było na rękę, to jeszcze byłoby w miarę ok. Taka płaca pozostaje w sferze marzeń.
1920 zł to jest moja płaca zasadnicza brutto. Do tego dochodzi dodatek za przepracowane godziny nocne oraz czasem skromniutkie, 5-procentowe premie. Razem na rękę mi wychodzi - to zależy od miesiąca - od 1600 do 1700 zł.
Pod opieką ma około 50 osób. Wszystkie z chorobami psychosomatycznymi. Zdecydowana większość przykuta do łóżek, tylko parę porusza się samodzielnie. Do jej zadań należy m.in. toaleta mieszkańców, karmienie i sprzątanie. Największy problem jest, kiedy na zmianie są tylko dwie osoby. Wtedy właściwie nie ma jak dźwignąć podopiecznego i cokolwiek z nim zrobić.
Urszula staż ma nieduży, zaledwie kilkuletni. Liczy, że jeszcze może uda się jej coś zmienić. Jej starsze koleżanki - nawet jeśli jej nadzieje podzielają - to entuzjazmu często już nie. Wiele z nich odmówiło przystąpienia do sporu. Nie chciały się podpisywać pod pismem do dyrekcji.
Pieniądze może i byle jakie, ale praca przynajmniej jest. Bo choć w skali kraju wynosi zaledwie nieco ponad 6 proc., to w powiecie Urszuli wciąż sięga około 15 proc. – Tu podejście ludzi jest takie, że z pracodawcą nie ma co walczyć, bo na pewno się nie wygra – tłumaczy postawę koleżanek.
Ten strajk to wołanie o pomoc. Dołączając się do akcji ogólnopolskiej liczymy, że przyniesie to jakiś efekt. Bo nasze rozmowy z dyrektorem nie dają nic. I tu nie chodzi tylko o płace, ale i o warunki pracy. Na przykład łóżka – wszystkie były kupione w latach 80. Takie metalowe, ohydne. Na nowe, jak mówi dyrektor, pieniędzy nie ma. Zaoferował, że najwyżej da pieniądze na farbę, żeby je trochę odmalować.
Parę miesięcy temu rozmawialiśmy z Pauliną, która pracuje w MOPS-ie w jednym z dużych miast w dziale świadczeń socjalnych. Ma skończone studia, 32 lata, 10 lat stażu. Zarabia brutto 2600 zł. O wiele mniej niż niejedna niepracująca osoba, której przyznaje świadczenia.
Przykład, mój osobisty rekord: pani ma trójkę dzieci, pobiera alimenty – 500 zł na dziecko, czyli ma już 1500 zł, więc już prawie tyle, ile ja mam. Do tego 500 plus, to jest już 3000 zł. Plus świadczenia rodzinne na każde dziecko – to jest zależne od wieku, ale wynosi około 100 zł. Jeszcze świadczenie na jedno dziecko za wielodzietną rodzinę, dodatek na rozpoczęcie roku roku szkolnego, a teraz jeszcze 300 plus.
W sumie w całym kraju jest ok. 40 tys. pracowników pomocy, których Federacja namawia do wejścia w spór zbiorowy z dyrekcjami poszczególnych placówek. Choć de facto - tak jak to jest teraz przy strajku nauczycieli - akcja nie będzie skierowana przeciwko nim. Wiadomo, że adresatem postulatów jest rząd.
Na razie groźba strajku odniosła jeden pozytywny efekt. – Zaczęto z nami rozmawiać – odnotowuje Maria Kamińska. Przyznaje jednak, że przebieg tych rozmów nie był taki, na jaki pracownicy pomocy społecznej liczą. Konkrety nie padły.
"(...) rząd wspiera gminy w realizacji tych zadań i co roku przeznacza dotacje celowe na dofinansowanie utrzymania ośrodków pomocy społecznej w części dotyczącej wynagrodzeń pracowników tych ośrodków.
W projekcie ustawy budżetowej na rok 2019 w budżetach wojewodów zabezpieczono na ten cel środki w kwocie ok. 432 mln zł. Wydatki te stanowią ok. 12 proc. wydatków zaplanowanych w budżetach wojewodów na zadania z obszaru pomocy społecznej na rok 2019.
Dodatkowo, każdego roku, Minister Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej uruchamia środki z rezerwy celowej na dofinansowanie wypłat przez gminy dodatków w wysokości 250 zł miesięcznie dla każdego pracownika socjalnego zatrudnionego w ośrodku pomocy społecznej w pełnym wymiarze czasu pracy, który pracuje w terenie". Czytaj więcej
najniższe w warmińsko-mazurskim – 2 475 zł. I pewnie każdy sam znajdzie odpowiedź, czy to w ogóle jest moralne.
