Dałaś szansę facetowi, który cię zdradził, a on zdradził cię znowu. Związałaś się z kimś, mimo że wiedziałaś, że nic z tego nie będzie. Umówiłaś się na randkę z psychopatą. Słuchałaś smutnej piosenki w autobusie po rozstaniu i udawałaś, że grasz w teledysku. Nie tylko ty. My wszystkie, my wszyscy. I właśnie dla wszystkich jest podcast "Ja i moje przyjaciółki idiotki", w którym się zakochałam i szybko nie odkocham.
– Umówiłam się z tym chłopakiem z Tindera, o którym Ci mówiłam. Totalna masakra. Nie mieliśmy o czym gadać, jedyne, co on chciał, to pójść do niego. Totalny złamas. Wróciłam do domu, wypiłam pół wina dla kurażu i włączyłam ten podcast Okuniewiekiej i od razu mi było lepiej – powiedziała mi jakiś czas temu moja przyjaciółka w kawiarni.
– Podcast? Jaki podcast? – spytałam zdezorientowana. Moja koleżanka miała minę, jakbym powiedziała jej właśnie, że planuję zamordować jej kota i, kręcąc głową w stylu "z kim ja się zadaję", włączyła na swoim telefonie Spotify. – O ten, masz go włączyć w domu – rozkazała mi.
Włączyłam. I przepadłam.
Ten podcast to oczywiście "Ja i moje przyjaciółki idiotki". Oczywiście, bo pewnie wiele osób znało go już przede mną. Kiedy zafascynowana swoim odkryciem, mówiłam o nim bowiem innych swoim koleżankom, te odpowiadały hórem "znaaaamy". Ma się ten refleks, lepiej późno niż wcale.
"Ja i moje przyjaciółki idiotki" nagrywane przez Joannę Okuniewską, czyli mieszkającą na Islandii Polkę (prowadzi ona również drugi podcast "Tu Okuniewska"), to bowiem dla wszystkich kobiet – i mężczyzn – podcast obowiązkowy. Dlaczego? Bo dotyczy wszystkich. Jest bowiem o tym, że w miłości wszyscy jesteśmy idiotami i ciągle dajemy się "robić". Robić w balona.
Bardzo nieoryginalnie
O swoim podcaście, którego pierwszy odcinek pojawił się (na Spotify, YouTube, Spreakerze i na Apple Podcasts) 19 lutego, Okuniewska opowiedziała w pięciominutowym intro.
"Siedziałam z koleżankami w Trzech kolorach, takiej knajpie, która już nie istnieje i opowiadałam im historię mojego rozstania (...). I one tak jadły i patrzyły na mnie bez żadnego wzruszenia, na twarzy miały takie »przecież i tak wiemy, jak to się skończy«. Podkręcam dramat, one nadal nic. W końcu jak one przestały jeść kluski, to każda z nich zbiła moja opowieść swoją opowieścią. Wtedy ja miałam takie »ok, wiem, jak to się skończy« – opowiadała autorka podcastu, który stał się szybko hitem.
A stał się nim dlatego, że wszystkie historie o rozstaniach, złamananych sercach i toksycznych partnerach są historiami nas wszystkich, co Joanna Okuniewska odkryła właśnie podczas pozornie zwykłego spotkania w knajpie.
"Sama miałam to za sobą, wszystko, co robiły moje przyjaciółki, ja też robiłam. Bo wszystkie jesteśmy idiotkami dokładnie tak samo. To było zaje...e wyzwalające doświadczenie, jak zdjęcie z ramion ciężkiego plecaka, wspaniale umacniające przeżycie. I w tamtym momencie zdałyśmy sobie sprawę, że wszystkie jesteśmy idiotkami i wielokrotnie robimy rzeczy, które już zrobiło milion dziewczyn przed nami" – ciągnęła Okuniewska w intro.
I to prawda. Słuchając historii w podcaście, czujemy, że już to znamy. To już się wydarzyło! To zrobiłam ja, a to moja koleżanka, a to było w tym filmie! Ta wybaczyła niewiernemu facetowi i się przeliczyła, ta myślała, że on zostawi dla niej żonę, ta wpakowała się w dziwną relację na Tinderze.
To wszystko już było i to wszystko się nadal dzieje.
Razem w byciu idiotkami
– Uwielbiam ten podcast, dzięki niemu nie czuję się aż taką głupią frajerką, która zawsze spotyka jakichś pokręconych typów – powiedziała mi jedna z moich koleżanek, kiedy rozmawiałyśmy o "Przyjaciółkach idiotkach". – Czyli czujesz się idiotką? – zapytałam ją, na co ona odpowiedziała po prostu "No wiadomo".
To właśnie siła podcastu Okuniewskiej: wiemy, że jesteśmy idiotkami (lub idiotami, bo jak zauważyła autorka podcastu, "bycie idiotką nie ma płci") i się tego nie wstydzimy. Zamiast płakać w poduszkę i jeździć sobie po samoocenie ("dlaczego jetem taka kretynką"), mówimy o tym głośno, dzielimy się tymi smutno-żenującymi historiami z innymi i wiemy, że nie jesteśmy sami. Każdy tak robił, takie już jest życie.
"Kocham Was dziewczyny, bez kitu, kocham. Jesteście wszystkie wspaniałe. Bo tak naprawdę w »Idiotkach« nie chodzi o to, żeby się nie wpier...ć w te toksyczne relacje, bo każda z nas się w nie w końcu wpier...i. Tylko chodzi o to, żebyś po fakcie mogła się pocieszyć, że milion całkiem kumatych życiowo lasek zrobiło to przed tobą. (...) I o to właśnie chodzi, to jest najpiękniejsze. Bo każda z nas chociaż raz w życiu była idiotką. Albo nią jest" – tłumaczyła Okuniewska we wstępie.
Czyli bez wstydu, ale z dumą, ironią, żartem, sympatią. Słuchając podcastu "Ja i moje przyjaciółki idiotki" przestajemy się biczować wstydzić, że się zakochałyśmy i dałyśmy się "zrobić". Wzorem Okuniewskiej wieszamy sobie dyplom z bycia idiotką nad biurkiem i przestajemy się bać, że znowu popełnimy błąd. Bo popełnimy.
Pogrzebowy wieniec i kop w dupę
Nie dość, że temat uniwersalny, to jeszcze "Ja i moje przyjaciółki idiotki" to po prostu fajny podcast. Zabawny, z jajem. Okuniewska nie owija w bawełnę – przeklina, mówi trudne rzeczy wprost, wybiera obciachowe piosenki o miłości (tekst wybranego utworu to kanwa każdego odcinku). Ironia i humor wypływają z tego podcastu wszystkimi porami. Dawno nie bawiłam się tak świetnie ze słuchawkami na uszach.
Nie wierzycie? Wystarczy chociażby popatrzeć na opisy odcinków (było ich już osiem). "Historia o typie, który skręcił kręgosłup 17 razy, oraz o odważnej idiotce, która dała mu pogrzebowy wieniec i kopa w dupę" to idealny podsumowanie całej serii. Bez hamulców, szczerze do bólu i bez posypywania sobie głowy popiołem.
Kiedy na jednej z grup dla kobiet na Facebooku któraś z użytkowniczek podlinkowała podcast Okuniewskiej, komentarze aż wybuchły. Że w końcu, że to prawda, że teraz łatwiej w życiu. "To balsam dla duszy" – stwierdziła któraś z dziewczyn. A inna dodała, że powinna to słuchać przymusowo każda 16-latka, co może uchroniłoby ją od miliona błędów, które w życiu popełni.
Ale pewnie popełni je i tak. Różnica po podcaście Okuniewskiej jest taka, że nie będzie się wstydziła o tym mówić i nie stwierdzi, że jest niewartą miłości poczwarą. Wszyscy jeździmy na tym samym wózku.
Także wieszam dyplom idiotki na ścianie i słucham dalej.
Reklama.
Wpier...my się w relacje, które od samego początku są skazane na płaczki. (...) Każda z nas ma przyjaciółkę, która dziewiąty raz daje szansę temu samemu kolesiowi, który ją zdradza na prawo i lewo. A ona nadal go przyjmuje i nadal wierzy, że on się zmieni. Każda z nas chociaż raz jechała autobusem ze słuchawkami w uszach i tam leciała jakaś najsmutniejsza piosenka rozstaniowa świata, a nam po policzku leciała taka łezka w kształcie złamanego serca. Każda z nas kiedyś grała w tym teledysku. Każda, absolutnie każda laska jaką znam, myślała, że zmieni jakiegoś kolesia z ch...ym backgroundem. Nieważne, czy to rodzice pijacy, czy był wychowywany przez wilki, cokolwiek. Każda myślała, że będzie tą wyjątkową, to jedyną, lepszą niż terapeuci i sam Jung, że ona będzie, k...a, to wybawicielką i zmieni jego życie. Czytaj więcej
Kocham te historie i kocham być przyjaciółką idiotką. Uważam, że to nie jest obelga, ale odwaga do przyznania się do własnej bezbronności, a także odwaga do bycia sobą i szczypta naiwności. Czytaj więcej