Agentka MI5, morderczyni na zlecenie i ich wzajemna fascynacja. To przepis na sukces, co pokazuje fenomen serialu "Obsesja Eve". Pierwszy sezon zachwycił, drugi dopiero się zaczął, a już zwala z nóg. Skąd aż takie zachwyty?
Młoda kobieta je lody w kawiarni, naprzeciwko niej siedzi robiąca to samo mała dziewczynka. Kobieta uśmiecha się do dziecka, ono patrzy na nią, lecz nie odpowiada uśmiechem. Nieufnie patrzy. Nagle dziewczynka spogląda w bok i szczerzy zęby do rozpływającego się w uśmiechach kelnera.
Ten uśmiech mężczyzny i dziecka widzi kobieta, która po chwili namysłu bezbłędnie go kopiuje. Dziewczynka w końcu się do niej szczerze uśmiecha, a kobieta wstaje i kieruje się do wyjścia. Po drodze zrzuca lody ze stolika dziewczynki prosto na jej kolana. Nie tego się spodziewaliśmy.
Ta pierwsza scena pierwszego odcinka serialu "Obsesja Eve" doskonale przygotowuje widzów na to, co nastąpi podczas następnych godzin oglądania. Nic nie będzie, takie jak się wydaje, a bohaterowie co krok będą zaskakiwać. Wszystkie konwenanse, normy i kulturowe tropy można wyrzucić do kosza. Nie są potrzebne podczas seansu "Obsesji Eve" ("Killing Eve").
Agentka, morderczyni, uczucia
Brytyjski serial oparty na serii książek "Codename Villanelle" Luke'a Jenningsa zadebiutował w BBC America w kwietniu ubiegłego roku. Błyskawicznie zelektryzował krytyków i widzów. Ci zachwycali się aktorkami w głównych rolach, fabułą, połączeniem humoru, przemocy i napięcia oraz absolutną oryginalnością.
"Obsesja Eve" to bowiem odwrócony dramat szpiegowski, w którym aż kipi od czarnego humoru i seksualnego napięcia.
Głównymi bohaterkami – tak, mamy tu bohaterki, nie bohaterów – są agentka MI5 Eve Polastri (gwiazda "Chirurgów" Sandra Oh) i zabójczyni na zlecenie Villanelle / Oksana Astankowa (znana z serialu "Biała księżniczka" Jodie Comer). Jak łatwo się domyślić, Villanelle morduje, a Eve jej szuka.
W grę zaczynają wchodzić jednak emocje. Obie kobiety są sobą zafascynowane i grają w sensualną grę w kotka i myszkę. "Obsesja Eve" jest jednak tak doskonałym serialem, między innymi dlatego, że nie szufladkuje i nie szarżuje etykietkami. Nie potrzebujemy żadnych deklaracji o orientacji seksualnej bohaterek czy statusie ich relacji. Wystarczy to, co dzieje się między kobietami – głębokie zrozumienie, fascynacja, niemal uzależenienie.
Po prostu o kobietach
Serial, którego twórczynią jest niezrównana Brytyjka Phoebe Waller-Bridge (odpowiada za przebojowy na Wyspach tytuł "Fleabag" i jest współscenarzystką nowego filmu o Jamesie Bondzie), to dramat szpiegowski, ale nowej generacji – ma elementy i komedii, i romansu, i filmu psychologicznego.
Każdy odcinek jest i mocny, i przezabawny. W jednej scenie psychopatyczna Villanelle morduje wpływowych polityków, w drugiej Eve użera się ze swoimi kolegami z pracy. Krew, którą wylewa morderczyni przeplata się tu ze spokojnym domowym życiem bohaterki Sandry Oh. Wszystko jest wymieszane i ekstremalnie różne od filmów szpiegowskich z mężczyznami w roli głównej, na których się wychowaliśmy.
To że bohaterkami są kobiety paradoksalnie nie ma jednak aż tak dużego znaczenie w "Obsesji Eve". Po prostu mamy w tym serialu kobiety. I tyle. Nie muszą walczyć z seksizmem, nie są ofiarami niesprawiedliwości.
Eve ma świetnego szefa i świetnego męża, ma świetną pracę, ale czuje, że coraz bardzi jej się nudzi i chciałaby robić coś innego. Z kolei Villanelle korzysta z tego, że jest kobietą, tylko po to, by zbliżyć się ofiar. Ale nie w sensie seksualnym – to że jest młodą, piękną i eteryczną kobietą sprawia, że absolutnie nikt nie myśli, że mogłaby mu zagrozić.
To, że ten film nie jest wyrazistą feministyczną agendą jest – co może być zaskoczeniem – dobrą rzeczą. Bo przygotowuje na przyszłość, w której filmy i seriale o kobietach będa po prostu normalnie powstawały, bez niepotrzebnych uzasadnień w stylu "zróbmy to, bo jest o kobietach, a coś o kobietach zrobić trzeba, bo nam feministki nie dadzą żyć". Jest więc nadzieja.
Worek z nagrodami
Trudno opisywać "Obsesję Eve" inaczej niż w samych superlatywach. Inaczej sie nie da. To serial bliski doskonałości, genialnie zagrany, trzymający w napięciu i nie dający o sobie zapomnieć. Dopracowany w każdym calu, bez praktycznie żadnych braków.
W poniedziałek serial dostał aż trzy nagrody BAFTA, czyli najważniejsze brytyjskie nagrody telewizyjne: dla najlepszego serialu, Jodie Comer jako najlepszej aktorki (pokonała w tej kategorii Sandrę Oh, która z kolei dostała w tym roku za "Obsesję Eve" Złoty Glob) i Fiony Show za najlepszą kobiecą rolę drugoplanową.
"Obsesja Eve" pojawiła się też w każdym zestawieniu najlepszych serialu ubiegłego roku za oceanem. Naprawdę każdym. Magazyn "TIME" uznał nawet, że był to tytuł w 2018 roku najbardziej wybitny.
W Polsce serial można oglądać na HBO, niedawno zadebiutował drugi sezon (trzeci już zapowiedziano). Znowu jest świetnie, znowu aktorki zachwycają, a dialogi i zwroty akcji zwalają z nóg.
Naprawdę, jeśli mielibyście wybrać tylko jeden serial, który chcecie obejrzeć w tym roku, niech to będzie "Obsesja Eve".