Chciałbym, żeby zamiast ganiać za ludźmi z tęczową Maryją, organy ścigania zajęły się ludźmi ukrywającymi przestępców seksualnych. To powinien być normalny krok w normalnym kraju – mówi ks. Krzysztof Mądel. W rozmowie z naTemat jezuita, który jako dziecko był molestowany przez księdza, mówi co najbardziej go poruszyło w filmie braci Sekielskich i dlaczego w nim nie wystąpił.
Będę mówiła do pana na „pan”. Nie przeszkadza to panu?
Dlaczego miałbym się na panią obrażać się za słowo, którego używam nawet mówiąc o „Panu Bogu” czy „Panu Jezusie”?
Widział pan już film Sekielskiego?
Tak, od razu po premierze. Co prawda na dwa razy, bo miałem też inne obowiązki i musiałem przerwać, ale obejrzałem całość.
I jak?
Jestem zachwycony. Mam nadzieję, że bracia Sekielscy dostaną za niego Oscara.
Co zrobiło na panu największe wrażenie?
Wspaniałe było to, że kamera towarzyszyła pokrzywdzonym, którzy konfrontowali się ze sprawcami. Ofiary są jak tytani. Ich odwaga i dojrzałość są inspirujące. Na tym tle tym bardziej razi karłowatość sprawców.
Mam wielki podziw dla ofiar, które opanowały traumę i są w stanie zmierzyć się z drapieżcami. Poruszyły mnie też - negatywnie - sceny z ks. Franciszkiem Cybulą, byłym kapelanem prezydenckim. Wzburzyła mnie jego fasadowa religijność.
Pan też był w dzieciństwie molestowany przez księdza, powiedział pan o tym publicznie kilka lat temu. Czy bracia Sekielscy proponowali panu wystąpienie w filmie?
Tak, ale odmówiłem. Nie jestem w stanie stawić czoła kapłanowi, który mnie molestował. Przynajmniej jeszcze nie. Tym większe wrażenie zrobili na mnie ci, którzy znaleźli w sobie tę siłę. Poza tym nie jestem przekonany, czy byłbym najlepszym bohaterem tego dokumentu.
Dlaczego?
W moim przypadku nie było aż tak drastycznie. Ksiądz, który mnie molestował, nie poszedł na całość, a ja w miarę szybko zorientowałem się, że nie ma prawa się tak wobec mnie zachowywać.
I tak po prostu dał panu spokój?
To był przyjaciel rodziny. Pewnego razu gdy czynił mi awanse, dostałem ataku padaczki. Wtedy się przestraszył i już do tego nie wracał.
Gdy powiedział pan publicznie o tym, że był molestowany, dostał pan zakaz wypowiadania się od przełożonego zakonu. Nie boi się pan, że po naszej rozmowie spotkają pana kolejne szykany?
Już jakiś czas temu powiedziałem przełożonemu, że jeśli sprawa jest ważna, to milczeć nie będę. A on przymyka oko na moją aktywność w internecie.
Nie oburza pana ten zakaz? I to jeszcze z takiego powodu?
To próba gipsowania mi ust, ale przecież już kiedyś tego doświadczyłem, gdy wyraziłem poparcie dla lustracji duchownych pracujących na uczelniach.
Też nałożono na mnie nakaz milczenia, a po kilku latach zakon sam wydał książkę w które rozliczał się z niechlubną przeszłością niektórych swoich członków.
Mam przeczucie, że w tym przypadku będzie tak samo. Może nie za kilka lat, ale za 20.
A może wcześniej? Prymas Polak wydał specjalne oświadczenie po filmie, dla części osób jest ono obietnicą rozwiązania problemu.
To nie jest ani początek końca, ani koniec początku, tylko dopiero początek drogi. Hierarchowie mają do wykonania masę pracy. Nie da się jej przeprowadzić w kilka lat.
Niestety dużo osób, które mają w Kościele władzę, ma mentalność 12-latków, którzy robią coś co powinni dopiero wtedy, gdy są do tego zmuszeni.
20 lat to długo. Do tego czasu, jeśli zakaz nie będzie zdjęty wcześniej, ma pan milczeć. Milczeć o przebiegu postępowania przed kurią muszą też ofiary przestępczości seksualnej, które mają przysięgać na Biblię, choć mogły zmienić wyznanie lub wybrać ateizm. Poza tym ofiary muszą stykać się z kościelną machiną same - nikt nie może towarzyszyć im w sytuacji, w której tak bardzo potrzebują psychicznego wsparcia. Dla mnie to skandal.
Ma pani rację, to powinno się natychmiast zmienić. To kuria powinna dostosowywać się do ofiary, a nie odwrotnie. Dochodzi do sytuacji nie do zaakceptowania.
Na przykład kobieta, którą molestował ks. Henryk Jankowski, przylatuje do Polski z Australii by opowiedzieć w kurii jak było, a biskup wyznacza jej spotkanie na moment, gdy ledwo wysiadła z samolotu po długiej podróży i zmianie kilku stref czasowych. Tak nie powinno być.
Mówi się, że skutkiem przestępstw pedofilskich jest odebranie dzieciństwa. Zgadza się pan z tym?
Rzecz nie w odebraniu dzieciństwa, a przynajmniej nie tylko w tym. Nie chodzi o to, że przeżyło się coś strasznego, tylko o to, że przeżywa się to cały czas, także w dorosłym życiu. Traumatyczne wspomnienia może przywołać zapach, dźwięk, miejsce.
Skutkiem czynów pedofilskich jest odebranie normalnego życia. Do końca życia.
Nawet mimo pomocy terapeutycznej, choć znalezienie dobrego terapeuty, który umie pracować z ofiarami wykorzystywania seksualnego, jest jak szukanie igły w stogu siana. Ale to już temat na kolejną rozmowę.
Jak pana koledzy po fachu reagują na film Sekielskiego? Oglądają go, dyskutują, czy może programowo ignorują?
Rozmawiałem z kilkoma księżmi, wszyscy widzieli dokument. Są zdystansowani, mówią, że ofiary pokazane w filmie nie zachowują się tak, jak powinny. Uważają, że są zbyt ostro nastawione wobec Kościoła, dlatego nie budzą zaufania.
Tłumaczyłem tym księżom, że po pierwsze nie ma jednego właściwego wzorca zachowania, a po drugie jak ci ludzie mają się zachowywać, skoro duchowni cały czas zamykają przed nimi drzwi? Świetnie to zresztą widać na filmie Sekielskiego, gdy próbują się spotkać na przykład z kardynałem Dziwiszem.
Czego oczekiwałby pan po premierze filmu od Państwa polskiego?
Chciałbym, żeby zamiast ganiać za ludźmi z tęczową Maryją, organa ścigania zajęły się ludźmi ukrywającymi przestępców seksualnych. To powinien być normalny krok w normalnym kraju.