W dniu Święta Wojska Polskiego prezydent Bronisław Komorowski powiedział przed Grobem Nieznanego Żołnierza, że Polska powinna energicznie modernizować armię. – Skoro wydaliśmy 5 miliardów złotych na misję w Afganistanie, to nie ma powodu, by po jej zakończeniu te wydatki zmniejszać – mówił Komorowski. Jego zdaniem powinniśmy wydać miliardy na ochronę antyrakietową dla Polski. Czy w czasie kryzysu to ma sens? Nie wszyscy tak uważają. Ekonomista Andrzej Sadowski mówi naTemat, że takie wydatki mogą "dorżnąć gospodarkę".
Bronisław Komorowski stwierdził, że Polska powinna bronić swojego nieba i że powinniśmy zainwestować we własną tarczę antyrakietową. Polska obrona antyrakietowa to nawet nie w większości, ale w całości stare sowieckie systemy, które nie chronią nas przed największym zagrożeniem współczesnego pola walki - czyli przed lotnictwem i rakietami wroga.
Prezydent swoją deklaracją wywołał dyskusję. I o współpracy ze Stanami Zjednoczonymi. Po co budować własną tarczę antyrakietową, skoro USA chciały u nas umieścić swoją. I o ekonomicznym sensie zbrojenia Polski w czasach kryzysu gospodarczego. Dziś mija dokładnie 5 lat od jego rozpoczęcia. Bezrobocie rośnie, mamy wielki dług publiczny, państwo oszczędza na czym może, perspektywy są pesymistyczne. Czy to właściwy moment na wielomiliardowe wydatki?
Wątpliwości ma były premier Józef Oleksy. Na Facebooku napisał, że "inwestycje w wojsko nie mogą być tematem tabu". Zwrócił uwagę na brak otwartej dyskusji o pieniądzach na zbrojenie i na utajnienie najważniejszych informacji.
Obronność to priorytet
Prezydent Komorowski uważa, że inwestycja w system obronności jest konieczna. Jako priorytetową ocenia ją również doradca prezydenta prof. Tomasz Nałęcz. Jego zdaniem, całe zamieszanie wokół wypowiedzi prezydenta jest nieporozumieniem.
– Część komentatorów mylnie zinterpretowała wypowiedź prezydenta jako oświadczenie, że Polska chce się samodzielnie podjąć przedsięwzięcia, które mieli zrealizować Amerykanie. Projekt amerykański dotyczył rakiet balistycznych, dalekiego zasięgu. Nie o tym mówił prezydent. Chodziło mu o bardziej wymierną obronę przeciwrakietową – wyjaśnia prof. Nałęcz – Każdy, kto się interesuje wojskiem i bezpieczeństwem wie, że stoimy w pilnej potrzebie, bo nasza obronność jest przestarzała. A nie da się o niej mówić bez tarczy przeciw rakietom krótkiego i dalekiego zasięgu – dodaje.
Według szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego gen. Stanisława Kozieja, modernizacja polskiej obronności jest nie tylko bardzo potrzebna, ale wręcz niezbędna. – W tej chwili Wojsko Polskie nie posiada praktycznie żadnego systemu zabezpieczającego ją przed atakiem z powietrza, a rakiety są głównym środkiem w przypadku agresji. Wojsko jest ułomne operacyjnie, jeśli nie umie sobie z tym atakiem skutecznie radzić. To priorytet rozwoju naszych sił zbrojnych – podkreśla gen. Koziej.
Generał uważa, że modernizacja jest również konieczna jako element polityki obronnej. – Posiadając sprawną i skuteczną obronność możemy się skutecznie przeciwstawiać wszelkim groźbom i szantażom związanym z ewentualnymi ruchami rakietowymi przy granicy Polski – zaznacza szef BBN.
Pseudo jawna obronność
Ekspertów, którzy uznają polskie wojsko za supernowoczesne, a obronność za sprawną i niezawodną, można z pewnością policzyć na palcach jednej ręki. Po wywiadzie Komorowskiego większość zarzutów dotyczyła przede wszystkim kosztowności projektu.
Prof. Nałęcz uważa, że zarzuty o wielomiliardowość inwestycji są nieuzasadnione, bo na planowany projekt modernizacji nie mają iść dodatkowe środki, ale te które są ustawowo zapisane w budżecie na wojskowość, czyli 1,95 proc. Nałęcz zapewnia, że prezydent tych środków absolutnie nie przekroczy i przypomina, że projekt modernizacji jest rozłożony na lata.
Doradca prezydenta podkreśla, że debata o finansowaniu obronności powinna być jawna i publiczna. – Wydatkowanie publicznego grosza powinno być tematem najpoważniejszej debaty społecznej. Wielu komentatorów i polityków uważa, że trzeba oszczędzać na naszej obronności. Prezydent ma świadomość kryzysu i trudnej sytuacji ekonomicznej, ale uważa, że również w kryzysie nie można zapominać o obronności i tym samym ograniczać na nią pieniędzy – mówi prof. Tomasz Nałęcz.
Do tej dyskusji sceptycznie podchodzi jednak politolog z Uniwersytetu Jagiellońskiego, prof. Wawrzyniec Konarski. Według niego, publiczna rozmowa o sytuacji militarnej jest ryzykowana, bo to tak naprawdę tylko i wyłącznie informacja dla naszych potencjalnych wrogów.
– Nie widzę w tej chwili instrumentów, za pomocą których media mogłyby kontrolować wydawanie przez rządzących pieniędzy na uzbrojenie – uważa prof. Konarski.
Politolog nie ma jednak wątpliwości, że rozdmuchiwanie kwestii obronności w sytuacji, kiedy europejscy ekonomiści zapowiadają nadchodzący kryzys jest niepokojące, bo powoduje przeświadczenie, że rząd jest nieprzygotowany do nadchodzących trudności.
– Jestem zwolennikiem silnej armii, dobrze wyszkolonego wojska, ale nie można zapominać o proporcjach. Jeśli w debacie publicznej nagle tematem wiodącym stanie się obronność, to zbagatelizuje się kwestie odbijające się niekorzystnie na większości społeczeństwa, jak chociażby bezrobocie czy dług. Dla każdego polityka, który zdaje sobie sprawę z polskiej sytuacji ekonomicznej i militarnej, kwestią etyki i uczciwości wobec społeczeństwa powinno być akcentowanie tego, co stanowi obciążenie dla wszystkich, czyli finansów i bezpieczeństwa finansowego – podkreśla prof. Wawrzyniec Konarski.
Polski na to nie stać
Według ekonomistów, wydatki na obronność w znacznym stopniu wpływają na sytuację ekonomiczną kraju. Według Andrzeja Sadowskiego z Centrum im. Adama Smitha, widać to po państwach, które wydają na nią dużo pieniędzy.
– W Rosji gospodarka nie jest wolna, jest korupcja, a zbrojenia pochłaniają sporą część budżetu krajowego, podczas gdy społeczeństwo jest ubogie. W USA jest wolna gospodarka i jest w stanie sfinansować kolejne inwestycje – wyjaśnia ekonomista.
– Polska nie może sobie pozwolić na tak duże inwestycje w obronność, bo nasza gospodarka jest zależna od państwa. Jej uwolnienie dałoby pieniądze. Nie chodzi tu o kolejne decyzje premiera, prezydenta czy rządu o inwestowaniu w obronność. Istotne jest uwolnienie gospodarki. Tymczasem kolejny tak duży wydatek to tak naprawdę zaciskanie pasa, podnoszenie podatków, co oznacza dorżnięcie gospodarki – dodaje Andrzej Sadowski.
Czytaj również: Najdroższa armia świata. Ile USA wydaje na swoją armię?
Według ekonomisty 1,95 proc. zapisane ustawowo tak naprawdę niewiele znaczy. – Zapisać można różne wartości. Jak pada gospodarka, to ten procent jest wyliczany od coraz mniejszej puli. Na obronność powinniśmy wydawać tyle, ile w danej chwili potrzeba, a nie 1,95 proc. Poza tym istotna jest struktura wydatków. Co z tego, że zapisane jest 1,95 proc., skoro większość idzie na wysokie emerytury wojskowych, które przecież też mieszczą się w tych samych wydatkach co poruszona przez prezydenta obrona przeciwrakietowa podsumowuje – ekonomista z Centrum im. Adama Smitha.
To nie sezon ogórkowy jest przyczyną o informacji o nowych miliardowych wydatkach na zakup uzbrojenia. To jest temat, którym powinni zainteresować się politycy! Bo lada moment, na jesieni, będą próbowali tłumaczyć ludziom wzrost bezrobocia i drożyznę oraz brak środków na różne cele społeczne. W czasie kryzysu wydatki na uzbrojenie nie mogą być tematem tabu! CZYTAJ WIĘCEJ
gen. Stanisław Koziej
szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego
Każda złotówka wydawana z budżetu powinna być jawna. W przypadku wojska od ponad dekady te środki są jawne – to 1,95 proc. PKB. Obrona przeciwrakietowa mieści się w ramach tego.