Wrocławska "Gazeta Wyborcza" publikuje oskarżenia wobec kard. Henryka Gulbinowicza. Tym razem nie chodzi już o tuszowanie - o czym mowa była w filmie braci Sekielskich. "Zaczął masować mi penisa. Pytał przy tym, czy ktoś mnie nie skrzywdził w seminarium albo nie dotykał wcześniej w ten sposób" – to fragment opisu, jaki przedstawia Karol Chum (literacki pseudonim Przemysława Kowalczyka – informatyka i poety).
Dziennikarz zajmujący się tematyką społeczną, polityczną i kryminalną. Autor podcastów z serii "Morderstwo (nie)doskonałe". Wydawca strony głównej naTemat.pl.
Po premierze filmu "Tylko nie mów nikomu" pojawił się wniosek o odebranie arcybuskupowi seniorowi tytułu Honorowego Obywatela Wrocławia. Henryk Gulbinowicz w 2005 r. poręczył bowiem za ks. Pawła Kanię, gdy policja zatrzymała duchownego, kiedy przed sklepem proponował trzem chłopcom po 100 zł za usługi seksualne, a w jego komputerze znaleziono pornografię dziecięcą.
Tym razem – jak wynika z relacji Karola Chuma – to sam kardynał miał być sprawcą. Do zdarzenia miało dojść, gdy jako nastolatek zdecydował się wstąpić do Niższego Seminarium Duchownego w Legnicy. Był tam kilka miesięcy. W styczniu 1989 r. prowadzący seminarium franciszkanie polecili mu, by pojechał do kurii we Wrocławiu odebrać korespondencję dla rektora z Legnicy.
Przesyłka we Wrocławiu nie była gotowa, wszystko się przedłużyło i zrobił się wieczór. W kurii nastolatkowi zaproponowano, by przenocował na miejscu. "Miałem kłaść się spać, kiedy bez pukania wszedł kardynał Henryk Gulbinowicz" – opowiada w "Wyborczej" Karol Chum.
Miesiąc później nastolatek uciekł z seminarium. I to nie jest tak, że dopiero teraz, po emisji filmu Sekielskich, przypomniał sobie o sprawie. O molestowaniu przez kard. Gulbinowicza opowiedział po raz pierwszy w 1997 r. dziennikarzowi miesięcznika środowisk homoseksualnych "Inaczej", od dawna nie kryje bowiem, że jest homoseksualistą.
Wywiadu udzielił niedługo po własnej próbie samobójczej, po której spędził dwa tygodnie w szpitalu psychiatrycznym. "Wyborcza" przytacza fragment wywiadu sprzed ponad 20 lat, gdzie wprawdzie nie pada nazwisko hierarchy, ale nie sposób się nie domyślić, kogo rozmówca ma na myśli. Wówczas jego słowa przeszły bez echa.
"Zakochałem się – bez wzajemności – w jednym z zakonników, ojcu Marku. Ale będąc świadkiem jego erotycznych sukcesów z innymi duchownymi porzuciłem próżne nadzieje. Nie sądziłem natomiast, że w ramach »przysposobienia zawodowego« będę miał podobny eksces z jednym z najwyższych dostojników polskiego Kościoła rzymsko-katolickiego – kardynałem (tak!) X (pewnie wszyscy wiedzą, o kogo chodzi). On czuł się bezkarny, wiedział, że nic mu nie udowodnię, a tylko narażę się na kłopoty. Z poczuciem wykorzystania mojej osoby postanowiłem opuścić zakon i wróciłem do Wrocławia".
fragment wywiadu dla miesięcznika "Inaczej", cytat za wrocławską "Gazetą Wyborczą"
Wrocławska kuria wyjaśnia, że stara się dokładnie zbadać tę sprawę, jednak sam zainteresowany nie zamierza złożyć żadnych wyjaśnień.
Pomnikowa postać
Kard. Gulbinowicz w październiku ub. r. skończył 95 lat. W ostatnich dniach, oprócz wzmianki w filmie Sekielskich, głośno jest o kościelnej nieruchomości, jaka za jego zgodną została sprzedana Mateuszowi Morawieckiemu.
– Jeśli chodzi o czasy komunistyczne, kard. Gulbinowicz jest postacią pomnikową – przyznał w rozmowie z naTemat Władysław Frasyniuk, którego w stanie wojennym kardynał ukrywał w swojej rezydencji. Jest przekonany, że ostatnie afery kładą się cieniem na postaci hierarchy. – Mówię to z bólem: na pewno i jedna, i druga sprawa Henrykowi Gulbinowiczowi nie służy. Jest poważną, dramatyczną rysą na pomnikowym wizerunku kardynała – przyznał.
Jak wszedł do pokoju, szybko zakryłem się kołdrą, bo miałem na sobie tylko majtki. On spytał, jak mi się podoba w seminarium, czy mam kłopoty z nauką, a potem przysiadł się do mnie, włożył rękę pod kołdrę i zaczął masować mi penisa. Pytał przy tym, czy ktoś mnie nie skrzywdził w seminarium albo nie dotykał wcześniej w ten sposób. Zamarłem. Nie wiedziałem, jak się zachować. Po prostu siedziałem jak skamieniały, nic nie mówiąc. To trwało kilka minut, po czym kardynał po prostu wyszedł.