Odważny, jak wówczas nikt inny w Episkopacie. Do tego pełen humoru, szacunku dla innych, z licznymi zasługami. O kardynale Henryku Gulbinowiczu właściwie od zawsze mówiło się dobrze i tylko dobrze. W ostatnim czasie to się diametralnie zmieniło. Po filmie braci Sekielskich pojawił się wniosek o odebranie mu tytułu Honorowego Obywatela Wrocławia. A teraz jeszcze wypłynęła sprawa kościelnej działki, którą za bezcen miał kupić Mateusz Morawiecki.
Dziennikarz zajmujący się tematyką społeczną, polityczną i kryminalną. Autor podcastów z serii "Morderstwo (nie)doskonałe". Wydawca strony głównej naTemat.pl.
"Nieślubny syn kardynała"
Władysław Frasyniuk z kard. Henrykiem Gulbinowiczem spierał się nieraz. A mimo to obaj darzą się wzajemnym szacunkiem. To nawet za mało powiedziane – kardynał do Frasyniuka, wówczas działacza Unii Demokratycznej, odnosił się z taką sympatią, że aż politycy ultrakatolickiego ZChN mu tego zazdrościli.
"Bo ja jestem nieślubnym synem Gulbinowicza" – wypalił kiedyś Frasyniuk do posła ZChN, który dopytywał go o tę zażyłość z kardynałem. Opowieść dotarła do kurii, a hierarcha ani trochę się o ten żart nie obraził. Choć parę razy w ich relacjach bywało, że omal się nie pobili.
Tak było, gdy w stanie wojennym bezpieka zażądała od wrocławskiego biskupa, aby usunął z jednej z wrocławskich parafii niepokornego księdza Stanisława Orzechowskiego, duszpasterza ludzi pracy. Gulbinowicz nawet był skłonny na to przystać, ale weto postawił wówczas Frasyniuk, którego hierarcha ukrywał w stanie wojennym w swojej rezydencji. Doszło do bardzo ostrej wymiany zdań, ale ostatecznie starszy już wtedy metropolita posłuchał młodego działacza "Solidarności" i ks. Orzechowski na parafii pozostał.
"Wschodnia dusza"
– Kard. Gulbinowicz był jedynym hierarchą kościelnym, który w czasie stanu wojennego wspierał podziemną "Solidarność" czynem, a nie tylko słowem. On nie tylko trzymał słynną związkową kasę. Był też choćby łącznikiem między podziemiem a papieżem – Władysław Frasyniuk w rozmowie z naTemat przyznaje, że zasług kard. Gulbinowicza jest w stanie wymienić bez liku.
Mówi się, że Gulbinowicz potrafił się sprzeciwić innym hierarchom w Episkopacie, a nawet samemu prymasowi. Gdy w sierpniu 80. wybuchła "Solidarność", kard. Stefan Wyszyński zachowywał wstrzemięźliwość w obawie o bezpieczeństwo ludzi. Konferencja Episkopatu miała wręcz uchwalić stanowisko z apelem o powrót strajkujących do pracy. To metropolita wrocławski miał do tego nie dopuścić.
Kard. Gulbinowicz wykazywał się heroizmem w czasach, gdy za odwagę płaciło się czasem najwyższą cenę. – Nie przypadkiem to właśnie jemu spalono samochód – przypomina Frasyniuk.
Chodzi o wydarzenia z maja 1984 r. Kardynał odwiedzał wtedy parafię w Złotoryi. Gdy odprawiał mszę, jego auto stanęło w płomieniach. A protokół ze zdarzenia przyjechali spisać Grzegorz Piotrowski i Leszek Pękala, czyli funkcjonariusze SB, którzy parę miesięcy później zamordowali ks. Jerzego Popiełuszkę.
Kardynał mnoży pieniądze
Do interesów głowę miał zawsze. Albo przynajmniej wokół niego znajdował się ktoś, kto umiał mu dobrze doradzić w biznesowych kwestiach. To on pomnożył pieniądze, które przekazali mu związkowcy z "Solidarności".
Słynne 80 milionów złotych wypłacili z banku tuż przed ogłoszeniem stanu wojennego. Biskupowi zaś ktoś poradził, żeby co prędzej zamienił złotówki na dolary. Gdy wartość złotego leciała na łeb na szyję, podziemna "Solidarność" mogła korzystać z depozytu w kurii aż do upadku PRL (i nawet jeszcze pozostała nadwyżka).
Gdy skończył się komunizm, w interesach poszło jeszcze lepiej. Nikt nie wie, jak to się stało, że radziecki generał, gdy wycofywano rosyjskie wojska z Polski, osobiście podarował kard. Gulbinowiczowi zabytkowy, monumentalny gmach Domu Oficera. Kiedy powstała nowa diecezja legnicka, swoją siedzibę znalazła tutaj kuria oraz Seminarium Duchowne.
Teoretycznie całe mienie po wycofujących się na wschód wojskach miało przejąć państwo. W tym przypadku nikt nawet nie dyskutował z kardynałem i budynek stał się mieniem kościelnym.
Transakcja za zgodą kardynała
Nowe informacje o kościelnych interesach wrocławskiej kurii przynosi poniedziałkowa "Gazeta Wyborcza" (szef rządu zapowiada pozew "GW"). Jacek Harłukowicz opisał, jak obecny premier Mateusz Morawiecki uwłaszczył się na kościelnych gruntach. W 2002 r. ówczesny członek zarządu Banku Zachodniego WBK oraz były radny AWS w dolnośląskim sejmiku za bezcen kupił grunty, które trzy lata wcześniej stały się własnością parafii św. Elżbiety we Wrocławiu.
Dla Kościoła to interes raczej średni. Dla Morawieckich – wyśmienity. Chodzi bowiem o działkę, o której już wtedy było wiadomo, że będzie przeznaczona pod inwestycje i jej wartość wzrośnie. Według szacunków, jakie przedstawia "Wyborcza", przebitka jest stukrotna – nieruchomość, jaką za 700 tys. zł nabył obecny premier i potem przepisał na żonę, warta jest dziś ok. 70 mln zł.
Wrocławska kuria twierdzi, że nawet nie wiedziała, kto konkretnie nabył kościelną ziemię. Rzecznik archidiecezji powiedział "Wyborczej", że archiwum znaleziono jedynie wniosek ekonoma kurii o sprzedaż działki osobie prywatnej. – Bez nazwiska i aktu notarialnego. Na dokumencie znajduje się adnotacja kardynała Gulbinowicza "concedo" [z łac. zezwalam] z sierpnia 2002 r. – informuje ks. Rafał Kowalski.
"Dowiedziałem się od księdza kardynała..."
Co więcej, parę lat później sprawa była badana przez ABW – wypłynęła przy badaniu afery, w której urzędnicy przekazujący działki Kościołowi od niektórych duchownych domagali się łapówek. W 2006 r. Mateusz Morawiecki składał zeznania. – O możliwości nabycia działek na Oporowie (osiedle w południowo-zachodniej części Wrocławia – przyp. red.) dowiedziałem się od księdza kardynała Henryka Gulbinowicza – poinformował Morawiecki.
Centrum Informacyjne Rządu w wyjaśnieniu przesłanym "Wyborczej" przedstawia jednak inną wersję – zapewne nie wiedząc, iż gazeta dotarła do zeznań premiera sprzed kilkunastu lat. Służby prasowe rządu piszą, że inicjatorką transakcji była żona premiera i że Iwona Morawiecka dowiedziała się o tych atrakcyjnych działkach "od znajomego, który zajmował się pośrednictwem w sprzedaży nieruchomości" Czyli jednak nie od Gulbinowicza? Ktoś tu zatem mówi nieprawdę.
Morawiecki antykościelny
Władysław Frasyniuk w rozmowie z naTemat przyznaje, że nie za bardzo wierzy w opowieść o bliskich relacjach rodziny Morawieckich z kard. Gulbinowiczem. Wspomina, że w czasach podziemia "Kornel był antykościelny". Gulbinowicz zaś – co przyznał we wspomnieniowym wywiadzie-rzece "A Kościół trwa" – doskonale pamięta, jak działacze "Solidarności Walczącej" Morawieckiego seniora po pijanemu próbowali przechwycić przechowywane przez niego 80 mln zł ze związkowej kasy.
To wszystko jednak działo się już wiele lat później. I stroną transakcji był nie Kornel Morawiecki, lecz jego syn. – Oczywiście, że Gulbinowicz robił różne interesy i tego nie ukrywał. Mówił zresztą, że najlepsze biznesy Kościół robił za rządów SLD. Trudno się dziwić – dawni działacze partii mieli księży świetnie rozpracowanych i wiedzieli, jak ich podejść – mówi Frasyniuk.
Na fali tej wdzięczności w latach 90., Kościół otrzymał rozliczne zwolnienia podatkowe czy przeróżne przywileje gospodarcze. I tak właśnie było ze słynną od teraz działką, którą w 2002 r. nabył Mateusz Morawiecki.
Atrakcyjna działka
15 ha gruntu w Oporowie w 1999 r. stało się własnością parafii św. Elżbiety na mocy decyzji ówczesnego wojewody z AWS. Na mocy ustawy o stosunku państwa do Kościoła katolickiego parafiom na Dolnym Śląsku przysługiwał taki zwrot, ponieważ uznano je za prawnych spadkobierców parafii niemieckich.
Działka w Oporowie była szczególnie atrakcyjna ze względu na omawiane już wówczas plany budowy trasy szybkiego ruchu. Wiadomo było, że państwo będzie musiało choć część nieruchomości odkupić.
– To nie jest przypadek, że Kościół we Wrocławiu otrzymał rekompensaty właśnie w tym miejscu. Wiadomo było, że tu ma powstać obwodnica miasta. Do tego jest to rejon tuż przy porcie lotniczym, więc jasne, że to obszar, który będzie się rozwijać – zwraca uwagę Frasyniuk.
Druga rysa w ciągu paru dni
Nazwisko 95-letniego arcybiskupa seniora archidiecezji wrocławskiej, powszechnie dotąd szanowanego, w ostatnim czasie po raz kolejny jest przedstawiane w negatywnym świetle. Kard. Gulbinowicz w filmie "Tylko nie mów nikomu" braci Sekielskich jest przedstawiany jako jeden z tych hierarchów, którzy mieli tuszować przypadki pedofilii w Kościele.
Henryk Gulbinowicz w 2005 r. poręczył za ks. Pawła Kanię, gdy policja zatrzymała go, kiedy przed sklepem proponował trzem chłopcom po 100 zł za usługi seksualne, a w jego komputerze znaleziono pornografię dziecięcą. Początkowo za ks. Kanią ujął się ówczesny arcybiskup wrocławski Marian Gołębiewski, ale się z tego wycofał. Wówczas obrońcy duchownego-pedofila udało się uzyskać poręczenie arcybiskupa seniora.
Po premierze filmu Sekielskich rozpoczęła się zbiórka podpisów pod wnioskiem o odebranie Henrykowi Gulbinowiczowi tytułu Honorowego Obywatela Wrocławia, jaki przyznano mu w 1996 r.
"Przyklejanie etykiety obrońcy pedofilów"
"Osoba, która chroni pedofilów, nie współpracuje z organami ścigania i doprowadza do kolejnych zbrodni dokonywanych na niewinnych dzieciach nie zasługuje na zaszczytny tytuł Honorowego Obywatela Wrocławia. Wrocławski hierarcha kard. Henryk Gulbinowicz przez kilka lat wiedział o pedofilskich czynach ks. Pawła Kani, skazanego ostatecznie za gwałty i molestowanie chłopców na siedem lat więzienia. Jedyną reakcją kurii było przenoszenie księdza do kolejnych parafii" – czytamy w uzasadnieniu petycji.
Sędziwy kardynał jak dotąd nie zareagował. Ważną deklarację złożył jednak pełnomocnik prawny ks. Pawła Kani – jeszcze zanim ukazał się film Sekielskich, a gdy sprawę opisano w raporcie Fundacji "Nie lękajcie się". Mec. Krzysztof Uczkiewicz zapewnia, że obarczanie winą Henryka Gulbinowicza nie ma oparcia w faktach.
– Ksiądz kardynał był bardzo ostrożny. Zgodził się wystawić takie poręczenie po długiej i poważnej rozmowie. Ale to ja to poręczenie wyprosiłem. Ksiądz kardynał zgodził się udzielić go po mojej ocenie materiału dowodowego. Dlatego przyklejanie kard. Gulbinowiczowi po latach etykietki obrońcy pedofilów jest bolesne. Bo to ja byłem sprawcą zaangażowania kardynała w sprawę ks. Kani – wyjaśniał mec. Uczkiewicz na konferencji zwołanej w marcu.
Rysa na pomniku
Inicjatorzy odebrania kard. Gulbinowiczowi honorowego obywatelstwa Wrocławia znają wyjaśnienia pełnomocnika ks. Kani. Ale to ich nie przekonuje. Ich zdaniem hierarcha doskonale wiedział, co podpisuje.
Władysław Frasyniuk sugeruje, że ktoś z bliskiego otoczenia kardynała powinien mu zasugerować, aby sam się zrzekł honorowego obywatelstwa. W ten sposób dałoby się uniknąć zapewne gigantycznej kłótni na sesji Rady Miasta, która na pewno zaszkodzi opinii kardynała.
Na razie finał sprawy kościelnej działki jest taki, że Iwona Morawiecka przekazała PAP oświadczenie – zadeklarowała, że jeśli gmina Wrocław przystąpi do budowy dróg w miejscu, w którym posiada działkę to sprzeda swoje tereny po cenie zakupu i przeznaczy całą kwotę na cele charytatywne.
Reklama.
Władysław Frasyniuk
Jeśli chodzi o czasy komunistyczne, kard. Gulbinowicz jest postacią pomnikową. Umiał myśleć politycznie, świetnie rozumiał system komunistyczny, czynnie wspierał opozycję. W dodatku - wszyscy to mogą potwierdzić - urokliwy, życzliwy, z poczuciem humoru. Taka wschodnia dusza (Henryk Gulbinowicz urodził się w 1923 r. w Wilnie – przyp. red.). I broń Boże – nie miał w sobie nic z typowego księdza, który na każdym kroku wszystkich poucza.
Mateusz Morawiecki
fragment zeznań z 2006 r., cytat za "Gazetą Wyborczą"
Moja rodzina od wielu lat dobrze zna księdza kardynała i z tego powodu ja czasami bywam u niego w gościnie. Pod koniec lat 90. głośno było o możliwości nabycia nieruchomości od Kościoła i ja, słysząc te informacje, zapytałem w czasie któregoś spotkania z księdzem kardynałem o takie nabycie.
Władysław Frasyniuk
Wydaje mi się, że po upadku PRL wydarzyło się coś, co dotyczy nie tyle kard. Gulbinowicza, ale całego Kościoła. Mam poczucie, że właśnie Kościół jest największą porażką tej transformacji, a nie np. sądownictwo jak twierdzą niektórzy. W nowej rzeczywistości Kościół uznał, że staje się bezkarny. Wykorzystał wdzięczność i sympatię dawnych opozycjonistów, którzy teraz znaleźli się u władzy.
Władysław Frasyniuk
Mówię to z bólem: na pewno i jedna, i druga sprawa Henrykowi Gulbinowiczowi nie służy. Jest poważną, dramatyczną rysą na pomnikowym wizerunku kardynała.