– Doskonale orientują się, w które grupy warto inwestować, żeby osiągnąć cel. Tu jest zastosowana bardzo skrupulatna inżynieria społeczna, która pokazuje, kogo można odpuścić – komentuje w rozmowie z naTemat sukces Prawa i Sprawiedliwości socjolog dr Krzysztof Szulborski.
Coraz więcej grup społecznych jest niezadowolonych, ludzie wychodzą na ulice, czują się oszukani, protestują, a PiS jednak znowu wygrywa.
Ławka kadrowa PiS-u jest tak krótka, że oni uderzyli w te najbardziej znane nazwiska. Nikogo nowego nie wprowadzają. To są wszystko doświadczeni żołnierze, którzy w swoich obwodach mają, bez względu na wybory, swój stały i silny elektorat.
Ale to może być paradoksalnie krok do katastrofy. Skoro oni trafią do europarlamentu, to kto ich zastąpi tutaj? Kto będzie ciągnął tę machinę?
Na czym polega ich fenomen?
To działa tak samo jak w przypadku Platformy Obywatelskiej. Kiedyś nie było siły, nie było żadnej przesłanki, aby zatrzymać tę rozpędzoną machinę. A jednak okazało się, że kiedy wyhamowała, to wznowić jej energię jest bardzo trudno. Teraz mamy do czynienia z identyczną sytuacją.
Nawet spin doktorzy nie są w stanie przewidzieć, jaki bodziec zadziała negatywnie elektorat. Skala nieprawidłowości, które społecznie są odczuwane, jest coraz większa. Coraz więcej jest też niezadowolonych z rządów PiS grup społecznych, co wpływa na to, że przewaga Prawa i Sprawiedliwości i tak maleje.
Te wybory każda z tych partii będzie traktowała jako pre-wybory, jako sondaż, jako coś do czego będzie można się odnosić. Teraz dopiero się zacznie przeciąganie liny na swoją stronę. Jesienią przekonamy się, czy odrobiliśmy lekcję po wyborach do PE. Czy odrobią ją politycy.
Najprościej mówiąc ich sukces jest możliwy, ponieważ mają stały i wierny elektorat, taki którego brakuje innym partiom na polskiej scenie politycznej?
Ci ludzie, którzy kiedy głosowali na PO, którzy głosowali na lewicę, są zdezorientowani. Cały czas szukają. Wiosna trochę zamieszała. A to ugrupowanie mieści się przecież w przestrzeni koalicyjnej. Mogli w KE wystąpić i przykryć czapką PiS. Natomiast poszli do wyborów osobno i efektu z tego żadnego nie będzie. Nie będą mieli żadnego wpływu ani na politykę w Polsce, ani w Europie, a dali mandat dla partii rządzącej.
Z jednej strony oni robią sobie wrogów z kolejnych grup, ale z drugiej strony uparcie wspierają ten twardy elektorat. Jestem święcie przekonany, że on jest ponad 30 proc.
Wszystkie partie w jednym się zgadzały w ostatnim czasie. Wszyscy powtarzali, że trzeba iść do wyborów. I widać po frekwencji, że to się udało. PiS też zmotywował swoich wyborców. Kiedyś ten socjalny elektorat miał w nosie wybory. Do urn szli inteligentni ludzie, którzy rozumieli co to jest PE, co on daje, jakie pieniądze z niego płyną, z czego można skorzystać.
PiS wmawiał wszystkim, że u nich nie ma żadnego eurosceptycyzmu, wykorzystywali takie hasła jak "serce Europy". W przestrzeni politycznej nie funkcjonowała już "UE to szmata". Okazało się, że oni UE mogą tylko wzmocnić. Jeśli jednak zdobędą te mandaty, to po wyborach to wszystko przestanie się liczyć. Pokażą Europie, gdzie jest jej miejsce.
"Idę głosować. Nie chcę głosować na PiS, ale nie wiem na kogo", mamy do czynienia z takim hasłem?
Dokładnie. Ludzie są zdezorientowani. W tej części społeczeństwa, która próbuje jeszcze przeczytać, co ci ludzie mają jeszcze do zaoferowania, mniej liczą się nazwiska, a bardziej deklaracje i czy można ich dotrzymać. Nie populistyczne hasła, które są środkiem do osiągnięcia celu.
Rozdawnictwo chyba też się opłaca.
Żadna z tych grup, z którymi PiS próbował się porozumieć i podpisał porozumienia, nie uzyskała zagwarantowanych rozwiązań. To chyba świadczy o tym, że to nie jest partia, która nie jest zdolna – mimo tego, że na ustach ma cały czas frazesy typu "dotrzymujemy obietnic" – dotrzymać porozumień.
Z drugiej strony nauka, którą reprezentuję – socjologia – wychodzi im na przeciw. Oni robią naprawdę porządne badania. Doskonale orientują się, w które grupy warto inwestować, żeby osiągnąć cel. Tu jest bardzo skrupulatna inżynieria społeczna zastosowana, która pokazuje: możemy sobie odpuścić nauczycieli, bo to jest 700 tys., a mamy do zagospodarowania te grupy, które mają 3 czy 5 mln. I to się opłaca.
W inżynierii społecznej dokładnie tak się działa. Bada się obszary, które można zagospodarować, a które warto sobie odpuścić, a wręcz wykorzystać je jeszcze w walce politycznej, aby zyskać nowy elektorat. Świeżo w pamięci są jeszcze nauczyciele. Nikt po 1989 roku nie potraktował w taki sposób żadnej grupy społecznej. Nie było takiego hejtu.
Te wybory, jeżeli wynik będzie taki właśnie na granicy, to będzie jedno z najlepszych możliwych rozwiązań. Nawet jeżeli PiS by wygrał, to to nie jest taka przewaga, która zostawia kogoś z tyłu. Jest to też sygnał dla tych, którzy przegrali np. dla Wiosny, że sami niewiele zdziałają.