Na 7-punktową przewagę PiS nad KE w wyborach europejskich zareagowano stypą, w ramach której opłakiwana jest już także "nieuchronna klęska" w wyborach do Sejmu. Ale wbrew pozorom, PiS wcale nie będzie miało tak łatwo. Goniąc za zwycięstwem w wyścigu do PE, ekipa z Nowogrodzkiej wpędziła się bowiem w kilka pułapek.
– Wygraliśmy wybory w sposób dość zdecydowany, ale to w żadnym razie nie oznacza, że uznajemy, że sprawa władzy w Polsce została rozstrzygnięta – stwierdził Jarosław Kaczyński tuż po ogłoszeniu oficjalnych wyników wyborów europejskich. – Oni ciągle są. Oni ciągle są aktywni i oni będą walczyć z całą pewnością metodami, których niewielką część poznaliśmy w tych wyborach. Sądzimy, że te metody będą jeszcze gorsze niż dotychczas – ostrzegał prezes Prawa i Sprawiedliwości.
Tym przypomnieniem o sile swych konkurentów Kaczyński zapewne wprawił w osłupienie znaczną część tzw. środowisk liberalnych. Powszechnie przyjęły one przecież tezę, że skoro zjednoczona opozycja straciła do PiS 6,91 pp. w maju, to w październiku nie będzie miała żadnych szans na zwycięstwo w wyborach parlamentarnych.
Tyle że Jarosław Kaczyński zna się na polityce trochę lepiej i zdaje sobie sprawę z prawdziwego położenia swojej formacji. A wygląda ono tak, że na drodze po kolejne zwycięstwo PiS będzie zawodnikiem niezwykle silnym, ale zmuszonym do wydostania się z tych kilku pułapek, w które wpadło zaciekle walcząc w kampanii europejskiej:
Pułapka niewiarygodności
Patryk Jaki już w poniedziałek na briefingu w Sejmie nie zaprzeczył, że być może porzuci europejską politykę po zaledwie kilku miesiącach, by jesienią kandydować w wyborach parlamentarnych. W PiS od początku maratonu wyborczego mówiło się, iż taki ruch może wykonać większość tzw. lokomotyw wyborczych.
Chodzi szczególnie o dotychczasowych ministrów, którzy mieliby kilka miesięcy pozwiedzać Brukselę i Strasburg, by ponownie pociągnąć listy – tym razem w walce o Sejm i Senat. Brzmi jak genialny plan, ale jest też pułapką, w której łatwo utracić wiarygodność. Oczywiście nie w oczach twardego elektoratu. Jednak wahający się wyborcy (czyli ci najcenniejsi, bo decydujących o zwycięstwie) mogą poczuć się oszukani.
Pułapka niekompetencji
W majowych wyborach w obozie "dobrej zmiany" przekonywano, że wszyscy kandydaci mają kompetencje, by robić karierę na europejskich salonach lub przynajmniej się tam nie pogubić. Jak będzie to więc wyglądało, gdy Beata Szydło, Joachim Brudziński czy Anna Zalewska wrócą z PE już po kilku miesiącach...?
W takiej sytuacji opozycja na każdym kroku mogłaby przekonywać, że czołowi politycy PiS uciekli z europarlamentu, bo sobie tam nie radzili. I wielce prawdopodobne, że część Polaków taka narracja mogłaby przekonać.
Pułapka krótkiej ławki
A jeśli politycy PiS nie zechcą ryzykować z szybkimi powrotami, to z jednej zastawionej na samych siebie pułapki wpadną w kolejną. Tę, która wynika z faktu, iż opozycja do wyborów europejskich rzuciła tylko kilka gwiazd, tymczasem PiS wysłało na Zachód prawie wszystkich liderów.
Osób działających na elektorat podobnie do Beaty Szydło próżno szukać. Rezerwowi zawodnicy nie pociągną list z takim samym rozmachem. Jesienią możemy obserwować więc wiele pojedynków, w których przeciw liderom opozycji będą musieli stanąć ludzie z PiS-owskiej drugiej ligi.
Pułapka braku gotówki
W ramach 13. emerytury ponad 800 zł zasiliło emeryckie budżety akurat w okresie wyborów do PE i wygląda na to, że ta (dokonana z budżetu państwa) inwestycja była dla PiS bardzo opłacalna. Jednak kolejnego takiego prezentu partia rządząca raczej nie zrobi. Co prawda na początku roku szkolnego wypłacona zostanie wyprawka szkolna 300+, ale nie będzie ona tak hojna, jak emerycka 13-tka i trafi do znacznie mniejszej grupy Polaków.
Poza tym, premierowi Morawieckiemu już teraz zdarza się głośno zwracać uwagę, że budżet państwa "nie jest z gumy". Kolejny wyborczy prezent w gotówce jest więc mało prawdopodobny. Z pewnością PiS zaleje nas nowymi postulatami socjalnymi, ale słowa nie robią wielkiego wrażenia na wyborcach, którzy już raz zasmakowali konkretnych pieniędzy.
Pułapka nieskuteczności
Pierwsze posiedzenie PE nowej kadencji zaplanowano już na 2 lipca. Do jesiennych wyborów parlamentarnych nowi europosłowie PiS będą więc mieli trochę okazji, by się wykazać. Problem w tym, że łatwo im nie będzie. Jeśli PiS nie zmieni europarlamentarnej frakcji (a na to się nie zanosi) to wśród Europejskich Konserwatystów i Reformatorów pozostanie na marginesie i bez realnego wpływu na kluczowe rozstrzygnięcia w UE.
A to pułapka, w której ze wszystkich stron na partię Jarosława Kaczyńskiego będą krzyczeć, że wprowadziła do PE najwięcej posłów, a nie potrafi tego przełożyć na realną władzę. Członkowie Koalicji Europejskiej i Wiosny znajdą się w diametralnie innej sytuacji. Choć mandatów zdobyli mniej, to ich frakcje będą rozgrywać w Europie przez kolejne lata. Jesienią ta różnica powinna być już bardzo widoczna.