Polska reprezentacja przegrała z Estonią na stadionie w Tallinie. Miało być nowe rozdanie, nowa, lepsza jakość, ale na razie nie zobaczyliśmy nic nowego. No, może poza tym, że po raz pierwszy w historii przegrywamy mecz z tym nadbałtyckim krajem.
No i mamy za sobą pierwszy mecz reprezentacji pod wodzą nowego selekcjonera. Jakie pierwsze wrażenia? Ma ładniejszy dres, niż Franciszek Smuda podczas Euro. Przeprowadza zmiany, z czego na pewno zadowolony będzie Kamil Grosicki. Ale już gra jego kadry przypomina do złudzenia to, co widzieliśmy podczas ostatnich mistrzostw Europy. Pewnie dlatego, że zawodnicy, których powołał są tymi samymi, którzy zawiedli na polsko-ukraińskim turnieju.
Kapitan, to brzmi dumnie
– Jeśli chcecie, żebyśmy was szanowali, to szanujcie nas. Jak mam z wami rozmawiać? – oburzył się jeszcze przed dzisiejszym spotkaniem Jakub Błaszczykowski. A chodziło przecież o proste pytanie: czy chcesz być kapitanem?
Niestety Kuba nie uczy się na błędach. Ani swoich, ani cudzych. Mógłby przecież wyciągnąć wnioski z niefortunnych wypowiedziach o biletach po ostatnim meczu Euro z reprezentacją Czech. Mógł też skorzystać z doświadczenie Miroslava Radovicia. Piłkarz Legii puszył się przed Superpucharem, naśmiewając się ze Śląska. Że to słaby mistrz, żeby przyjechał do Warszawy i spróbował wygrać. No i przyjechał, a potem świętował w Stolicy zdobycie trofeum.
Błaszczykowski przed meczem zapewniał, że jedyne, co piłkarze mogą zrobić dla kibiców to zacząć grać lepiej. Mówił, że w taki sposób chcą im podziękować za to, co piłkarze otrzymali od nich podczas Euro. Ale jeśli dzisiejszy wynik był próbą podziękowania, to chyba kibice szybko sami zaczną dziękować i przestaną przychodzić na mecze kadry.
Wspomniałem o Błaszczykowskim nie dlatego, że ostatnio buja trochę w obłokach, lecz dlatego, że jest kapitanem tej kadry. Czysto teoretycznie zatem to on powinien ciągnąć ją do przodu. Zarówno na boisku, jak i poza nim. Sportowo i marketingowo. To, że nie robi tego między meczami widzimy bardzo dobrze. Dziś mieliśmy się przekonać, jak jest na boisku.
A tutaj jest trochę lepiej, ale nie można powiedzieć, żeby było dobrze. Dotyczy to tak Błaszczykowskiego, co pozostałej dwójki z Dortmundu. Chłopaki nie są jeszcze w takiej formie, do jakiej nas przyzwyczaili. Robert Lewandowski miał dziś duży kłopot z koncentracją. Ile razy zdarzyło się, że odwracał się z piłką wprost na rywala zaskoczony, że on tam stoi? Biegał też dziś tak, jakby ktoś prosił go, aby nie robił tego na maksymalnych obrotach. Podobnie wyglądała gra Łukasza Piszczka. To wciąż nie jest ten sam zawodnik, co w klubie.
Pierwsze "śliwki robaczywki"
Cały dzisiejszy mecz, całkowicie nieświadomie, podsumował jeszcze w końcówce pierwszej połowy Tomasz Jasina. Komentator takimi słowami opisał jedną z akcji Polaków: "Lewandowski przy piłce. Z lewej strony Artur Sobiech… nie miał trochę pomysłu na tę akcję Robert Lewandowski”. Tak właśnie wyglądała nasza dzisiejsza gra. Bez pomysłu.
Cieszyłem się z powołania dla Waldemara Fornalika. Dalej uważam, że to obecnie najlepszy kandydat z polskich szkoleniowców, który mógł objąć stery po Smudzie. Dzisiejsza porażka niewiele zmienia w mojej ocenie. Ot, pierwsze "śliwki robaczywki", jak miał w zwyczaju mawiać (co pół roku) Łukasz Surma. Leo Beenhakker też przegrał swój pierwszy mecz, z Danią 0:2, a potem awansował do mistrzostw Europy. Dajmy czas Fornalikowi, aby zakończył w kadrze czas niektórych piłkarzy.