Chcemy wygrać np. minimalną emeryturą gwarantowaną w kwocie 1600 zł. To jest ważne dla ludzi, także dla tych, którzy jeszcze mają daleko do wieku emerytalnego, ale zasuwają na śmieciówkach i boją się nawet otwierać listy z ZUS-u. O tym często rozmawiałem z moimi wyborcami. To ich interesowało i za to nas chwalili – mówi naTemat Krzysztof Śmiszek, jeden z liderów Wiosny.
Jakie nastroje panują w Wiośnie po wyborach? Liczyliście na dwucyfrowy wynik, a skończyło się na nieco ponad 6 procentach, czyli niedużo nad progiem.
Pytasz, czy jesteśmy rozczarowani? Wręcz przeciwnie. To było chyba zresztą widać, gdy cieszyliśmy się na scenie.
Mówisz o tym momencie, gdy Robert Biedroń wśród migotania konfetti krzyczał "Zwyciężyliśmy"? Dla mnie taki entuzjazm byłby zrozumiały, gdybyście zdobyli 26 proc., a nie 6.
Bo ty na to patrzysz z zewnątrz i na chłodno. Dla nas wszystkich w sztabie wyborczym to był finał wielomiesięcznej harówki, która zaczęła się jeszcze przed kampanią wyborczą. Wbrew wszelkim przeciwnościom, wbrew młotkowaniu przez liberalne media, zdobyliśmy mandaty w Parlamencie Europejskim.
Zgadza się, ale tylko trzy. Szału nie ma.
Małe, ale zdeterminowane delegacje potrafią zrobić wielką różnicę. Często bywają języczkiem u wagi. My przystąpiliśmy do frakcji socjaldemokratycznej. Jestem pewien, że nasza młodość i energia dodadzą jej nowej siły.
To brzmi bardzo abstrakcyjnie. Jaką korzyść będzie miał wyborca z tego, że w europarlamencie jest trzech posłów z Wiosny?
A ty wolałabyś, żeby w Brukseli konwencją antyprzemocową zajmowała się dr Sylwia Spurek czy Leszek Miller? A może Belka albo Cimoszewicz? W Koalicji Europejskiej nie widzę nikogo, kto na serio zająłby się prawami człowieka, ekologią, rozdziałem państwa od Kościoła...
Może on, ale przecież jest w grupie chrześcijańskich demokratów. Łatwo mogą go uciszyć, gdyby czegoś próbował. A "nasi" nie będą próbowali zamknąć nam ust.
Nie zrozum mnie źle, mam nadzieję, że Bartosz Arłukowicz lub Róża Thun będą po jasnej stronie mocy, ale nie mogę na to liczyć, skoro w poprzednich kadencjach Platforma miała na koncie zadziwiające głosowania w kwestii praw kobiet czy LGBT, a potem, gdy sprawą interesowały się media, jej politycy twierdzili, że pomylili guziki.
Tak. Mogę się z nim nie zgadzać, mogę mu wprost powiedzieć, że jest twarzą najgorszej ekipy, która niszczy moją ojczyznę i moje wartości, ale nie widzę powodu do ostentacyjnego okazywania braku kultury. Uważam też, że premier Morawiecki powinien zatrzymać się, gdy próbowała do niego podejść prezydent Gdańska Aleksandra Dulkiewicz.
Najpierw był gest Arłukowicza.
To żenujące, że rozmawiamy o tym w kategoriach kto zaczął. Martwi mnie, że POPiS dąży do tego, by podział w Polsce był głębszy niż Rów Mariański.
Może nie uwierzysz, ale w czasie mojej kampanii miałem "przyjemność" debatowania z takimi osobami jak Winnicki czy Bosak. I podawaliśmy sobie ręce, bo tego wymaga kindersztuba. A czy to oznaczało, że ja się z nimi zgadzam? W żadnym przypadku!
Rozmawiamy o tym, bo to poruszyło ludzi.
To są szybkie emocje medialne, które wygasną po kilku dniach. Wiesz, co naprawdę porusza ludzi?
Co?
Kwestie socjalne. Przekonałem się o tym, gdy prowadziłem swoją kampanię do Parlamentu Europejskiego. Obawiałem się, że ludzie z mniejszych miejscowości będą uważali Wiosnę za zbyt postępową, że będzie ich to uwierać. Tymczasem nie. Wielu z nich popiera na przykład rozdział państwa i kościoła, ale priorytetem są dla nich sprawy bytowe.
Zapadła mi w pamięć rozmowa z wyborcą, trzydziestoparoletnim mężczyzną z czwórką dzieci, które pokazał na nie i powiedział, że to jest trzy razy 500 plus. Dodał, że w wielu kwestiach się z PiS-em nie zgadza, ale z powodu świadczenia to jest jego partia.
Dlaczego akurat to utkwiło ci w pamięci?
Bo nie przypuszczałem, na jaką skalę PiS popierają nie tylko starsi, ale i młodsi ludzie, właśnie z przedziału 30-40 lat. Kampania wyborcza otworzyła mi na to oczy. Prawami człowieka, obroną Konstytucji się nie wygra, choć są dla nas bardzo ważne. Tym bardziej samym antypisem.
W takim razie czym Wiosna chce wygrać?
Na przykład minimalną emeryturą gwarantowaną w kwocie 1600 zł. To jest ważne dla ludzi, także dla tych, którzy jeszcze mają daleko do wieku emerytalnego, ale zasuwają na śmieciówkach i boją się nawet otwierać listy z ZUS-u. O tym często rozmawiałem z moimi wyborcami. To ich interesowało i za to nas chwalili.
Wiele osób pukało się w czoło, gdy słyszało o minimalnej emeryturze. Uznały, że to mrzonki.
Wiele osób pukało się w czoło także wtedy, gdy zakładaliśmy Wiosnę, a dziś, po kilkunastu tygodniach, mamy posłów w Parlamencie Europejskim. Z podobnymi reakcjami spotkałem się także na początku lat dwutysięcznych, gdy zacząłem działać w Kampanii Przeciw Homofobii. Też mówiono mi, że to bez sensu, że w Polsce nic się nie zmieni. I co? Zmieniło się, ale nie samo. Nie jest idealnie, ale jest lepiej.
Dlatego wybacz, nie będę się przejmować tym, co wymyślają publicyści i komentatorzy, którzy w życiu nie rozdawali ulotek. Mogą pisać sążniste analizy, ale nie mają kontaktu z rzeczywistością, jaki dać może tylko kampania wyborcza. Polityka jest nieprzewidywalna, a ostatnie wybory pokazały, że Polacy są nieprzewidywalni zarówno w kwestii tego jak zagłosują, jak i frekwencji.
Wyczuwam nutkę antyelitaryzmu, a przecież jesteś doktorem prawa...
Podczas tej kampanii zdarłem dwie pary butów i schudłem kilka kilo. Spędziłem setki godzin na spotkaniach z wyborcami i w podróży. Rozdawałem ulotki w słońce i deszcz, odpowiadałem na wszystkie pytania, dostawałem życzenia powodzenia, ale i zdarzyło się, że ktoś na mnie napluł.
To nie jest kwestia antyelitaryzmu, tylko doświadczenia. Ciężkiej pracy mimo wielu trudności, w tym nieprzychylności mediów. I tu muszę wrzucić kamyczek do waszego ogródka. W ostatnich tygodniach przed wyborami żartowaliśmy, że naTemat powinien zmienić nazwę na naTematBiedronia.pl, tyle nieprzychylnych tekstów publikowaliście.
Po przegranych wyborach Platforma jest obiektem zmasowanej krytyki.
No właśnie: po wyborach, nie przed. Nie przeszkadzałoby mi, że media są ostre, jeśli są ostre dla wszystkich. Macie prawo pisać, co chcecie, ale ja mam prawo to ocenić.
Nie boisz się, że jesienią Wiosna znajdzie się pod progiem? Niektórzy namawiają was do pójścia do wyborów parlamentarnych razem z Koalicją Obywatelską. Może to racjonalne rozwiązanie?
Do Sejmu idziemy samodzielnie, jesteśmy gotowi rozmawiać o wspólnej liście do Senatu. Zaufało nam 850 tys. ludzi, którzy oddali na nas głos, a mam nadzieję, że jesienią będzie ich więcej. Elektorat demokratyczny trochę przespał ostatnie wybory, mówię zwłaszcza o ludziach w wieku 18-29 lat.
Kilku podeszło do mnie w ostatnich dniach na ulicy. Mówili, że nie głosowali, bo nie dotarli po imprezie, a teraz znowu wygrał PiS. I narzekali na PiS. Chcemy zaktywizować tych najmłodszych wyborców, docierać ze swoim przekazem do starszych uczniów, studentów i młodych pracowników w nieoczywistych politycznie miejscach.
Jak?
Właśnie się nad tym zastanawiamy. Po kilku dniach odpoczynku po wyborach znowu bierzemy się do roboty.
Tak jak radził w Gdańsku Donald Tusk?
Słuchałem tego wystąpienia, Donald Tusk udzielił opozycji dobrych rad, tyle że to samo mówi Robert Biedroń. Różnica polega na tym, że w przypadku Tuska mówi się o politycznym geniuszu, a szef Wiosny jest obiektem medialnych drwin, gdy mówi, że trzeba wierzyć w to co się robi, uśmiechać się, mieć dobre pomysły i ciężko pracować.
Najprzyjemniejszy moment kampanii?
A może być tuż po kampanii? Wsiedliśmy z Robertem na pokład samolotu Ryanaira do Włoch. Okazało się, że wśród pasażerów, głównie zresztą młodych ludzi, są dziewczyny lecące na wieczór panieński. Rozpoznały nas, podeszły i zaczęły robić sobie z nami selfie. A potem pół samolotu skandowało "Wiosna! Wiosna!".
Takie rzeczy naprawdę dodają skrzydeł. Szczególnie, jeśli widzisz, że twoja walka o prawa kobiet przynosi efekty i że naprawdę kobiety, dziewczyny, uważają, że tylko Wiosna może im zagwarantować ich prawa.
Zdajesz sobie sprawę, że to brzmi jak historia z gatunku "a kierowca autobusu wstał i zaczął klaskać"?