Prokuratura odmówiła statusu pokrzywdzonego Leszkowi Czarneckiemu, który ujawnił korupcyjną aferę w KNF – informuje "Gazeta Wyborcza". Z tego powodu Czarnecki, który od wybuchu skandalu stracił 2,5 mld zł, nie ma nawet dostępu do akt sprawy.
To właśnie dzięki Czarneckiemu jesienią 2018 roku wybuchła afera, która ostatecznie strąciła Marka Chrzanowskiego z posady szefa KNF. Były szef Komisji został aresztowany, prokuratura postawiła mu zarzuty korupcyjne i… teraz śledztwo się tłumaczy.
Na dodatek – jak ujawnia "GW" – według prokuratury "propozycja złożona Leszkowi Czarneckiemu nie powodowała dla niego żadnej szkody, jak również nie doszło do naruszenia żadnego dobra prawnego Leszka Czarneckiego". To słowa rzeczniczki Prokuratury Krajowej. Chrzanowskiemu zarzucono działanie nie na jego szkodę, tylko na szkodę interesu publicznego.
Brak statusu pokrzywdzonego oznacza, że ani bankier, ani jego pełnomocnik Roman Giertych nie mają wpływu na postępowanie. Nie mogą brać udziału w przesłuchaniach, zadawać pytań, nie mają też dostępu do akt.
Z tego powodu strona Czarneckiego nie wie nawet, jak wypadło badanie Chrzanowskiego wariografem. W ten sposób śledczy mieli zweryfikować, czy rzeczywiście padła słynna już oferta jednego procenta wartości banków Czarneckiego za szeroko rozumianą przychylność.