– Falenta jest wściekły. Jeśli coś ma, to tego użyje. Nie zdziwię się, jeśli wkrótce pojawi się jakaś taśma kompromitująca polityków PiS, ale z pewnością nie będzie to przeciek z piwniczki TVP – mówi Wojciech Cieśla, dziennikarz śledczy "Newsweeka".
Anna Dryjańska: Marek Falenta postawił PiS ultimatum: albo prezydent Duda go ułaskawi, dzięki czemu nie będzie musiał odsiadywać kary 2,5 roku więzienia, albo ujawni, kto mu zlecił podsłuchiwanie polityków PO i PSL. Co teraz powinna zrobić prokuratura?
Wojciech Cieśla: Gdybym był naiwny powiedziałbym, że teraz niezależna prokuratura zbada, z kim Falenta się spotykał przed wybuchem afery podsłuchowej. Nie powiem tego, bo na czele Prokuratury Generalnej stoi polityk obozu władzy Zbigniew Ziobro, a prokuratura jest używana instrumentalnie przez Prawo i Sprawiedliwość.
W śledztwie w sprawie afery podsłuchowej prokuratura nie sprawdzała, czy i z kim współpracował Falenta, czy kontaktował się z politykami, co wynikło z tych kontaktów. Falenta twierdzi dziś, że jego pośrednikiem w kontaktach z Nowogrodzką był skarbnik PiS, Stanisław Kostrzewski. To nowe informacje. Gdybym był prokuratorem miałbym chyba taką myśl, żeby to sprawdzić.
Dlaczego ustalenie czy takie kontakty się odbywały jest ważne?
Chodzi o to, czy Falenta kontaktował się z politykami PiS, ale również jak przebiegały - jeśli przebiegały - takie spotkania. Może na przykład chciał im sprzedać taśmy, ale oni w to nie weszli? Nie wiemy tego, bo wiele lat temu prokuratura założyła, że Falenta działał na własną rękę.
Myślisz, że PiS mógł zlecić Falencie podsłuchiwanie Platformy, by obalić rząd i dojść do władzy?
To mało prawdopodobne. PiS nie był jego mocodawcą, co nie znaczy, że nie skorzystał na taśmach. Falenta przez dobrych kilka lat podsłuchiwał wszystkich jak leci – w tym polityków PiS, dzisiejszego premiera. Poufne informacje, które padały w knajpach, wykorzystywał w biznesie. Wiedział co się opłaca, co nie opłaca, kiedy i co komu szepnąć. Wie, jak w brzydki sposób monetyzować wiedzę.
Stąd jego renoma geniusza biznesu, choć tak naprawdę to prosty chłopak, który przestrzelił. Nie wiedział w co się pakuje, załatwiał prywatną wendettę. Pewnie z czasem dostrzegł potencjał polityczny w taśmach. Miał w rękach cenny towar i mówiąc nieładnie chciał go komuś opchnąć. Nie zaplanował wszystkiego. Nie miał pojęcia, że doprowadzi do zmiany systemu w Polsce. I że nowa władza będzie miała w nosie jego zasługi. Że go zje i wypluje.
Zwrócił się do PiS?
Tego nie wiemy. W jego sprawie zastanawia jednak kilka rzeczy, poczynając od kary w zawieszeniu, jakiej chciała dla niego prokuratura, po wyjazd z Polski po wyroku. Jego zupełne zaskoczenie tym, że zostanie sprowadzony do Polski, by odsiedzieć wyrok.
Gdy go wreszcie ujęto i przewieziono do kraju, miał na głowie kask, jaki założono wcześniej kanibalowi Kajetanowi P. To wszystko razem jest dość dziwaczne.
Tymczasem premier Morawiecki milczy, choć z pisma Falenty do prezydenta Dudy wynika, że nagrał jego rozmowę ze Zbigniewem Jagiełłą, prezesem PKO. Przewodniczący PiS Jarosław Kaczyński wygłosił dziś oświadczenie, że partia nie wprowadzi podatku katastralnego, którego nikt nie chciał wprowadzić, ale ani słowem nie odniósł się do tekstu w "Rzeczpospolitej", która ujawniła ultimatum.
Docierają do mnie sygnały, że otoczenie premiera Morawieckiego jest zaniepokojone rewelacjami Falenty. A Falenta jest wściekły. Był pewien, że partia, która doszła do władzy w wyniku afery podsłuchowej, będzie go chronić. Nie chroni, więc jeśli Falenta faktycznie ma taśmę na PiS, to jej użyje. Nie teraz, bo wokół sprawy jest zbyt gorąco, ale wkrótce. Tym razem po raz pierwszy nie będzie to informacja z prorządowego portalu TVP Info.
Abstrahując od kwestii blefu, nie sądzisz, że publiczny szantaż jest przeciwskuteczny? Przecież prezydent Duda nie może ułaskawić Falenty, gdy wszyscy wiedzą, że ten postawił ultimatum PiS. W sumie przez pismo Falenty cokolwiek zrobi głowa państwa, będzie złe dla władzy, bo jeśli Falenta nie będzie ułaskawiony i odpali taśmę, to partia znajdzie się w oku cyklonu.
Nie przeceniam talentów politycznych Marka Falenty. Myślę, że nie do końca zdaje sobie sprawę z układu sił między Kaczyńskim, Dudą, Morawieckim i Ziobrą. Kierują nim emocje, a to pogarsza ocenę sytuacji.
Ukazanie się takiej taśmy byłoby może szkodliwe dla rządu Mateusza Morawieckiego i PiS, ale już nie dla ministra i prokuratora generalnego Zbigniewa Ziobry. Byłaby to dla niego właściwie bardzo dobra wiadomość.
Oficjalnie Ziobro jest w tej sprawie neutralny. Obiektywny. Jego nazwisko w ogóle się w tej aferze nie pojawia. Gdy Falenta nagrywał taśmy Zbigniew Ziobro był na aucie, był liderem kanapowej partii Solidarna Polska. A dziś to w jego rękach leży decyzja, czy, co i kiedy prokuratura zrobi po ultimatum Falenty. Mówiąc krótko Ziobro ma teraz Morawieckiego w garści, a wiadomo, że panowie ze sobą wściekle walczą.
Ziobro ma w garści Morawieckiego, bo Morawiecki jest szefem rządu, który zdobył władzę dzięki aferze?
Nie, to nie tak. Wielu warszawskich dziennikarzy od dawna ma informację, że istnieje taśma ze studia nagrań Falenty, na której Mateusz Morawiecki opowiada o swoich inwestycjach w nieruchomości. Gdyby Falenta ją odpalił, Morawiecki miałby kłopoty, na pewno kłopoty wizerunkowe. Najbliższe miesiące pokażą, czy Falenta blefuje.