"Przysięgam na wszystkie świętości, że ja w tym nie uczestniczyłem. Więc sobowtór" - tak były prezydent Lech Wałęsa zareagował na doniesienia "Naszego Dziennika", że ABW dysponuje nagraniem rozmowy funkcjonariuszy WSI relacjonujących przewożenie Wałęsy motorówką na strajk w Stoczni Gdańskiej. - Może w KGB były takie metody, ale nie w naszej SB - mówi nam Jerzy Borowczak, jeden z organizatorów strajku w 1980 roku.
W poniedziałkowym wydaniu Naszego Dziennika czytamy, że Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego jest w posiadaniu nagrania z rozmowy funkcjonariuszy WSI, która odbyła się w 2007 roku w warszawskim hotelu Mariott. Jednym z rozmówców miał być pułkownik Leszek Tobiasz, zmarły dwa tygodnie temu w niewyjaśnionych okolicznościach. Funkcjonariusze rozmawiali o tym, w jaki sposób Lech Wałęsa dostał się na strajk do Stoczni Gdańskiej w sierpniu 1980 roku. Wymieniają nazwisko admirała Romualda Wagi, który miał kutrem Marynarki Wojennej dowieźć Wałęsę do stoczni. Tezę mówiącą o tym, że późniejszego lidera "S" przywieziono na strajk wojskową motorówką, pierwsza sformułowała w 1995 roku Anna Walentynowicz. Wałęsa wielokrotnie dementował te informacje i utrzymuje, że do stoczni dostał się przeskakując przez płot.
Sobowtór? "Innej możliwości nie ma"
Były prezydent także tym razem zareagował na rewelacje dziennika. Na swoim blogu opublikował oświadczenie, w którym po raz kolejny zaprzecza wersji Walentynowicz i zapowiada, że "w trybie natychmiastowym" oddaje te informacje do prokuratury. "To jest nie tylko oczernianie kłamstwem, ale też podważanie prawdy historycznej i mojej roli od początku skoku przez płot i dalej. Żyją jeszcze świadkowie z obu stron konfliktu. Należy to ze szczegółami wyjaśnić" - napisał.
Czy sejmowe tajemnice pogrążą Wałęsę
Przedstawił też własną hipotezę dotyczącą opisywanych w Naszym Dzienniku wydarzeń. Według niego jest możliwe, że motorówką służby mogły przewozić sobowtóra. "Przysięgam na wszystkie świętości, że ja w tym nie uczestniczyłem. Więc sobowtór. Jeśli taki scenariusz był realizowany przez służby, są dowody i świadkowie, to był wyrok śmierci na mnie. Pytanie jest tylko jak miał być wykonany. Czy na zasadzie zabić agenta przy pomocy stoczniowców? Czy sobowtór wyprowadzał na miasto stoczniowców, a tam ktoś kończy dzieło? Innej możliwości nie ma" - czytamy w oświadczeniu Wałęsy.
Wałęsa żartował?
Co ciekawe, przywódca "Solidarności" nigdy wcześniej nie mówił publicznie o przypuszczeniach dotyczących sobowtóra. Zapytaliśmy Jerzego Borowczaka współorganizatora strajku w Stoczni Gdańskiej, czy taka hipoteza pojawiała się w prywatnych rozmowach.
- Wczoraj rozmawiałem z Wałęsą i o niczym takim nie wspominał. A wcześniej? Parę lat temu słyszałem z ust Lecha Wałęsy wypowiedź o sobowtórze, z tym, że wtedy po prostu żartowaliśmy sobie. To był tylko żart. Wałęsa w reakcji na słowa Anny Walentynowicz o tym, że służby przywiozły go motorówką, mówił o tym, że może to był ktoś do niego podobny - stwierdza Borowczak.
Metody KGB, a nie SB
Jerzy Borowczak nie wierzy w to, że Służba Bezpieczeństwa mogła "stworzyć" sobowtóra Wałęsa i posłużyć się nim przy okazji sierpniowego strajku. - Może w KGB były takie metody, ale nie w naszej SB - mówi.
Podobnego zdania jest prof. Jan Żaryn, historyk z Instytutu Pamięci Narodowej. On także nie przypomina sobie, by ktokolwiek wcześniej wspominał o możliwości istnienia sobowtóra Wałęsy. - Oczywiście pojawiały się różnorodne teorie dotyczące wejścia Wałęsy do stoczni. Nie pamiętam żeby pojawiała się hipoteza o sobowtórze - zaznacza. - Znacznie ważniejsza jest odpowiedź na pytanie, w jakiej mierze znalezienie się Wałęsy w stoczni było wynikiem jego decyzji, a na ile była to decyzja Służby Bezpieczeństwa.
Hanna Rydlewska o wakacyjnych wcieleniach byłego prezydenta na "Blipie"
Żaryn przypomina też, że o sobowtórach mówiło się raczej w kontekście przywódców komunistycznych państw. - Jawiły się przypuszczenia, że każdy z przywódców miał jednego lub kilku sobowtórów. Być może to próba przeniesienia tego na grunt opozycji. Taki fikcyjny przypadek sobowtóra pojawił się w filmie dokumentalnym o kardynale Wyszyńskim. Służby miały przygotowywać człowieka, który byłby gotowy zastąpić Wyszyńskiego. Żadna dokumentacja tego jednak nie potwierdza - mówi historyk.