Ze sporym prawdopodobieństwem można by stwierdzić, że gdyby nie dziennikarskie śledztwo Wojciecha Bojanowskiego z "Superwizjera" TVN, ta sprawa mogłaby nie znaleźć swojego finału w sądzie. We Wrocławiu zapadł w piątek wyrok wobec czterech policjantów oskarżonych ws. śmierci Igora Stachowiaka. Ojciec zmarłego 25-latka wyszedł z sali rozpraw.
Dziennikarz zajmujący się tematyką społeczną, polityczną i kryminalną. Autor podcastów z serii "Morderstwo (nie)doskonałe". Wydawca strony głównej naTemat.pl.
– Pan mecenas myślę, że nie do końca się zapoznał z aktami, pomylił dwóch świadków. Mam wrażenie, że nie doczytał. Takich rzeczy, które mijają się z faktami, nie zamierzałem słuchać – mówił zdenerwowany Maciej Stachowiak.
Wrocławski Sąd Okręgowy wymierzył karę bezwzględnego więzienia czterem byłym policjantom, którzy brali udział w zatrzymaniu Igora Stachowiaka. Najwyższą karę - 2,5 roku więzienia - zasądzono wobec Łukasza R., który użył paralizatora. Były policjant ma też zapłacić 15 tysięcy złotych na rzecz rodziny zmarłego mężczyzny i 30 tysięcy złotych kosztów sądowych.
Trzech pozostałych byłych policjantów - Paweł G., Paweł P. i Adam W. - dostali po 2 lata więzienia. Mają też zapłacić po 10 tysięcy złotych rodzinie Igora Stachowiaka i również pokryć koszty sądowe (po 30 tys. zł). Policjanci widzieli "wijącego się z bólu Igora Stachowiaka, a pomimo to po raz kolejny i kolejny ten ból mu zadawali przy użyciu urządzenia taser" – podkreślał sąd w uzasadnieniu.
Cała czwórka odpowiadała za przekroczenie uprawień – o to oskarżyła ich prokuratura. Ojciec Igora Stachowiaka uważa, że to karygodny błąd. Jego zdaniem kwalifikacja czynu powinna być zmieniona na nieumyślne spowodowanie śmierci. Wówczas policjantom groziłaby wyższa kara. Orzeczenie nie jest prawomocne.
Prokuratura od wyroku raczej nie będzie się odwoływać. Niemal na pewno apelację będą składać byli policjanci (żadnego z nich nie było na ogłoszeniu wyroku), ich obrońcy wnosili bowiem o uniewinnienie.
Materiał o śmierci Igora Stachowiaka, wraz z nagraniami z paralizatora, dokumentującymi ostatnie chwile niesłusznie zatrzymanego 25-latka, ukazał się w TVN rok po jego śmierci. Do tego momentu wszyscy policjanci zamieszani w sprawę dalej pracowali jako mundurowi. Dopiero po emisji "Superwizjera" funkcjonariusz, który użył paralizatora, został zwolniony ze służby ze względu na... "dobro policji i jej wizerunek".