Cały rok czekacie na wspólny urlop, planujecie wyjazd, robicie miejsce na telefonie na setki romantycznych zdjęć. Nadchodzi lato, a wy już po chwili nie możecie ze sobą wytrzymać. Letnie kryzysy w związkach to codzienność, a wiele z nich nie wytrzymuje tej próby.
Lato ma być z założenia sielankowe. Z założenia, bo umieramy podczas upałów, przeziębiamy się od klimatyzacji w firmach, a w pracy zmęczeni zaciskamy zęby, patrząc na zdjęcia znajomych z urlopu spędzonego na słonecznej plaży.
Umówmy się, letnie miesiące są sielankowe tylko podczas urlopu. A i wtedy niekoniecznie. Bo wakacyjne wyjazdy spędzone z drugą połówką często kończą się kłótniami, frustracjami i rozstaniami. W "Rzeczpospolitej" mówił o tym ostatnio w kontekście rozwodów – których najwięcej ma być właśnie po wakacjach – seksuolog i psycholog Andrzej Gryżewski.
– Na wakacjach czai się wiele zagrożeń. Ostatnio mój pacjent powiedział, że gdy jedzie nad morze, na plaży ogląda się za innymi kobietami. Przez to jest naładowany bodźcami wizualnymi. Wieczorem ma pretensje do swojej żony, że nie wygląda i nie zachowuje się tak jak inne kobiety na plaży. W konsekwencji wieczorem nie ma seksu. Kobiety nie pozostają dłużne. Często zarzucają mężom, że nie wyglądają jak inni mężczyźni, nie dbają tak o wagę, włosy, jakość kąpielówek – tłumaczył.
Zapytałam kilka osób o to, jakie mają letnie doświadczenia w związkach. Czy rzeczywiście jest aż tak źle? A może to przesada?
Niestety nie jest.
"Ja biorę urlop, on nie dostaje"
– My zawsze latem więcej się kłócimy – mówi Agata.
– Cały rok spokój, miłość i jednorożce, a jak przychodzi lato, to nagle chodzimy oboje spięci jak dętki w rowerze. Zawsze zwalałam winę na sesję, bo fajna pogoda, nie chce się siedzieć w domu, a trzeba, bo jedno z nas musi się uczyć do egzaminów i automatycznie to drugie chodzi wkurzone. No i oczywiście temperatura. Bardzo źle znoszę upały, nienawidzę się pocić i kleić, od razu jestem zdenerwowana i o wszystko się czepiam – dodaje.
Podobnego zdania jest Kasia, matka i żona. – Pierwsze dni urlopu męża, które spędza w domu są domu, są wkurzające. Małe dzieci wariują, nie chcą spać, te dni są totalnie rozwalone i jest absolutna dezorganizacja. Mam ochotę wykopać go z powrotem do pracy – mówi ze śmiechem.
Z kolei Ewa mówi, że najwięcej kłótni jest u nich o czas wolny i wspólne wyjścia. – Jestem nauczycielką w szkole, więc lipiec i sierpień mam wolne. Mój partner pracuje w firmie, więc pracuje codziennie. To sprawia, że trudno nam się dogadać: ja chcę gdzieś wyjść w tygodniu wieczorem, porobić razem coś fajnego, a on jest zmęczony i musi rano wstać – opowiada Ewa.
Wiktoria dodaje, że najgorsze jest z kolei zgranie urlopów. – Kiedy ja mogę wyjechać, on nie dostaje urlopu. Kiedy on może, mi ten termin koliduje z ważnymi projektami. Jak już się uda razem pojechać, to jest cud – mówi.
"Morze – kłótnie, festiwal – kłótnie"
Gdy wyjazd dojdzie do skutku, wcale nie jest łatwiej. – Kiedy wyjeżdżamy, to w okolicach wyjścia z domu robi się napięta atmosfera i jest zazwyczaj mała wymiana zdań lub kłótnia – zauważa Kasia. Te kłótnie przed wyjazdem to zresztą często norma. O co? O wszystko: ciężkie walizki, zapomnianą ładowarkę do telefonu, marudzące dzieci, coraz mniej czasu do odlotu samolotu.
Nie ukrywajmy: wyjazdy – w parze, a szczególnie te z potomstwem – są stresujące. Na liście dużo rzeczy do zrobienia, czasu coraz mniej, a partner wcale nie pomaga. A przecież trzeba jeszcze podlać kwiatki, dać sąsiadce klucze, żeby karmiła kota albo przewinąć dziecko. Kiedy obie osoby są zdenerwowane, do wybuchu wystarczy najmniejsza nawet iskra.
Po przyjeździe do celu okazuje się często, że coś jest nie tak. Kolejna scysja. – Pamiętam to z dzieciństwa. Zawsze jak gdzieś jeździliśmy, to nie dość, że rodzice byli poddenerwowani i rzucali się sobie do gardeł (oczywiście nie dosłownie), to jeszcze mama zawsze była pierwszego dnia niezadowolona: a to z hotelu, a to miejscowości, a to jedzenia. Tata się wkurzał, mama się obrażała, dopiero drugiego dnia zaczynało być normalnie – wspomina Iga.
Dochodzą też oczywiście oczekiwania. Po pierwsze, każde ma ochotę robić coś innego: jedno leżeć na plaży, drugie zwiedzać. Po drugie, oboje chcemy mieć idealne wakacje z ukochaną osobą: długie spacery, romantyczne kolacje, doskonałe instagramowe zdjęcia (takie, jak w tym artykule) – presja, żeby było perfekcyjnie, sprawia, że stresujemy się i kłócimy się o byle co.
– Zawsze się kłócę z chłopakiem w wakacje. Zawsze. Romantyczny wyjazd nad morze – kłótnie. Festiwal – kłótnie. Namiot - kłótnie. Wydaje mi się, że to dlatego, że jesteśmy ze sobą wtedy non stop. Mnie zaczyna denerwować, że on szybko się męczy i ciągle jest głodny, a jego, że ja ciągle przystaję, żeby robić zdjęcia i siedzę w telefonie. On woli wieczory spędzać razem przy winie, ja chcę iść do klubu. Kłócimy się w lato często, ale są też świetne chwile i nadal jesteśmy razem mimo wszystko – opowiada Nina.
Nie wspominając już o kłótniach... po powrocie. Marta i jej partner zawsze po urlopie przeżywają kryzys. – To powrót z bajki, mój do zmywania naczyń, jego do gotowania. Ja się nie wysypiam, a jak się nie wyśpię, to umieram, on się stresuje obowiązkami. Potem się człowiek przyzwyczaja, ale pierwsze dwa tygodnie po urlopie są dramatem – mówi.
"Non stop bombardował mnie smsami"
Czasami jednak pary nie przechodzą tej letniej próby.
– Moje dwa związki zakończyły się po wakacjach. Po prostu na obozie czy wspólnym wyjeździe z ówczesnym chłopakiem w trakcie lub po okazywało się, że mamy zupełnie inne oczekiwania – gdzieś cała magia związku ulatywała, dochodziły kłótnie – mówi.
Z kolei Kinga na wymarzonych wakacjach usłyszała od swojego ówczesnego chłopaka raniące słowa, które zamieniły jej urlop w koszmar. – Na drugim wspólnym wyjeździe mój aktualny były dowalił mi takim tekstem, że całą drogę na górskim szlaku ryczałam. To był początek końca naszego związku, bo on zniszczył wtedy całe zaufanie, jakie do niego miałam – opowiada.
Często dochodzą również oczywiście zazdrość i zdrady, zwłaszcza, kiedy ktoś wyjeżdża bez partnera czy partnerki. – Wyjechałam z przyjaciółkami do Włoch, mój ówczesny chłopak nie pojechał, bo to miał być wyjazd wyłącznie z dziewczynami, co mu się bardzo nie spodobało. Nie zdradziłam go, codziennie się odzywałam, ale on był tak zazdrosny, że non stop bombardował mnie smsami. Aż w końcu po moim powrocie stwierdził, że nie ma do mnie zaufania i chce to zakończyć – irytuje się Jula.
Czasem jest jeszcze ciekawiej.
– Znajoma wyjechała z chłopakiem i przyjaciółką na wymarzoną wycieczkę do Indii, wróciła po dwóch tygodniach sama i zapłakana, bo okazało się, że jej partner i przyjaciółka wdali się w romans i przedłużyli swój pobyt. To, że obydwoje wbili jej nóż w plecy podczas wymarzonych wakacji jakoś zapadło mi w pamięć – wspomina Martyna.
Rozmawiać i liczyć do pięciu
Czy każdy związek jest skazany na wakacyjny kryzys? Nie. Wszystko zależy jednak od... rozsądku.
– Przede wszystkim nie spędzajmy ze sobą 24 godzin na dobę, bo tego nikt nie wytrzyma. – Musimy sobie dozować ten czas. Cały dzień w takiej bliskości może niektórych przerazić – mówił w "Rzeczpospolitej" psycholog i seksuolog Andrzej Gryżewski. Jak jednak podkreśla, "chęć utrzymania dystansu często wywołuje z kolei kłótnie".
Co więc, gdy te scysje i kłótnie się pojawią? Najważniejsze to o wszystkim otwarcie rozmawiać i mówić o swoich wakacyjnych oczekiwaniach i pragnieniach. Nie owijać w bawełnę, nic nie ukrywać, ale też iść na kompromisy i liczyć do pięciu, gdy chcemy wybuchnąć lub powiedzieć coś kąśliwego.
– Najczęściej największe zatargi mają miejsce pierwszego i drugiego dnia wyjazdu. Warto wcześniej wyznaczyć priorytety i określić wspólne oczekiwania. Powinniśmy zaplanować formę wypoczynku. Jeśli dwie osoby pojadą spontanicznie i każda z nich będzie chciała robić to, na co ma ochotę, dojdzie do zatargów. Warto negocjować bliskość i formy zaspokojenia naszych potrzeb emocjonalnych – mówi Gryżewski.
Psycholog dodaje, że pamiętać trzeba o jednym: związek należy naprawiać, a nie iść na skróty. – Kłótnie tak czy inaczej się pojawią – zauważa. Niezależnie czy lato, czy zima, dodajmy.
Jeśli przetrwamy więc letnią próbę, przetrwamy już wszystko.