– Nie chcę żyć w państwie, w którym idąc do usługodawcy muszę się zastanawiać, jaki on ma światopogląd – mówi w rozmowie z nami Anna Błaszczak-Banasiak, adwokatka i dyrektorka Zespołu do spraw Równego Traktowania przy RPO. Wyjaśnia, dlaczego konsekwencje orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego ws. drukarza z Łodzi mogą być poważniejsze niż się tego spodziewamy.
– Karanie za odmowę świadczenia usług umyślnie, bez uzasadnionej przyczyny, stanowi ingerencję w wolność podmiotu świadczącego usługi, w szczególności w prawo do postępowania zgodnie z własnym sumieniem – powiedział w uzasadnieniu TK sędzia Mariusz Muszyński.
Jakie mogą być konsekwencje takiego orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego? Mówi się, że z klauzuli sumienia będzie teraz mógł korzystać każdy.
Anna Błaszczak-Banasiak: Nie zgadzam się z opinią, że Trybunał wydał orzeczenie, zgodnie z którym panuje teraz w Polsce powszechna klauzula sumienia. Oznaczałoby to, że osoba, która chciałaby odmówić realizacji jakiejś usługi ze względy na swój światopogląd, wyznawaną religię, czy jakiekolwiek inne wartości, może to legalnie zrobić.
Tego TK nie powiedział. Trybunał w moim głębokim przeświadczeniu powiedział, że sankcja w postaci kary przewidzianej w art. 138 Kodeksu wykroczeń jest nieproporcjonalna i z tego powodu jest niezgodna z Konstytucją.
Nie oznacza to, że taka odmowa jest zgodna z prawem, bo nie jest. Natomiast skutki tego wyroku mogą okazać się poważniejsze, niż zdajemy sobie z tego sprawę. Trybunał w swoim orzeczeniu oparł się na tym, że w chwili obecnej istnieją środki cywilne, za pomocą których potencjalny klient czy konsument może bronić się przed takiego rodzaju działalnością przedsiębiorcy.
To jest prawda. Takie środki rzeczywiście istnieją. Są częściowo przewidziane w tzw. Ustawie o równym traktowaniu, a częściowo w Kodeksie Cywilnym. W praktyce może być jednak trudno z nich skorzystać.
Art. 138. KW
Pobieranie za świadczenie zapłaty wyższej od obowiązującej lub odmawianie świadczenia przez zobowiązanego Kto, zajmując się zawodowo świadczeniem usług, żąda i pobiera za świadczenie zapłatę wyższą od obowiązującej albo umyślnie bez uzasadnionej przyczyny odmawia świadczenia, do którego jest obowiązany, podlega karze grzywny.
Dlaczego?
Efektywność tych środków w mojej ocenie, czy też ocenie Rzecznika Praw Obywatelskich, jest praktycznie żadna. Nie sprawdzają się one w praktyce.
Sprawy tego typu (odmowa usługi z uwagi na kryteria dyskryminacyjne), które są nam znane, były prowadzone przez osoby naprawdę zdeterminowane. Najczęściej działały przy wsparciu albo RPO, albo organizacji pozarządowych, czyli tak naprawdę przy wsparciu wyspecjalizowanych podmiotów.
Nie znam żadnej sprawy, w której osoba prywatna uzyskałaby tego rodzaju rekompensatę działając sama, ponieważ pod względem prawnym jest to po prostu bardzo trudne. Nie mówiąc już o tym, że jest to bardzo kosztowne.
Nawet jeśli nie można się zgodzić z opiniami niektórych komentatorów, że jest to wyrok, który przyzwala na powszechną klauzulę sumienia, to w praktyce jest to wyrok, który może do tego doprowadzić. Środki, które istnieją po to, aby zapobiec tego rodzaju sytuacjom, są nieefektywne.
Na czym ta nieefektywność polega?
Dyskryminacja jest zakazana już na poziomie konstytucyjnym. Gdzie jest w takim razie problem prawny? Konstytucja nie przewiduje sankcji, a jeśli nie ma sankcji i ktoś nie chce się tym zakazem przejmować, to nie będzie tego robił.
Sankcje mogą być różne, podstawowy podział mówi jednak o dwóch rodzajach. Sankcja cywilna w postaci odszkodowania lud zadośćuczynienia i sankcja karna, czyli tak jak było to w przypadku drukarza, w postaci wykroczenia, które jest zagrożone karą grzywny.
Za nałożenie sankcji karnej odpowiada państwo. Jedyne, co robi osoba pokrzywdzona, to idzie na policję i mówi: ten pan nie chciał mnie obsłużyć ze względu na mój kolor skóry. Policja ma obowiązek wszcząć postępowanie i skierować do sądu wniosek o ukaranie.
Jeżeli jednak chodzi o sankcje cywilne, to jest to sprawa bardziej skomplikowana. Najpierw trzeba wezwać tego przedsiębiorcę do zaprzestania naruszenia i spróbować się z nim jakoś ugodzić. Jeśli tak się nie stanie, trzeba napisać pozew, wiedzieć jak to zrobić i gdzie go wysłać. Trzeba też oczywiście opłacić ten pozew. Opłata jest różna w zależności od tego, czego ja oczekuję.
Jeżeli oczekuję odszkodowania, to jest 5 proc. wartości odszkodowania. Jeśli natomiast oczekuję zadośćuczynienia, czyli chcę dochodzić wyrównania krzywdy moralnej, to jest 600 zł. Czyli mówimy już o poważnych kosztach.
W takiej sprawie samemu też odpowiada się za dowody. Trzeba np. przedstawić zdjęcie, jakieś nagranie. To jest przecież słowo przeciwko słowu.
Jeśli wygrywam bądź przegrywam, to ja muszę złożyć apelację bądź nie. Trwa to latami, bo te postępowania są długie. Przedsiębiorcę stać na to, aby sobie wynająć profesjonalnego pełnomocnika. A więc, kto zdecyduje się na takie kroki, jeśli ktoś wyprosi go z restauracji? 99 proc. machnie ręką i powie trudno.
Takie sytuacje zdarzają się często?
Dzieje się to naprawdę często. Takie sprawy do biura Rzecznika Praw Obywatelskich trafiają i nie dotyczą wyłącznie osób nieheteroseksualnych. Do biura trafiają sprawy w zasadzie wszystkich możliwych mniejszości. Chodzi o osoby z niepełnosprawnościami, o osoby starsze, kobiety, które poruszają się z dziećmi w wózku, kobiety karmiące piersią. To jest problem powszechny.
Gdyby przedsiębiorca chciał się teraz uprzeć, że nie będzie realizował usług na rzecz osób niepełnosprawnych, bo te wjeżdżają wózkiem do sklepu i psują mu podłogę, a mieliśmy taką sprawę, to w zasadzie może to bezkarnie zrobić, bo szansa, że zostanie ukarany na drodze cywilnej jest bardzo mała.
Czyli stwierdzenie, że może to doprowadzić do pewnego rodzaju segregacji, nie jest nadużyciem?
To jest absolutnie możliwe. W chwili obecnej komunikat, który poszedł do przedsiębiorców, brzmi następująco: możesz nie obsługiwać gejów, możesz nie obsługiwać osób transpłciowych, państwo nic ci z tego tytułu nie zrobi.
Co oznacza, że pewne grupy przedsiębiorców będą stosowały takie rozwiązania. Powszechną praktyką wśród niektórych firm turystycznych jest np. nieobsługiwanie osób powyżej określonego wieku. Kierują swoje usługi do osób młodych, chcą organizować fajne imprezy, a osoby starsze psują im wizerunek.
Mamy też np. skargi dotyczące restauratorów, którzy powszechnie nie przyjmują do swojej restauracji cudzoziemców. Stosują bardzo różne tricki. Umieszczają na drzwiach ogłoszenie: Nie wpuszczamy w nakryciach głowy. Na pierwszy rzut oka mogłoby wydawać się, że to jest neutralne.
Ale nie jest. Weźmy np. Rynek Starego Miasta w Krakowie albo dzielnica żydowska w Krakowie. Wiadomo, że chodzi o osoby narodowości żydowskiej, a nie o to, że ktoś przyszedł w słomkowym kapeluszu.
Po tym orzeczeniu takich sytuacji może być więc więcej?
Proszę zobaczyć jaka jeszcze jest tego konsekwencja. W chwili obecnej, jeśli jakiś restaurator powiesi sobie na drzwiach napis "Czarnych nie obsługujemy" – a to się może zdarzyć, bo naprawdę działy się już bardzo różne rzeczy – państwo mówi: mnie to nie obchodzi, niech sobie radzą.
Państwo uważa, że tej skali dyskryminacja jest prywatnym problemem osób fizycznych, które poczuły się pokrzywdzone, a nie problemem państwa, które tak naprawdę powinno ponieść za to odpowiedzialność.
To się naprawdę dzieje i jest na porządku dziennym. Teraz jest do tego dodatkowe uzasadnienie w postaci komunikatu ze strony państwa: my nie będziemy się do tego włączać, a jeżeli ktoś czuje się pokrzywdzony, to niech działa na własną rękę.
Problem będzie narastał. To, że nas to nigdy nie spotkało, to nic nie znaczy. Osoby, które komentują tę sprawę w mediach, są najczęściej – proszę mi wybaczyć – białymi, heteroseksualnymi mężczyznami w średnim wieku. Dyskryminacja dotyczy osób, które z jakichś powodów się wyróżniają. A takie zgłoszenia trafiają do biuro RPO nagminnie i dotyczą bardzo różnych grup.
I różnych usług.
Trzeba mieć na uwadze, że mówimy o naruszeniu wartości fundamentalnej jaką jest godność. Tu nie chodzi o czyjś interes ekonomiczny, o to, że w tej restauracji nie zje kotleta. Chodzi o to, że ja jestem gorzej traktowany, bo inaczej wyglądam, bądź jestem w innym wieku, bądź mam inną płeć.
Chodzi o kwestie godnościowe i mówiąc wprost, nie chcę żyć w państwie, w którym idąc do usługodawcy muszę się zastanawiać jaki on ma światopogląd, jakiego jest wyznania i czy potraktuje mnie uczciwie czy też nie.
Odwróćmy sytuację. Nie jest tajemnicą, że za postawą tzw. drukarza z Łodzi stoi organizacja, która określa się jako organizacja katolicka, tradycyjna i konserwatywna. Gdyby tego rodzaju ogłoszenia pojawiły się na restauracjach z kebabem np. muzułmanin powiesiłby kartkę "katolików nie obsługuję", to czulibyśmy się z tym ok? No nie. To jest taka sama dyskryminacja.