
Kiedyś spotkałem pewnego warszawiaka w Paryżu, który dziwił się, jak to Francja jest scentralizowana w przeciwieństwie do Polski. I że tam bycie ze stolicy wcale nie przynosi sympatii, ani nie dodaje żadnego prestiżu.
Jak ktoś wyjeżdża z miasta na Wszystkich Świętych, to nie jest stąd. Jak ktoś jest stąd, to ma groby na Powązkach i Bródnie.
– Są wkurzający już z tego powodu, że są to warszawiacy, wielcy "stoliczaninie" – mówi Michał z Wałbrzycha, który wiele lat spędził w Paryżu. Wspomina, że nawet nad Sekwaną miał do czynienia z warszawiakami, którzy rzucali się w oczy działając innym na nerwy. – Kiedyś spotkałem pewnego warszawiaka w Paryżu, który dziwił się, jak to Francja jest scentralizowana w przeciwieństwie do Polski. I że tam bycie ze stolicy wcale nie przynosi sympatii, ani nie dodaje żadnego prestiżu – opowiada.
Wśród przepytanych przez naTemat rodowitych mieszkańców Warszawy podobne opinie nie są odosobnione. Bo z roku na rok niekończąca się dyskusja o wyższości jednego rodzaju warszawiaków nad innym staje się coraz bardziej burzliwa. – To, co przyjeżdża do roboty i robi bydło, określiłbym "warszawką" – twierdzi Krzysztof. Dodając, że wciąż uważa jednak, iż wielu przyjezdnych to świetni ludzie, tylko dodający stolicy kolorytu.