Po wakacjach dobrze jest ponarzekać na "obcych". W wielu miejscach w Polsce złą sławą cieszy się szczególnie jeden rodzaj turystów: warszawiacy. Ci, gdy jadą poza stolicę, myślą, że są panami świata, a i urlop spędzony w Warszawie potrafią skutecznie zepsuć – podkreślając na każdym kroku swoją wyższość.
"No przepraszam, ale ja jestem z Warszawy" - te słowa, szczególnie w wakacje, można usłyszeć jako odpowiedź na każdy problem. Kelnerka jest niewystarczająco uprzejma, zupa za słona, pokój za mały, nie można łatwo trafić w określone miejsce, wieczorem nie ma gdzie wyjść się zabawić? Warszawiak przecież nie przejdzie obok tego bez
komentarza i podkreślania, że w stolicy takie rzeczy są nie do pomyślenia.
– Turyści z Warszawy, jak nikt inny potrafią zrobić problem z wszystkiego. Choćby z tego, że wydaje im się, iż w pokoju hotelowym... nie ma wystarczająco dużo papieru toaletowego na cały pobyt – mówi pani Hanna z Gdańska, która przez lata pracowała w nadmorskim ośrodku wypoczynkowym. I w jej pracy o warszawiakach powstały po prostu dziesiątki rozmaitych legend i anegdot.
Nie łatwiej jest wytrzymać z warszawiakiem, gdy na chwilę wpadnie się do stolicy. Pogubiłeś się w metrze? Gdybyś był ze stolicy, to byś się w metrze nie gubił. I gdy poprosisz warszawiaka o pomoc w odnalezieniu właściwego kierunku, ten ci o twoim prowincjonalnym pochodzeniu głośno przypomni. Na mieszkańcach reszty Polski ta samozwańcza "wyjątkowość" działa czasem tak irytująco, że niektórzy bez złorzeczenia na warszawiaków nie potrafią nawet obejrzeć prognozy pogody. Twierdząc, że to, o czym mówi pogodynka, sprawdza się oczywiście tylko w stolicy.
Warszawiak pod każdą szerokością geograficzną...
– Są wkurzający już z tego powodu, że są to warszawiacy, wielcy "stoliczaninie" – mówi Michał z Wałbrzycha, który wiele lat spędził w Paryżu. Wspomina, że nawet nad Sekwaną miał do czynienia z warszawiakami, którzy rzucali się w oczy działając innym na nerwy. – Kiedyś spotkałem pewnego warszawiaka w Paryżu, który dziwił się, jak to Francja jest scentralizowana w przeciwieństwie do Polski. I że tam bycie ze stolicy wcale nie przynosi sympatii, ani nie dodaje żadnego prestiżu – opowiada.
Cały problem jednak w tym, że z tymi irytującymi wszystkich dokoła warszawiakami nie mogą wytrzymać... nawet w samej Warszawie. – Prawdziwych warszawiaków już nie ma. Może została nieliczna grupa, która się tu urodziła i kocha swoje miasto, zna jego historię. Dzisiejsi warszawiacy to ludzie, którzy przyjeżdżają do pracy, by się dorobić i
nagle stają się ważniakami, pozerami – twierdzi mieszkająca w stolicy Jovita.
O wyższości warszawiaka nad warszawiakiem
Wśród przepytanych przez naTemat rodowitych mieszkańców Warszawy podobne opinie nie są odosobnione. Bo z roku na rok niekończąca się dyskusja o wyższości jednego rodzaju warszawiaków nad innym staje się coraz bardziej burzliwa. – To, co przyjeżdża do roboty i robi bydło, określiłbym "warszawką" – twierdzi Krzysztof. Dodając, że wciąż uważa jednak, iż wielu przyjezdnych to świetni ludzie, tylko dodający stolicy kolorytu.
Ale w Warszawie nie brakuje też innych opinii. – Jak ktoś wyjeżdża z miasta na Wszystkich Świętych, to nie jest stąd. Jak ktoś jest stąd, to ma groby na Powązkach i Bródnie – podsumowuje bezkompromisowo Dorota z warszawskiego Tarchomina.
Kiedyś spotkałem pewnego warszawiaka w Paryżu, który dziwił się, jak to Francja jest scentralizowana w przeciwieństwie do Polski. I że tam bycie ze stolicy wcale nie przynosi sympatii, ani nie dodaje żadnego prestiżu.
Dorota
Jak ktoś wyjeżdża z miasta na Wszystkich Świętych, to nie jest stąd. Jak ktoś jest stąd, to ma groby na Powązkach i Bródnie.