
Reklama.
– Rozmowa była jeden na jeden z samym Antonim Macierewiczem. Spotkanie nie było protokołowane, jedynie nagrywane. Na koniec pan przewodniczący poinformował mnie, że spotkanie miało charakter niejawny. Powiedziałem, że muszę zaprotestować – powiedział Czarnecki, podkreślając, że o charakterze tej rozmowy powinien zostać poinformowany z wyprzedzeniem. Według jego relacji były szef MON tłumaczył, iż całe postępowanie jest niejawne, bo takie są przepisy w prawie lotniczym.
– Pan Macierewicz poinformował mnie, że nie mogę ujawniać tego, co poruszał w zadawanych mi pytaniach, natomiast mogę mówić o samym fakcie i okolicznościach przesłuchania. Powiedziałem, że się nie zgadzam, na co pan przewodniczący odpowiedział: jeśli się pan nie zgadza, to możemy skasować nagranie – zrelacjonował dziennikarz. – Powiedziałem: panie ministrze, nie może pan tego skasować, zostałem wezwany urzędowo, a przesłuchanie się odbyło – dodał.
Czarnecki zdradził, że wezwanie miało związek z katastrofą smoleńską "o tyle, o ile latałem samolotem o numerze bocznym 101". – Tyle mogę powiedzieć, bo na razie wolę myśleć, że obowiązuje mnie tajemnica śledztwa – skwitował.
Podkomisja smoleńska podlega Antoniemu Macierewiczowi. Powołano ją, by - przynajmniej teoretycznie - rozwiała wątpliwości co do przyczyn katastrofy smoleńskiej, ale efekty jej pracy są jednym wielkim znakiem zapytania. Krzysztof Brejza z PO wziął pod lupę działania podkomisji i ujawnił szereg kuriozalnych faktów. Poseł niedawno wykazał m.in., że nawet Mariusz Błaszczak, obecny szef MON, nie zna postępów prac podkomisji.
źródło: Onet