Laczki, flądry i bambaje. Warszawska gwara kryje w sobie wiele pięknych wyrazów, które powoli idą w zapomnienie. Mało kto już dziś wie, co znaczy dintojra, kim był szmondak i skąd wziął się wihajster. Nie mówiąc już o akcencie, który zanika i miesza się w tłumie przyjezdnych. Na szczęście powoli wraca moda na szukanie lokalnej tożsamości. Ostatnio pisaliśmy o młodych Ślązakach, którzy ratują swój język przed zapomnieniem. Teraz przyszła pora na warszawiaków. Nie bądźmy frajerami, mówmy gwarą.
– Inspiracji szukamy wszędzie gdzie się da – opowiada mi Marta Estera Haas, jedna z członkiń grupy grupy teatralnej „Warszawiaki”, która zajmuje się krzewieniem warszawskiej kultury. – Oglądamy przedwojenne filmy i kabarety, słuchamy piosenek, rozmawiamy z ludźmi. Na praskich podwórkach i w bramach wielu ludzi posługuje się gwarą warszawską, czasem dają nam wskazówki, uwagi, czasem wspominają lata młodości. Gwarę można znaleźć też w książkach, choćby w felietonach Wiecha, w powieściach Grzesiuka, u Wieczorkiewicza. Wszystko to skrzętnie zbieramy, a potem wykorzystujemy przy wymyślaniu spektakli. Zależy nam na tym, żeby wszystko brzmiało oryginalnie i było rzetelne – dodaje Marta zwana „Tunią”.
„Warszawiaki” tworzą spektakle, nagrywają przedwojenne piosenki i organizują spacery po Warszawie. Ich projekt nie jest jednak jedynym, który zachwyca się stolicą. Niedawno pisaliśmy chociażby o magazynie „Skarpa”, w którym można znaleźć dużo ciekawych informacji i piękne zdjęcia miasta sprzed lat. Powstają też stylizowane bary w stylu „meta, seta, galareta”. Był „Projekt Warszawiak”. Czy można więc powiedzieć, że warszawskość jest znów w modzie?
– Nie powiedziałabym, że to moda, choć rzeczywiście można w ostatnim czasie zaobserwować duże zainteresowanie Warszawą – mówi mi Tusia. – Powstają bary stylizowane na przedwojenne lokale w których można zjeść„żymne i goronce zakonski", a obsługa jest ubrana ze starowarszawskim faszonem; zespoły nagrywają płyty z przedwojennymi przebojami warszawskiej ulicy.
– Podoba mi się, że warszawiaki chcą przypomnieć o swojej bogatej kulturze, zniszczonej w dużej mierze przez wojnę, ale często te inicjatywy wydają się być tylko dobrym sposobem na biznes, a nie troską o ocalenie od zapomnienia warszawskiej kultury. Tak jak znany z dobrego teledysku projekt, który odniósł duży sukces medialny, w którego piosenkach pojawiają się błędy językowe, wyrazy które nigdy w gwarze nie istniały. Do tego całość oparta jest na stereotypie, pokazującym warszawiaków jako nieprzyjemnych cwaniaczków, a nie cwaniaków z biglem w oku. To przykre, że te piosenki nie wykorzystują swojego potencjału. W naszej grupie podchodzimy z dużą dbałością i szacunkiem do gwary. Fajnie by było gdyby wróciła kiedyś na ulicę i żyła jak kiedyś, na razie jednak głównie zajmują się nią pasjonaci – dodaje Marta.
Czy jednak rzeczywiście tak jest? Kiedy przeglądam słowniczek na portalu gwara-warszwska, który skupia największą ilość pasjonatów, okazuje się, że wiele zawartych tam słów dobrze pamiętam z dzieciństwa. Co więcej, łapie się na tym, że ostatnio co raz częściej ich używam. Lubię „flotę”, „chawirę” i „gancegal”. Pamiętam „landszafty”, wiszące u dziadków, które moja mama wyśmiewała i dziadka, który z przekąsem pytał się mojego brata, gdzie jego „gajerek”. Oczywiście niektóre ze słów brzmią dość obco, jak „juszka” czyli krew, albo „flądra” czyli kobieta, która ma problem z utrzymaniem porządku, ale dużą część nadal kojarzę, albo przynajmniej potrafię domyśleć się co oznaczają.
– Gwara wciąż obecna jest w naszym języku – tłumaczy mi Marta. – Można ją usłyszeć chociażby na warszawskiej Pradze. Na co dzień nie mówię gwarą, ale zdarza mi się w charakterystyczny sposób zmiękczać wyrazy, albo używać zamiast "tym" przedwojennej formy "tem". Czasem przypadkowo zmieniam szyk liter w słowie, mówiąc chociażby zamiast "regularnie", "Leguralnie". To oczywiście drobnostki, ale lubię bawić się słowami. Po warszawsku nie tylko myślę, ale także wyglądam. Lubię styl i szyk – dodaje Marta.
Takich pasjonatów jak Tunia jest znacznie więcej. Grupa teatralna „Warszawiaki” liczy kilkunastu uczestników a na stronie warszawskiej gwary można znaleźć co najmniej kilka projektów opowiadających o dawnej Warszawie. Jednym z nich jest strona „Śladami bohaterów Wiecha” gdzie można odbyć wirtualny spacer po przedwojennej stolicy. Przewodnikiem w wycieczce jest ubrany w kaszkiet chłopak, który z warszawskim akcentem opowiada o minionych czasach. Na stronie można nie tylko obejrzeć z bliska wszystkie zabytki, ale także ściągnąć przewodnik, a nawet umówić się na prawdziwy spacer.
Atrakcje można też znalźć na stronie gwary warszawskiej. Oprócz słowniczka, o którym już pisałam, na portalu można kupić gadżety, znaleźć przepisy na potrawy prosto z Warszawskiej kuchni, takie jak pańska skórka czy pyzy, i poznać innych zapaleńców. – Podoba mi się to, że Warszawa przestała już się wstydzi tego, że jest Warszawą – powiedziała mi Marta. Muszę się z nią w pełni zgodzić. Fajnie, że pomiędzy wieżowcami, pędem i przyjezdnymi jest jeszcze miejsce na lokalny koloryt, warszawską piosenkę i uroczy akcent.