Jak podaje "Super Express", w okresie od 2016 do 2018 roku Adam Andruszkiewicz pobrał z publicznych pieniędzy blisko 90 tys. zł z tytułu zwrotu kosztów za paliwo. Co zabawne, ówczesny poseł, a obecnie wiceminister nie ma ani samochodu, ani prawa jazdy.
Wiceminister Andruszkiewicz - jak to określa tabloid - nieźle potrafi doić. Według ustaleń "Super Expressu" na podstawie oświadczeń majątkowych w 2016 roku polityk wziął z kasy publicznej ponad 35,5 tys. złotych, zaś rok później prawie 28 tys. Natomiast w 2018 roku pobrał on około 24,4 tys. zł z tytułu zwrotu kosztów za paliwo.