To nie przypadek, że właśnie w Białymstoku doszło do brutalnych ataków na uczestników Marszu Równości. Wie o tym doskonale Marcin Kącki, autor książki "Białystok. Biała siła, czarna pamięć". – To miasto jest po prostu papierkiem lakmusowym tego, co stanie się za chwilę. Białystok trochę wyprzedza inne miejsca w tej nienawiści, ze względu na swój tygiel kulturowy, ale też ze względu na brak tożsamości – mówi w wywiadzie dla naTemat.
Twoja książka o Białymstoku ukazała się w 2015 roku. Dużo od tamtej pory się zmieniło?
Tak. PiS w sposób zdecydowany realizuje politykę, którą zapowiedział. Politykę wykluczania, dzielenia społeczeństwa na lepszych i gorszych, a wszystko to przy bardzo silnym wsparciu Kościoła katolickiego, który już dawno odbił od Ewangelii i w zasadzie nie ma z nią nic wspólnego.
Dużo wspólnego ma z kolei z potrzebą władzy, z gromadzeniem majątku oraz z ekspansją duchową i terytorialną. I mamy tego skutki. Wzrastająca nienawiść, która za chwilę skończy się rozlewem krwi.
Czyli Białystok to jest miasto, w którym jak w soczewce skupia się to, o czym mówisz?
Białystok kumuluje w sobie pewną energię nie tylko ze względu na rosnącą nienawiść, która płynie z góry, od tej "klasy politycznej", ale także dlatego, że jest miastem przygranicznym, które jest pełne różnych mniejszości. Tam mamy Tatarów, Litwinów, Białorusinów, Rosjan, Polaków.
Na Podlasiu jest bardzo wiele miast, jak choćby Hajnówka, którego mieszkańcy w większości stanowią prawosławni. To też kumuluje konflikty. Hajnówka również stała się symbolem pewnego faszyzmu za sprawą ONR, które organizuje tam marsze, a na herby bierze sobie "żołnierzy wyklętych", którzy mordowali tam prawosławnych podczas wojny i po niej.
Białystok jest po prostu papierkiem lakmusowym tego, co stanie się za chwilę. Białystok trochę wyprzedza inne miejsca w tej nienawiści, właśnie ze względu na swój tygiel kulturowy, ale też ze względu na brak tożsamości.
To jest miasto, które było żydowskie. To Żydzi zbudowali Białystok, a podczas wojny trafili do Treblinki. Po wojnie, miasto zburzone przez hitlerowców, przejęli Polacy. Próbują budować swoją tożsamość białostocką, ale to fasada.
Natomiast jeśli prezes Kaczyński mówi takim ludziom, że są wielkimi, prawdziwymi Polakami, którym należy się szacunek za wielką historię, to oni w to wierzą i chętnie zapominają, że ich przodkowie mordowali prawosławnych albo nieopodal palili Żydów w stodołach. A jeszcze do tego, żeby być wielkim Polakiem, potrzeba antagonizmu i tym antagonistą jest ten, który jest inny.
Łatwo jest być "innym" w Białymstoku?
Dzisiaj "inny", to jest tak naprawdę ktoś, kogo łatwo wskazać. W Białymstoku, ale i w całej Polsce "innym" jest każdy, kto nie jest członkiem pewnej grupy społecznej. W Białymstoku jej klejem jest Jagiellonia Białystok, Kościół, zafałszowana, martyrologiczna historia.
Po sobocie [zamieszki na Marszu Równości] nie wyobrażam sobie, żeby ktoś spokojnie przeszedł przez Białystok w tęczowej koszulce. Chyba że atakujący będą się bać retorsji ze strony policji, czy jakiegoś wzburzenia publicznego.
Dzisiaj bardzo łatwo jest być innym nie tylko w Białymstoku. Dziś bardzo łatwo jest być innym choćby w internecie. Wystarczy mieć jakiekolwiek inne poglądy, wystarczy być poprawnym politycznie lub niepoprawnym. Wystarczy choć trochę odstawać.
Jonathan Franzen, pisarz, zauważył, że gdy na swoim profilu pisał rzeczy oczywiste, ale niezgodne ze swoją bańką, to był hejtowany za to odstępstwo.
W tej chwili społeczeństwo jest rozbite. Jest bańka Polski wschodniej, bańka beneficjentów 500 plus, bańka głosujących na PiS, bańka LGBT, lewicy, prawicy, zwolenników rowerów, aut, wypoczynku nad morzem, w górach. Te bańki się zderzają w przestrzeni. Nie łączą się w jedną bańkę, tylko się od siebie odbijają.
Kiedy pracowałeś nad książką coś cię zaskoczyło?
Potężny wpływ Kościoła Katolickiego na Podlasiu, w Polsce Wschodniej. Znałem go z literatury, z anegdot, ale pierwszy raz zetknąłem się z nim w sposób fizyczny.
Kościół katolicki na Podlasiu przybiera najgorszą formułę, łączy martyrologię, mesjanizm, nacjonalizm, nienawiść i wykluczenie. To jest taki Kościół, z jakim kojarzy mi się XV wiek, kontrreformacja, inkwizycyjny i w końcu Kościół z lat 1941-1946, który doprowadził do pogromu Żydów, choćby w województwie łomżyńskim.
Spotkałem kilku księży o niespotykanych kiedyś we Kościele miernościach intelektualnych. Z dużą dozą prymitywizmu myślenia, brakiem jakiejkolwiek teologicznej refleksji, zamysłu ewangelicznego. Mieli nienawiść w oczach. To skutek produkowania przez seminaria poborców jałmużny, a nie teologicznych filozofów.
I zdałem sobie sprawę, gdy pisałem książkę w 2014 roku, że ten Kościół za chwilę odegra bardzo dużą rolę, ponieważ tacy właśnie księża są promowani.
Kościół katolicki kiedyś był Kościołem abp. Życińskiego, ks. Twardowskiego, tych hierarchów, którzy byli zwolennikami filozofii w nauczaniu seminaryjnym. Oni zniknęli. Zostali zdominowani przez Kościół radiomaryjny, Kościół bp. Jędraszewskiego.
Tam też bywają intelektualiści. Jędraszewski, który dzisiaj posługuje się językiem faszyzmu, habilitację pisał o Jean-Paulu Sartre, Emmanuelu Levinasie i poszukiwaniach nowego humanizmu, a jednak wykorzystuje najgorsze narzędzia podziału społecznego do tego, żeby nadać Kościołowi drogę ekspansji terytorialnej i duchowej, czyli zawłaszczania, rządu dusz. Drogę opartą na tym, na czym opiera się program PiS-u – na podziale, wykluczeniu i tożsamości wroga.
Widziałem w Białymstoku muzeum wybudowane przez kurię za wiele milionów złotych z Unii Europejskiej. Nic tam się nie dzieje. Służyło socjalnym potrzebom księży. Widziałem bardzo wiele budynków kościelnych dotowanych z UE.
A w tym samym czasie jeden z katechetów wysłanych przez Kościół do szkół w Białymstoku opowiadał dzieciom o tym, że "żydo-bolszewio-pedały" nacierają na nas z Unii Europejskiej i chcą zniszczyć katolicyzm. Kazał im przygotować rysunki na ten temat i powstało 40 prac, na których ludzie z UE wieszają katolików na krzyżach.
Taki jest ten Kościół i to, że biskup białostocki Tadeusz Wojda wydaje komunikat mówiący o tym, że Białystok broni polskiego chrześcijaństwa, jest dla mnie zupełnie zrozumiałe.
Nie wszyscy mieszkańcy Białegostoku to kibole, narodowcy. Jest jednak przyzwolenie społeczne na to, żeby to miasto tak funkcjonowało?
Cała moja książka o Białymstoku jest zbudowana na postaciach, które chciały Białystok zmienić pozytywnie, na miasto naprawdę tolerancyjne i wielokulturowe.
Oni są jednak w całkowitej mniejszości, są zmarginalizowani. Nie otrzymują pieniędzy z dotacji, są wykluczani z działalności społecznej, bo za dużo i za bardzo mówią o gender, o tolerancji itd. Mam nadzieję, że kiedyś przyjdzie czas, że będą mogli swoje talenty spożytkować.
Białystok niestety uwierzył, że żyje w mieście tolerancyjnym, mieszkańcy mają potrzebę mówić o tym, że Białystok jest ciekawy, fajny i da się go zmienić. Ale tam, a dzisiaj i w całej Polsce, potrzeba znów edukacji na podstawowym poziomie.
Przeciętny mieszkaniec staje po którejś stronie, czy odcina się od tego, nie identyfikuje się z żadną grupą?
Widzi, że miasto w ciągu ostatnich kilkunastu lat zostało uporządkowane. Tam są czyste ulice, szerokie arterie. W Białymstoku nigdy nie stałem w korku. Jest miastem zielonym. Mieszkańcy uznają, że jest miastem dobrym do życia i jest na odpowiednim poziomie rozwoju cywilizacyjnego.
Ale jeśli takiemu przeciętnemu mieszkańcowi Białegostoku urodzi się dziecko, które w wieku 16 lat powie, że jest gejem, to to dziecko nie będzie w tym mieście szczęśliwe. Jeśli ktoś będzie chciał robić warsztaty z tolerancji i nawoływać do niej, to zostanie wykluczony.
Ta nienawiść tak dobrze ma się w Białymstoku również ze względu na przyzwolenie ludzi zajmujących wysokie stanowiska?
Tak, ale to się nie różni niczym od Wrocławia, od Poznania, od Warszawy, czy Gdańska. Układy samorządowe na poziomie koligacji ze sportem, bandyterką a władzą, wszędzie wyprodukowały patologię zamiast edukacji
Tam jest o tyle to widoczne, że opisałem ten układ. Skoligacenie włodarzy z prezesem klubu, albo uzależnienie od Kościoła, który zabiera głos w każdym aspekcie społecznym. W gruncie rzeczy politycy w Białymstoku nie wychodzą prawie z kościoła i tam otrzymują różne polecenia.
Nie wiem czy inaczej jest np. w Krakowie. Być może jest tak samo, tylko nikt tego nie sportretował albo jest to głębiej ukryte. Chodzi jednak o to, że jeżeli ktoś jest nienawistnikiem, to jest mu łatwiej wyrażać swoje poglądy, bo usłyszał sygnał z góry, z Warszawy.
W telewizji ogląda Kaczyńskiego i jeśli ten mówi mówi, że uchodźcy roznoszą pierwotniaki, a minister Zalewska mówi, że nie wie kto mordował w Jedwabnem, to tacy ludzie dostają sygnał, że można być antysemitą i nienawidzić. I w zasadzie dlaczego oni nie mogą wyjść na ulicę i komuś przypierd****.
A ciebie spotkały jakieś nieprzyjemności po tym, jak książka się ukazała lub jak pracowałeś nad nią?
Nie, ale otrzymałem kilkaset bardzo miłych listów. Jeden z moich ulubionych zawiera w sobie definicję polskiego zaprzeczenia antysemityzmu, a brzmi tak: "Jak śmiesz zarzucać nam antysemityzm pejsaty ch***".
Protestował też ONR.
Książka została adoptowana na scenę Teatru Dramatycznego w Białymstoku. Młodzież Wszechpolska i grupki ONR przyszły pod teatr z transparentami przeciwko spektaklowi. Razem z twórcami włączyliśmy treść tego protestu do spektaklu.
W dniu premiery teatralnej była tez słynna homilia ks. Międlara w katedrze białostockiej. Mówił, że Żydzi są wrogami Polski. To był taki dzień, który dla mnie był zapowiedzią, że będzie jeszcze gorzej. Nikt nie reagował, a przemarsz ONR przypominał mi młot faszystowski: szli równym kordonem, stukając obcasami, z wysokimi flagami, z falangą.
Krzyczeli: "A na drzewach zamiast liści, wisieć będą syjoniści". Mijali ogródki kawiarniane, z których ludzie przyglądali się temu z rozbawieniem, niektórzy z przerażeniem.
To było jak scena z filmu "Cabaret", jak piosenka "Tomorrow belongs to me", która świetnie oddaje to, że faszyzm świetnie adaptuje się wśród zwykłych mieszkańców.
Wybierasz się jeszcze do Białegostoku?
Tak, jestem tam co jakiś czas.
Bez strachu?
Ludzie mnie czasami zaczepiają na ulicy. Ostatnio była taka zabawna sytuacja. Poznał mnie jeden z mężczyzn, który stał z grupką kibiców albo nacjonalistów. Wiedział kim jestem, ponieważ rozmawiałem z nim podczas pisania książki.
Zaczął krzyczeć: "Ej, to ten co książkę napisał". Zacząłem za nimi iść i pytam: "Jaki masz problem? Nieprawdę napisałem?". Odpowiedział: "Nie, nie, w porządku. Nie mam problemu, ale jesteś pier***ym lewakiem z Wyborczej".
Ale na końcu oni zrobili sobie ze mną selfie. Uznali, że jestem panem z telewizji, więc warto zrobić sobie fame.
Rozmowy z nimi podczas pisania książki chyba też nie były łatwe?
Jestem reporterem i rozmawiam z każdym, a najbardziej lubię z ludźmi, z którymi się nie zgadzam ideowo, żeby ich zrozumieć. A łatwo nie było dlatego, że nikt z nimi nie rozmawia. To był problem. Ani dziennikarze, ani lokalna społeczność o innych poglądach, nikt z nimi nigdy nie rozmawiał.
Pamiętam, gdy chciałem umówić się z jednym z faszystów, który ma dwie swastyki wytatuowane na plecach, który był przywódcą bojówek oraz handlarzy narkotyków i za to został oskarżony. Zadzwoniłem do niego, był bardzo zdziwiony. Bo - powiedział mi - nigdy żaden dziennikarz nie zadzwonił.
Spotkał się ze mną z czystej ciekawości. Rozmawialiśmy trzy godziny o północy na stacji benzynowej, bo bał się, że ktoś go zobaczy. Jest jednym z bohaterów książki.
Rozmawiałem z nim po to, aby pomóc coś ludziom zrozumieć. Przede wszystkim to, że każdy może być faszystą.
Kim właściwie był ten człowiek?
Normalny, wrażliwy chłopak, który ma dziecko. Kiedy sam był dzieckiem, to wpadł w środowisko, które go zauroczyło i nikt z tego środowiska zawczasu go nie wyjął. Człowiek nie rodzi się faszystą, ale się nim staje.
Faszyzm jest jak taki wirus. Jeśli w porę się do dzieciaków nie dotrze z edukacją, nie pokaże im się alternatywy, to game over.
Jest ojcem i nie rozumie, że nienawiść to krzywda, że ktoś cierpi?
On widzi, że jego dziecko jest narażone na kontakt z ze zbrodniczymi "pedałami". Żałuje, jak mi powiedział, że Hitler nie dokończył roboty. Jego umysł jest sformowany na to, żeby nienawidzić i, tak jak pisał Andrzej Leder o Polsce, jest poddany amoralnemu familizmowi, czyli moja rodzina jest najważniejsza i będę ją chronił przed złem. A to, że jego zło jest źle zdefiniowane, to problem w braku edukacji, wykluczenia socjalnego.
Bardzo szybko zakończył naukę, wpadł w środowisko faszystowskie i później się to rozwinęło. Pojawiły się sprzyjające okoliczności, można było wyjść na ulicę, zdjąć kominiarkę i pokazać, że się nienawidzi.
Uważasz, że będzie jeszcze gorzej?
Tak. Jeśli PiS wygra wybory, weźmie się za samorządy, ograniczy edukację na poziomie lokalnym, dopuści jeszcze mocnej do głosu nacjonalistyczny Kościół, a Kaczyński uzna, że w jego interesie jest, żeby trochę krwi się polało, to się krew poleje.