Z piłki nożnej żyją nie tylko zawodnicy, trenerzy, ale też menedżerowie
Z piłki nożnej żyją nie tylko zawodnicy, trenerzy, ale też menedżerowie

Wielu ich nienawidzi. Bo psują polską piłkę, robią wodę z mózgu młodym piłkarzom, działają na szkodę klubów. Piłkarscy agenci. Jak przeprowadzą transfer, zarabiają krocie. Oni sami przekonują, że ich praca to ciągłe loty, wysiłek i wydawanie pieniędzy. – Nam się należy taka sportowa Nagroda Nobla – żartują. A jaka jest prawda?

REKLAMA
Andrzej Czyżniewski był swego czasu dyrektorem sportowym Arki Gdynia. Z racji pełnionej funkcji bardzo często stykał się w tamtym czasie z menedżerami. I nie ma z nimi najlepszych doświadczeń, agentów uważa za samo zło. "Za prowizję wypłaconą menedżerowi Chmiesta i Łabędzkiego (dwaj piłkarze Arki - red.) można pokryć koszty całorocznego utrzymania pionu młodzieżowego" - powiedział niedawno w "Gazecie Wyborczej".
"Robią wodę z mózgu chłopakom"
– To jest dżungla. Prawie wszyscy agenci to ludzie bez zasad. Oni robią wodę z mózgu młodym chłopakom już na samym starcie – opowiada dziś Czyżniewski w rozmowie z NaTemat. – Na początku łapią kontakt z młodym, zdolnym piłkarzem. Mówią mu, ile on za parę lat będzie zarabiał, jaki to nie będzie bogaty. Zapraszają rodziców, wożą drogimi autami, biorą do luksusowych knajp. I potem taki chłopak myśli, że jak ma menedżera, to z miejsca jest lepszym piłkarzem. A jego agent? Jest umowa, potem transfer, skasowana prowizja i do widzenia. Poza tym bardzo często do takich umów wpisuje się horrendalnie wysokie kary umowne. Paranoja – podsumowuje.
Mariusz Piekarski kiedyś był piłkarzem, teraz graczy reprezentuje. Twierdzi, że tak naprawdę menedżerowie w naszym kraju dokonują cudów. – Spójrzmy, jaki jest poziom naszego futbolu. A przecież my kilku piłkarzy ligi polskiej potrafimy sprzedać do silnego zachodniego klubu. Za to nam się należy jakaś taka Nagroda Nobla. Trochę żartem to mówię, ale takie są fakty – tłumaczy.
Mariusz Piekarski,
agent piłkarski:

Spójrzmy, jaki jest poziom naszego futbolu. A przecież my kilku piłkarzy ligi polskiej potrafimy sprzedać do silnego zachodniego klubu. Za to nam się należy jakaś taka Nagroda Nobla. Trochę żartem to mówię, ale takie są fakty.


Od innego agenta słyszę historię piłkarza, który przez 7-8 lat grał w polskiej ekstraklasie. Ba, był też reprezentantem kraju. A dziś nie ma nic, żyje w biedzie. Nie miał dobrego agenta. A może wyobraźmy sobie młodego, grającego w piłkę Andrzeja Czyżniewskiego, dla którego menedżer ma dobry klub zagraniczny. Jego poprzedni klub dostałby niezbędne pieniądze, zarobiłby sam piłkarz, miałby pieniądze na przyszłość, więc co jest w tym złego?
– Często krytykują nas ludzie, pracujący w klubach – mówi Piekarski. – A przecież coraz częściej to same kluby się do nas odzywają. Dzwonią i proszą o znalezienie konkretnego piłkarza. I my im pomagamy. Powtarzam, agent klubom pomaga, a nie doprowadza je do ruiny – podkreśla.
Radosław Omachel, fragment tekstu w "Newsweeku":

– To szczury – mówi o nich nestor polskich trenerów Orest Lenczyk. Za co trener mistrzów Polski Śląska Wrocław tak ich nie znosi? Za blokowanie transferów (jeśli klub odmawia agentowi wysokiej prowizji), za łamanie piłkarskich karier (kiedy jedynym celem transferu jest sprzedaż i zgarnięcie prowizji), za wciskanie klubom mało utalentowanych graczy po zawrotnych cenach i obiecywanie początkującym zawodnikom gruszek na wierzbie w zamian za podpisanie umowy.


Oni biorą kasę z dwóch stron
Zdaniem Czyżniewskiego, wielu agentów nie ma w ogóle pojęcia o obowiązujących przepisach. Po części to też wina przepisów, które PZPN zaadaptował, ale kompletnie ich nie przestrzega. W normalnych warunkach agent podpisuje z piłkarzem umowę o reprezentację i wtedy to zawodnik jest jego klientem, a co za tym idzie – płatnikiem. Czasami oczywiście zdarzy się, że jakiś zespół poprosi menedżera o pomoc, o znalezienie piłkarza. I wtedy on płaci. Ale u nas często tak nie jest. Czyżniewski: – Bardzo często dochodzi do sytuacji, gdy agent bierze kasę z dwóch stron.
Osoba, dobrze znająca realia środowiska: – Nigdy nie słyszałem o takim przypadku.
Czyżniewski ma jeszcze do opowiedzenia pewną ciekawą historię. Pokazującą, jakimi agenci są ludźmi. – Jest taki jeden człowiek, znany, nazwijmy go menedżerem X. Występuje w jakiejś tam stacji telewizyjnej i biadoli. A jaki to ten futbol zły, a jaka to szkoda, że w naszych klubach nie daje się szansy młodym Polakom. A jaki to bezsens, by ściągać ciągle te zagraniczne ochłapy. I wie pan co? Schodzi człowiek z anteny, mija może kwadrans i dzwoni mój telefon. On: Cześć "Czyżyk", słuchaj, mam dla ciebie Białorusina. Mówię, że właśnie niedawno był w telewizji i pojechał po tych wszystkich obcokrajowcach. A on na to: Stary, wiesz jakie są realia. Trudno z tymi młodymi.
Andrzej Czyżniewski,
były dyrektor sportowy Arki Gdynia:

Jest taki jeden człowiek, znany, nazwijmy go menedżerem X. Występuje w jakiejś tam stacji telewizyjnej i biadoli. A jaki to ten futbol zły, a jaka to szkoda, że w naszych klubach nie daje się szansy młodym Polakom. A jaki to bezsens, by ściągać ciągle te zagraniczne ochłapy. I wie pan co? Schodzi człowiek z anteny, mija może kwadrans i dzwoni mój telefon. On. - Cześć "Czyżyk", słuchaj, mam dla ciebie Białorusina.


I potem problem ma klub, stający przed wyborem. Albo polski piłkarz, który dobrze rokuje, ale obok niego jest agent, który chce dużej prowizji. Opcja druga? Piłkarz z zagranicy, pewnie słabszy, trochę taka niewiadoma. Ale jest mniejszym wydatkiem, bo menedżer nie żąda aż tyle. Dla dobra polskiej piłki powinien wziąć Polaka. Ale dla dobra swoich finansów wybierze drugą opcję.
Najpierw wydatki, potem zarobki
Agent za transfer zarabia dobrze, to prawda. Ale wcześniej ryzykuje, ponosi duże koszty. Żeby zarobić, musi dużo wydać. Ci poważni, profesjonalni, regularnie latają do swojego piłkarza, grającego w Turcji czy Rosji. Lecą też prowadzić negocjacje z zagranicznymi klubami. Ile na to idzie pieniędzy? Podobno kilkadziesiąt tysięcy złotych miesięcznie. Nie mają zwrotu kosztów. A często zdarza się, że wracają z pustymi rękami. Że miał być deal, ale dealu nie ma.
Jarosław Kołakowski, menedżer, o swojej pracy:

Bo dobry menedżer nie czeka, aż transfer zrobi się sam – takie transakcje się zdarzają, ale bardzo rzadko. Całą resztę trzeba wyjeździć, wylatać, wychodzić, inwestując swoje pieniądze i swój czas... . Te wysiłki na szczęście wynagradza fakt, ze przy okazji realizujemy swoje pasje, bo tylko tacy ludzie mogą przez lata utrzymać zapał do tej profesji...


W rozmowie z Czyżniewskim padają ostre słowa. Mówi, że menedżerowie traktują swoich klientów jak mięso armatnie. – Często jest tak, że mamy młodego piłkarza i ten piłkarz ma wybór. Albo klub w pierwszej lidze i w nim pewne miejsce w składzie. Albo jakaś potężna firma, Wisła czy Lech, gdzie czeka go na początku gra w Młodej Ekstraklasie. Wiadomo, że dla jego rozwoju lepsza jest pierwsza liga. Ale 99 procentów agentów nie będzie się tym kierować. I wepchnie go w objęcia tego dużego klubu – tłumaczy.
Jeden z agentów,
anonimowo:

Przez Czyżniewskiego przemawia zgorzknienie. Na siłę chce zaistnieć w mediach, komuś tam się przypomnieć. Nie powiem nic pod nazwiskiem, bo po co temu biednemu człowiekowi psuć humor.


Jeden z czołowych polskich menedżerów, pragnie zachować anonimowość: – Przez Czyżniewskiego przemawia zgorzknienie. Na siłę chce zaistnieć w mediach, komuś tam się przypomnieć. Nie powiem nic pod nazwiskiem, bo po co temu biednemu człowiekowi psuć humor.
Czyżniewski: – Wiem, że w tym środowisku jestem niepopularny. Bo nie grałem w tę grę na ich warunkach. Większość jednak to robi. Kluby się boją, że w razie buntu nie będą mogły sprowadzić żadnego piłkarza.
Musisz być twardy i uczciwy
Piłkarscy agenci uważają, że niesłusznie aż tak im się dostaje. Tłumaczą, że owszem, nie lubi się ich, ale przecież tak samo nie przepada się za agentami nieruchomości. Albo - to lepszy - przykład - za prawnikami. Wynajmujesz adwokata, i tak dostajesz wyrok, a i tak wypłacasz mu honorarium. I potem się zastanawiasz, po cholerę brałeś tego prawnika.
Piekarski stwierdza, że to jest w ogóle szerszy problem, polegający na tym, że my, Polacy, nie szanujemy samych siebie. I to się w naturalny sposób przenosi na konkretne zawody. Taki Jorge Mendes, Portugalczyk, reprezentujący Cristiano Ronaldo i Jose Mourinho. On z samych prowizji wyciąga jakieś 70-80 milionów euro. Gdyby przyleciał do Polski, byłby traktowany jak Bóg. A polskich menedżerów bardzo często nazywa się krwiopijcami.
Tu zobaczysz, ile zarabia Jorge Mendes:

"Newsweek" w czerwcowym tekście o menedżerach piłkarskich napisał, że prowizja agenta waha się między 5 a 13 procent. Popytałem tu i ówdzie. Moi rozmówcy twierdzą, że należałoby napisać, że między 5 a 10.
– To jest biznes jak każdy inny – kończy Piekarski. – Gdy kończyłem z piłką, a zaczynałem karierę agenta pamiętam, że podszedł do mnie Zbyszek Boniek. Mowi: "Mariusz, pamiętaj, w tej branży musisz być twardy i uczciwy". I ja taki właśnie staram się teraz być.