
Każdy, kto pod koniec lipca spojrzał na oficjalną listę Związku Producentów Audio-Video, mógł przeżyć mały szok: album pewnej grupy z Białegostoku pobił na głowę m.in. nowy krążek Eda Sheerana i składankę największych przebojów Whitney Houston, zyskując tytuł najlepiej sprzedającej się płyty w Polsce. Mówimy tutaj o black metalowym zespole Batushka*, którego lider – Bartłomiej Krysiuk – opowie nam dziś o sacrum i profanum, protestantyzmie i katolicyzmie, śmierci pachnącej jodłą, partii PiS oraz prześladowaniach Żydów i przedstawicieli LGBT na Podlasiu.
... disco polowcem? Jakimś cudem przetrwałem. Miłość do mocnego grania zwyciężyła, choć rzeczywiście – dorastałem w prawdziwym zagłębiu muzyki chodnikowej i takimi właśnie dźwiękami byłem otoczony od dzieciństwa (śmiech).
Aż tak daleko nie będę się posuwał, spokojnie (śmiech). Chodzi wyłącznie o to, że nie zamierzam demonizować disco polo; zwłaszcza, że – jakby nie spojrzeć – coś tej muzyce zawdzięczam.
Przeciwko czemu był skierowany?
Siłą rzeczy granicę pomiędzy sacrum i profanum przekraczamy już w momencie łączenia śpiewu z instrumentami muzycznymi, które przez Cerkiew prawosławną uznawane są za narzędzia Szatana.
Odpowiem tak: przypadło na moment życia, w którym szczególnie mocno pochyliłem się nad rzeczami, o których człowiek zaczyna myśleć dopiero w pewnym wieku.
Czyli podobnie, jak u zdecydowanej większości ludzi. Natomiast u mnie nigdy nie wywoływała skojarzeń z czymś dobrym, lecz ze śmiercią właśnie. Gdy umierał ktoś bliski, jego zwłoki kładziono na stole w największej izbie.
Tak. To płyta skupiona właśnie wokół prawosławnej liturgii śmierci; utworów ludowych, które "od zawsze" śpiewano wokół trumien, a które ulegają coraz większemu zapomnieniu, odchodzą wraz ze starszymi pokoleniami.
