Euro – ostatni wielki impuls, który zmobilizował Polaków do współpracy i starania się jak najlepiej – minął. Jaki cel teraz stanie przed Polską? Czy jest coś, co może być nowym, naszym pomysłem na Polskę? Według prof. Jana Hartmana – najpierw czeka nas kryzys, a potem dążenie do materialnego dobrobytu.
Rafał Bauer w swoim tekście stwierdza: Potrzebujemy nowego pomysłu na Polskę. Własnego pomysłu, nie skopiowanego od innych – jak zresztą wykazuje autor, dzisiaj już trudno znaleźć państwa, z których można by czerpać jakiś ogólny wzorzec.
"Dramaty pierwszych lat przekształceń osładzała „wolność”. Co dzisiaj rozproszy mgłę przesłaniającą horyzont dzisiejszego, pół-konsumpcyjnego społeczeństwa?" – pyta w swoim tekście prezes Black Lion TFI. Według Jacka Żakowskiego, takim celem powinny być dla nas dzieci.
Co jeszcze może przybliżyć nas, jak to określa Bauer, do "TurboPolski"? Rozmawiamy o tym z profesorem Janem Hartmanem, filozofem, bioetykiem, publicysta i wykładowcą Uniwersytetu Jagiellońskiego.
naTemat: Euro się skończyło, było ostatnim "wielkim" celem, jaki Polska miała do zrealizowania…
Prof. Jan Hartman: Wydaje mi się, że mobilizacja na Euro była czymś unikalnym.
Ale była. A co będzie teraz? Czy Polska ma jakiś punkt zaczepienia, "wielki cel"?
Skoro idzie kryzys, to każdy będzie przygotowywał się na ograniczenia, jakie nas czekają. Dotyczy to również rządu. Kryzys też mobilizuje, ale negatywnie. Nie sądzę, by czekała nas w najbliższym czasie jakaś pozytywna mobilizacja, podobna do tej przed Euro.
Kryzys ma być naszym katalizatorem?
Musimy dobrze wykorzystać ten czas. Na porządkowanie, prawa, instytucji. Sprawienie, by te instytucje państwowe lepiej i oszczędniej działały.
To mało imponujące, w porównaniu do takich celów jak: wejście do NATO, Unii Europejskiej. Przez wiele lat takie cele wyznaczały nam kierunek rozwoju. Chcieliśmy dołączyć do "Zachodu".
Dla państwa to były wielkie, historyczne zadania, które je uskrzydlały. Teraz już nie ma nic takiego świetlanego, co mogłoby nas zmotywować do wspólnego działania. Elity państwa muszą przede wszystkim przygotować się na nadchodzący kryzys. Oby ta wspólna sprawa zadziałała równie mobilizująco, jak te chwalebne cele z niedawnej przeszłości.
I sądzi Pan, że naprawdę politycy przejmą się kryzysem i podejmą stosowne, do jego zatrzymania, kroki?
Wierzę, że ta skrzecząca rzeczywistość, która puka do drzwi, przemówi politykom do rozumu. Skłoni ich do przeprowadzenia odpowiednich reform. Obecnie rząd skupia się na podtrzymaniu strumienia pieniędzy idących z Zachodu, ale przecież równie ważne są reformy wewnętrzne.
A co po kryzysie, zakładając, że uda nam się z niego wyjść obronną ręką?
Pionierska epoka transformacji już się u nas skończyła. IIII RP jest już dorosła – ma 23 lata, czyli istnieje dłużej niż II Rzeczpospolita z okresu międzywojnia. Wydaje się, że przechodzimy kryzys młodego człowieka, który właśnie wkracza w dorosłość.
I jak każdy taki młody człowiek, musimy podjąć decyzję: co ze sobą zrobić. Zazwyczaj w życiu dorosłym czeka nas nieustanna praca, na siebie i dzieci. Po kryzysie Polacy po prostu przejdą z modelu pół-konsumpcji do pełnej konsumpcji?
W przewidywalnej przeszłości, liczonej w dekadach, nie można sobie wyobrazić nic innego, jak tylko dążenie do dobrobytu, powszechne starania poprawiania swej sytuacji materialnej. Nic natury duchowej nie wyprze na razie celów materialnych. Dziś prawie każdy – od chłopa do profesora – chce coraz więcej kupować.
Ale przecież są ludzie, którzy myślą nie tylko o pieniądzach.
Oczywiście, są osoby, które prowadzą bardziej wyrafinowanie życie duchowe i kulturalne. Ale takie osoby to mniejszość, a w najbliższym czasie nie ma szans, by tych ludzi znacząco przybywało. Jesteśmy wygłodniali, na dorobku, i dopóki prawie wszyscy nie osiągną pewnego statusu materialnego, to będziemy skupieni na zdobywaniu dóbr.
W przyszłości jednak i u nas będzie więcej „rentierów”, którzy nie musząc martwić się o pieniądze, mogą myśleć o sprawach wyższych. Na Zachodzie w ten sposób rozwijają się elity intelektualne i kulturalne. Nas też to dotyczy, ale efekt „arystokracji ducha” poczekamy jeszcze ładnych parę lat. Dziś wszyscy są owładnięci myślą, by lepiej zarabiać. I tak będzie przez dłuższy czas.