Co może być impulsem dla Polski? Czy znajdziemy jeszcze cel narodowy na miarę wstąpienia do NATO czy Unii Europejskiej? Rozmawiamy o tym z dr Maciejem Bukowskim, ekonomistą i prezesem Instytutu Badań Strukturalnych.
naTemat: Chwilowo brakuje nam impulsu do mobilizacji – do ciężkiej pracy, współpracy, przeprowadzenia reform. Ostatnio było Euro, a co może być teraz?
Faktycznie, ta zbiorowa Polska świadomość skupia się wokół zjawisk akcyjnych. Rzeczy, reformy, które powinny się wydarzyć, obecnie nie są dostatecznie atrakcyjne i interesujące dla ogółu.
A jakie rzeczy powinny się wydarzyć?
Polska powinna stać się krajem innowacyjnym, stawiać na kreatywność i nowe technologie. Jak zrobiły to Finlandia czy Korea w przeszłości, bo dobrze jest mieć
swojego Samsunga czy Nokię, których w Polsce obecnie brakuje. To także coś, z czego można być dumnym.
Czyli iść, de facto, w stronę konsumpcji. Konsumpcji, którą wiele osób demonizuje – twierdzą, że wraz z jej rozwojem zanika życie duchowe.
To mit, że społeczeństwa uboższe są bardziej metafizyczne, uduchowione. Tak naprawdę, to jest raczej przeciwnie.
Bogaci mają więcej czasu wolnego, a ich podstawowe potrzeby są zaspokojone, dzięki czemu mogą – przynajmniej potencjalnie – więcej zastanawiać się nad sferą duchową. Biedni nie mają tego luksusu – muszą wszak martwić się o byt codzienny – tych jest w Polsce coraz więcej. My jesteśmy w Polsce gdzieś pośrodku, już nie ubodzy, ale jeszcze nie bogaci.
I dlatego będziemy chcieli zarabiać coraz więcej? Konsumpcja, dążenie do maksymalizacji zysków, jest nieuniknione?
Nie ma tutaj żadnej drogi naokoło. I co więcej, nie należy myśleć, że kiedyś było inaczej. Dawniej ludzie też chcieli się bogacić, tylko często była to gra o sumie zerowej. Ktoś musiał być biedniejszy, żeby ktoś stał się bogatszy. Dzisiaj zaś – dzięki wzrostowi gospodarczemu – bogacić się mogą wszyscy.
Tak naprawdę, bogacenie się to dla nas jedyny kierunek, by stać się społeczeństwem
nowoczesnym. Bogate społeczeństwa są szczęśliwsze, bardziej tolerancyjne, mają mniej przestępczości, a ludzie – dzięki temu, że mają mniej zmartwień – są na co dzień lepsi i milsi dla siebie. Wystarczy przyjrzeć się społeczeństwu norweskiemu czy szwedzkiemu, by to dostrzec.
Nadal jednak, część współczesnych myślicieli wskazuje, że konsumpcja jest zbyt rozdmuchana. Większość rzeczy bądź usług, które nabywamy, są nam w gruncie rzeczy niepotrzebne.
Na pewno wiele produktów obecnego świata, które kupujemy, jest nam zbędnych. Koniec końców ile można mieć par butów czy samochodów. Ale też zawsze dążyliśmy do tego, by posiadać. Kiedyś to było utrudnione, rzeczy trwałego użytku były drogie, dbało się o nie i używało latami. Dzisiaj jest znacznie łatwiej i taniej wyprodukować coś co starczy nam na rok-dwa lata użytkowania, by potem wymienić to na coś nowego. Paradoksalnie to napędza gospodarkę i tworzy wyższy PKB, który jest po części sztuczny. Moglibyśmy wszak konsumować mniej, po prostu dłużej użytkując tak uszczęśliwiające nas gadżety.
A dojdziemy w ogóle do tego etapu konsumpcji? Czy kryzys nas pokona?
Jeszcze parę lat będziemy w okresie perturbacji gospodarczych, choć one wydają się dziś nam straszniejsze, niż są w rzeczywistości. W obliczu trwającego dekady wzrostu gospodarczego każdy "kryzys" jest niewielki, rozmyty. W ostatnich 200 latach przeszliśmy wiele kryzysów, mniejszych lub większych, ale każdy się kończył, a wzrost zamożności trwał całkowicie, niwelując skutki nawet najgłębszego z nich. Obecny kryzys – to kogo dotknął i dlaczego – jest kłopotliwy bolesny i dla lewicy i dla liberałów. Ani jedni, ani drudzy się do tego nie przyznają, ale uwidocznił on wszystkie wady czystego leseferyzmu i rozbudowanego, opiekuńczego państwa. To przecież przez nadmiernie zderegulowane rynki finansowe świat wpadł w kłopoty i to przecież jednak kraje z najsilniej rozbudowanym, nieefektywnym sektorem publicznym, najbardziej na kryzysie ucierpiały.
To szczególne gospodarki, próbujące godzić przysłowiową wodę z ogniem. Mają one tę rozwiniętą siatkę opiekuńczego państwa. Ale mają też wewnętrznie bardzo konkurencyjne gospodarki, zdyscyplinowane finanse publiczne i jednoznacznie prokonkurencyjne nastawienie agendy publicznej.
Kryzys pokazał, że najlepiej go przechodzą ci, którzy potrafią się reformować, i to zawczasu. Trzeba szukać sensownego kompromisu między bezpieczeństwem i konkurencyjnością. Dlatego też polityka nie straciła na ważności.
Polska poszukuje kompromisu?
Polska, jeśli chce być krajem sukcesu, powinna przede wszystkim odrzucić nadmiernie zidologizowane narracje. Czy to tę bardzo lewicową, reprezentowaną np. przez kręgi Krytyki Politycznej, czy liberalną, widzącą w dość zwulgaryzowanym leseferyzmie złotą receptę na wszystkie gospodarcze kłopoty. Musimy cały czas pamiętać, że jesteśmy na dorobku. A związku z tym, powinniśmy zakasać rękawy, postawić na konkurencyjne regulacje i innowacje, dużo pracować i oszczędzać. Trzeba
porzucić myślenie w kategoriach małych ambicji kraju na prowincji – dobre drogi, czyste ulice, boiska i baseny to zbyt mało, jak na idee modernizacyjną. Musimy zacząć stawiać sobie konkretne, ale i ambitne zadania i zacząć je realizować – tak jak to robią Niemcy, Finlandia, Szwecja. A nade wszystko musimy uwierzyć, że możemy w ciągu ćwierć wieku dołączyć do grona państw rozwiniętych. Że nas na to stać, że potrafimy i jesteśmy gotowi w tę ideę zainwestować.
Obecnie jesteśmy w dryfie rozwojowym, nie jest źle, budujemy trochę tego, trochę tamtego. Niby już samodzielni, ale nadal dostajemy pomoc z zewnątrz. Jesteśmy jak dziecko z dobrego domu, które myśli, że zawsze będą rodzice, którzy go ochronią i dadzą kieszonkowe na fajne ciuchy.
To działa, ale do czasu, bo kiedyś trzeba dorosnąć. Najlepszym tego przykładem jest olimpiada – znowu zdobyliśmy 10 medali. Wszyscy mówią, że trzeba coś zrobić, ale nic więcej. A trzeba przestać gadać i zacząć robić. Brytyjczycy kiedyś stanęli przed takim samym wyzwaniem, wzięli się do pracy, zainwestowali i w Londynie zdobyli grad medali. Z każdą inną sferą życia publicznego jest tak samo – czy to z nauką, czy transportem, czy kulturą. Jeśli chce się mieć efekty, trzeba przeznaczyć na to pieniądze, pracować, pracować i jeszcze raz pracować. No i nie bać się zmian.
Jakaś rada dla polityków na przyszłość?
Myślę, że ideą dla Polski mogłyby stać się innowacje. Uwierzmy, że stać nas na to by mieć w naszym kraju drugi Harvard i Krzemową Dolinę. Uwierzmy i zainwestujmy. Obecnie nasze państwo się zadłuża, by dofinansowywać bieżące wydatki emerytalne. Myślimy o tu i teraz, ale kiedyś trzeba zacząć myśleć o jutrze.
Polska powinna stać się krajem innowacyjnym, stawiać na kreatywność i nowe technologie.
Maciej Bukowski
Prezes Instytutu Badań Strukturalnych
Dawniej ludzie też chcieli się bogacić, tylko często była to gra o sumie zero-jedynkowej. Ktoś musiał być biedniejszy, żeby ktoś stał się bogatszy. Dzisiaj zaś – dzięki wzrostowi gospodarczemu – bogacić się mogą wszyscy.
Maciej Bukowski
Prezes Instytutu Badań Strukturalnych
Obecnie jesteśmy w takim dryfie rozwojowym, nie jest źle, budujemy trochę tego, trochę tamtego. Niby już samodzielni, ale nadal dostajemy pomoc z zewnątrz. Jesteśmy jak dziecko z dobrego domu, które myśli, że zawsze będą rodzice, którzy go ochronią i dadzą kieszonkowe na fajne ciuchy. A które może brutalnie zderzy się z rzeczywistością.