Liberalny szwedzki dziennik "Dagens Nyheter" pisze: "Teorie europejskie, ktore się nam serwuje, mają niewiele wspólnego z europejską rzeczywistością". Gazeta podkreśla, że to tylko propaganda projektu, w którym nie ma miejsca na różnice kulturowe. Europa się nie dogada? Prof. Roman Kuźniar odpowiada: "Unia ma wręcz obowiązek podtrzymywania różnic".
"Dagens Nyheter" to jeden z najbardziej prestiżowych szwedzkich dzienników – założony jeszcze w XIX wieku, trzymający linię liberalną. W tekście autorstwa Richarda Swartza w "DN" czytamy, że przy okazji mówienia o UE zapomina się o różnicach kulturowych. Politycy, w płomiennych przemówieniach, opowiadają o gospodarce i polityce, ale pomijają fakt, że każdy naród się od siebie różni – za czym idą znaczące problemy gospodarcze. Tekst po polsku można przeczytać TUTAJ, zaś w oryginale, po szwedzku – TUTAJ.
Autor przekonuje, że Szwedom bliżej jest do Kanadyjczyków, niż Greków. I podkreśla, że wszystko, co serwuje się nam jako Europejczykom, to "propaganda projektu, w którym nie ma miejsca na różnice kulturowe czy mentalne, a które są przecież o wiele głębsze niż różnice w poziomie naszej stopy życiowej". Kryzys zaś "otworzył nam oczy na przepaść, jaka dzieli przemówienia od rzeczywistości".
Czy faktycznie politycy pominęli fakt, że Grecy różnią się od Niemców, a Holendrzy od Polaków? I przede wszystkim – czy oczywiste dla nas różnice przeszkadzają w integrowaniu Unii Europejskiej? Rozmawiamy o tym z prof. Romanem Kuźniarem, wybitnym specjalistą od stosunków międzynarodowych i doradca prezydenta ds. międzynarodowych.
naTemat: Richard Swartz w swoim tekście w szwedzkim dzienniku "Dagens Nyheter" stawia tezę, że Europa jest zbyt zróżnicowana kulturowo, by osiągnąć taką integrację, jakiej pragnie. A także, że integracja polityczna i gospodarcza krajów członkowskich odbyła się bez patrzenia na różnice kulturowe.
Nie w pełni się z tym zgadzam. Kraje przystępują do Unii dobrowolnie, a UE nie mogłaby istnieć bez wspólnego fundamentu kulturowego. To właśnie z tego powodu nigdzie na świecie nie ma tak daleko posuniętej integracji. Większym problemem jest zróżnicowanie gospodarcze poszczególnych państw, pojawia się problem np. ich zadłużenia. Problemy te wynikają z różnic w konkurencyjności gospodarek, a nie w kulturze, choć oczywiście gospodarka ma swoje uwarunkowanie kulturowe.
Czyli nie ma problemu różnic kulturowych w ramach UE?
Co prawda, są takie ambicje, na przykład w Parlamencie Europejskim, by homogenizować pewne obyczaje, kulturowe wzorce zachowań. Zmiany te nie sięgają głęboko, ale mamy różnice między narodami i próba wymuszenia jednolitej doktryny i norm równości płci jest błędna, bo te kwestie uwarunkowane są kulturowo. Takie zabiegi mogą powodować, że niektóre państwa się przed tym bronią, ale nie ma to wpływu na samą integrację. Unia Europejska ma wręcz obowiązek podtrzymywania różnic kulturowych. I w UE jest prawdziwa jedność w różnorodności, w przeciwieństwie np. do USA, gdzie społeczeństwo jest bardzo zhomogenizowane.
A nie jest przypadkiem tak, że faktycznie bardzo się od siebie różnimy, ale udajemy, że jest inaczej? Swartz pisze, że jesteśmy jak "delikatny plaster miodu", a chcemy być jak "gotowy do spożycia słoik miodu".
Nie bez powodu integracja Unii zatrzymała się na obszarze kultury łacińskiej. W tym kręgu jesteśmy do siebie podobni - pod względem wierzeń, etyki, norm prawnych, postrzegania świata. Być może to niepoprawne politycznie, ale kraje, które były poza wpływem tego kręgu, po prostu do Unii nie są w stanie przystąpić, jak Turcja czy Ukraina. Udajemy, że jest inaczej, ale taka jest prawda. Ukraina, gdyby przyjęła chrześcijaństwo z Rzymu, pewnie znalazłaby się w Unii Europejskiej. Ale znalazła się pod wpływem Bizancjum i teraz się od nas różni. Rzecz nie w samej religii ale w jej kulturowo-społecznych konsekwencjach. Widać to też na przykładzie Grecji, z której, oczywiście, wywodzi się kultura europejska, ale Grecja bardzo długo była też pod wpływem Bizancjum, kościoła prawosławnego i to ją zmieniło.
Co nie zmienia faktu, że nawet w obrębie strefy euro narody są różne - co przekłada się na kwestie gospodarcze. Na przykład zapał do pracy.
Faktycznie, stosunek do pracy bywa różny, ale to nie przeszkadzało do momentu, gdy porwaliśmy się na Unię monetarną. Jedna waluta ma problem z obsłużeniem tak różnych, pod względem konkurencyjności, gospodarek. Ale to problem samej strefy euro, a nie całej Unii.
Przy czym błędem strefy euro było przyjęcie państw nie spełniających odpowiednich kryteriów. Było zbyt wiele optymizmu. Ustanawiając euro zakładano dobrą wiarę wszystkich, którzy do niej przystępują. Trudno było podejrzewać jakieś kraje, np. Grecję, że będą fałszować swoje dane makroekonomiczne, aby żyć na cudzy koszt. Dalej idąca kontrola bilansów i budżetów mogłaby wtedy wywołać oskarżenia o naruszanie suwerenności i ingerowanie w wewnętrzne sprawy państw. Dzisiaj to się zmienia.
A co, w takim razie, z tożsamością europejską? W "DN" czytamy: "Żaden Europejczyk nie jest podobny do drugiego".
Jesteśmy wszyscy Europejczykami. Możemy się różnić pod pewnymi względami, ale to widać zwłaszcza poza Europą, jak bardzo jesteśmy tożsami. Widać, że jesteśmy różni od innych. Europejczyk to przedstawiciel jednego kręgu kulturowego. A europejska tożsamość, dzięki różnicom w obrębie tego kręgu jest właśnie bardzo bogata. To jest wspaniałe, to widać i nie mam wątpliwości, że każdy z nas ma tożsamość europejską.
I Pan też czuje się Europejczykiem?
Kiedy budzę się w Warszawie, Wiedniu, Sztokholmie, Paryżu czy rodzinnym Krośnie, to wiem, że jestem w domu. U siebie. Nigdzie indziej poza Europą nie mam takiego poczucia.
Reklama.
Richard Swartz
Publicysta "Dagens Nyheter"
Z zaskoczeniem dowiedzieliśmy się za sprawą kryzysu, że są ludzie, którzy nigdy nie płacili podatków, którzy uważają, że to inni powinni spłacić ich długi, oskarżający o despotyzm tych, którzy zamierzali im podać pomocną dłoń. Nie wiedzieliśmy o istnieniu takich Europejczyków i nie chce nam się w to wierzyć. A tymczasem tak właśnie jest, i to od dawna.
Richard Swartz
Publicysta "Dagens Nyheter"
Europa to jedynie bardzo delikatny plaster miodu, na który składają się partykularyzmy kulturowe, historyczne i mentalne . Żaden Europejczyk nie jest podobny do drugiego. A my chcielibyśmy widzieć tę Europę nie jako plaster, ale jako, ni mniej, ni więcej, słoik miodu gotowy do spożycia.