Nigdy nie byłem fanem Porsche Cayenne. Pierwsze generacje tego modelu, które do tej pory widać na ulicach, to po prostu brzydkie dziwolągi. Jakoś takie za duże i nie do końca foremne. Nowe generacje są już ładne i nowoczesne, ale swoimi gabarytami jakoś nie pasują mi do ducha Porsche. Cayenne w wersji coupe to jednak zupełnie inna bajka. Zwłaszcza w takiej wariacji: i mam na myśli zarówno kolor, jak i silnik.
Z kolorem to w ogóle wyszło zabawnie, bo gdy znajomi zobaczyli, co właśnie przyjechało na testy, stwierdzili, że redakcja naTemat dorobiła się fajnego samochodu służbowego w swoich oficjalnych barwach. Nie ma to tamto – Lava Orange pasuje do nas idealnie.
"Nie pasuje" natomiast to polskiej rzeczywistości, w której wyróżnia się jak mało co. Auto w tym malowaniu już z daleka krzyczy "patrzcie na mnie". I sprawia jednocześnie, że postrzega się je zupełnie inaczej. To już żaden kolejny mniej lub bardziej niezwykły SUV w kolorze czarnym lub szarym.
To nie tylko Porsche. To już jaskrawo pomarańczowe Porsche, które – gwarantuję – zwraca uwagę. I to z wielu powodów, ale kolorystyka sprawia, że nawet na głębokiej polskiej wsi dzieciaki machają i pokazują kciuk w górę. Trzeba mieć fantazję i odwagę, by zdecydować się na taki kolor, ale jak dla mnie – bomba! W takiej wersji widzę w nim raczej nie czteroosobową rodzinę, a na przykład piłkarza (nawet takiego z Ekstraklasy), który chce trochę zaszaleć.
Cayenne Coupe jest jednak autem absurdalnym nie tylko ze względu na kolor. Wersja coupe od standardowego egzemplarza jest... mniej praktyczna i trochę droższa (ok. 50 tys. za podstawową wersję). Do środka w standardzie wsiądą tylko cztery osoby (trzyosobową kanapę z tyłu można wziąć w opcji), a bagażnik wcale nie jest tak duży, jak można by się spodziewać po – bądź co bądź – największym modelu w gamie Porsche.
W teorii projekt pozbawiony logiki. W teorii.
W rzeczywistości to wszystko schodzi na drugi plan. Kupowanie samochodów z najwyższej półki premium już dawno zostało pozbawione racjonalności. To zachcianka. Dla jednych dla przyjemności, dla innych do podkreślenia statusu, a jeszcze dla innych z jakiegokolwiek innego powodu. Bo mogą.
Cayenne swoją wersję coupe sprawiło, że w końcu ten samochód mi się podoba. Nie jest klockiem, jest ostry, zadziorny, potężny i dynamiczny. Z boku właściwie wygląda jak przerośnięta Panamera przed redukcją masy. A jak się dokładnie przyjrzy, da radę zobaczyć i tam linię 911-tki.
Tym samym Cayenne Coupe wizualnie bardziej pasuje do ducha marki. Nie wygląda ociężale, jest sportowo. Niby SUV, ale wcale nie prezentuje się jak typowy SUV. Coupe jest o 2 cm niższe od swojego "normalnego" brata. Nisko opadająca linia dachu wygląda kusząco, ale czy jest praktyczna? W SUV-owych "kupetach" w końcu bardzo często walimy na tylnym siedzeniu głową w dach, choć przecież to wielkie auta. Tak było chociażby w BMW X6, ale już w Audi Q8 udało się tego uniknąć.
Podobnie jest i w Cayenne Coupe. Miejsca jest wystarczająco i na nogi, i na głowę. To między innymi za sprawą obniżonych o kilka centymetrów tylnych siedzeń. Jeśli jesteśmy przy miejscu, to nie sposób nie wspomnieć o bagażniku. Tutaj już bardziej odczuwamy koszt bycia coupe – w wersji Turbo został zmniejszony o 170 litrów. Zapakujecie tam cztery dorosłe osoby – nam się udało – ale nie jest to bagażnik rozmiarów, których oczekiwalibyście od dużego SUV-a. Coś za coś.
Na osłodę w standardzie dostajemy coś, co jest nie tylko ładne, ale i komfortowe. Mowa o dużym, przeszklonym, panoramicznym dachu, które opcjonalnie możecie zmienić na karbonowy. Kawałek dalej – na pokrywie bagażnika – znajdziecie spoiler. A właściwie to dwa. Jeden w górnej części, drugi w dolnej. Dzięki nim auto, mimo sporych rozmiarów, jeszcze lepiej trzyma się drogi. Samo Coupe jest bardziej aerodynamiczne i delikatnie szersze od swojej standardowej wersji.
W środku czeka nas to, co znamy z normalnego Cayenne, czyli masa miejsca, duży wyświetlacz i sporo technologicznych ciekawostek, łącznie z kamerami z absolutnie każdej strony, "noktowizorem" do wykrywania pieszych w nocy czy nawigacją z tak dobrym obrazem satelitarnym, że kolega nie mógł w to uwierzyć. W wersji Turbo w pakiecie idzie też świetna kierownica obszyta alcantarą.
Ale co tak naprawdę kryje się za wersją Turbo? "Bagatela" 550 koni mechanicznych, które rozpędzają tego potężnego SUV-a do 100km/h zaledwie w 3,9 sekundy. Tak, tak, dobrze widzicie. Wynik, którym chwaliłoby się niejedno małe auto, tutaj dotyczy pełnoprawnego SUV-a.
Średnie zużycie paliwa? Komputer wyświetlił mi ok. 15l/100 km. Zalanie 90-litrowego baku uszczupli kieszeń o niemal pół tysiąca złotych.
Cały zestaw z 4-litrowym silnikiem brzmi tak, jak wskazuje nazwa "Turbo". To istnie piekielny rydwan, który "pierdzi i strzela", a słychać go na długo zanim faktycznie wyłoni się zza zakrętu. Mógłbym napisać, że ludzie czasami nie widzą, z którego auta dobiega taki dźwięk, bo po sporym SUV-ie spodziewasz się wielu rzeczy, ale nie czegoś takiego. Tyle że przecież mówimy o Porsche w kolorze pomarańczowym, które aż krzyczy z daleka: "to ja!". Wszystkie oczy od razu wędrują w stronę "winowajcy".
Robiąc kolejne kilometry za kierownicą Caynenne Coupe po mieście czy autostradzie nie poczujesz wielkiej różnicy względem standardowego modelu. Jest... tak samo dobrze. To wrażenie trudno opisać komuś, kto nie miał przyjemności prowadzić Porsche Cayenne, ponieważ te kolosy naginają prawa fizyki i bezczelnie wręcz śmieją się z mniejszych aut.
Cayenne Coupe jedzie precyzyjnie jak po sznurku, w zakrętach dając kierowcy sporo pewności i reagując błyskawicznie na każde życzenie kierowcy. Gdy pierwszy raz miałem okazję jechać Cayenne po torze wyścigowym, po tym co robiliśmy z instruktorami musiałem wysiąść, żeby upewnić się, czy na pewno siedzą w Cayenne. I tak jest też z wersją Coupe, która zawstydzi niejednego.
Porsche Cayenne Coupe to naprawdę udany projekt. Poszerza gamę legendarnego producenta o kolejny ciekawy model i sprawia, że Cayenne stanie się atrakcyjny wyborem nawet dla tych, którzy wcześniej go nie rozważali. To obecnie jeden z najlepiej wyglądających SUV-ów coupe na rynku.
Model, który widzicie na zdjęciach kosztuje milion złotych bez paru groszy. Wniosek racjonalizatorski? Można zdecydować się na wersję "S Coupe". Tam czeka 440 koni, podobne wrażenia, a w kieszeni zostanie 200 tys. złotych.