Prezes PiS Jarosław Kaczyński w lipcu 2019 r. zaproponował na piśmie wsparcie Emilii Szmydt – podaje "Gazeta Wyborcza". Kobieta wysłała w lipcu do prezesa PiS pismo, w którym stwierdziła, że czuje się pokrzywdzona działaniami wymiaru sprawiedliwości, w tym Łukasza Piebiaka. I to nie był pierwszy raz, kiedy się kontaktowali.
"Jeśli będzie Pani oczekiwała ode mnie wsparcia, którego mógłbym udzielić, działając w ramach uprawnień przysługujących parlamentarzystom, proszę o informację" – tak Kaczyński odpisał Emi. Na list, w którym stwierdziła, że – cytując odpowiedź Kaczyńskiego – "czuje się pokrzywdzona działaniami wymiaru sprawiedliwości, ale także Pana Łukasza Piebiaka, Podsekretarza stanu w Ministerstwie Sprawiedliwości". I jednocześnie Kaczyński poprosił o "sprecyzowanie problemu".
Jak podaje "GW", pismo jest autentyczne. Potwierdziło to biuro poselskie Kaczyńskiego. – Miałam na myśli przede wszystkim to, że obiecano mi pomoc prawną i że to, co będę robić na Twitterze, jest pod ochroną, ale w którymś momencie się ode mnie odwrócono – tak Emi wyjaśniła, dlaczego zwróciła się do Kaczyńskiego.
Co ważne, to nie był ich pierwszy kontakt. Kaczyński w piśmie sam wspomina, że już raz jej pomógł. Wiosną 2017 roku w "sprawie postępowania dotyczącego ustalenia kontaktów Pani małżonka, Pana Tomasza Szmydta, z małoletnimi córkami" z poprzedniego małżeństwa. Wtedy Kaczyński pomógł na tyle, że sprawą zainteresował się rzecznik praw dziecka. I wszystko poszło wtedy po jej myśli.
Emi podkreśliła także, że do Kaczyńskiego pisała kilka razy. Ostatniego mejla wysłała 16 lipca 2019 roku. – To był bardzo krótki list. Pisałam, że nie podoba mi się to, co się dzieje w ministerstwie, i że nie tak miało być. I że sprawa Arkadiusza Cichockiego miała nie trafić do sądu – mówi Szmydt w rozmowie z "Wyborczą".
Według biura prezesa PiS Kaczyński nie weryfikował informacji, które otrzymał od Emi. "Posłowie nie posiadają takich uprawnień ani możliwości. Pan Prezes nie rozmawiał również na ten temat z żadnym z wymienionych ministrów" – poinformowano.
Biuro poselskie Kaczyńskiego przekonuje ponadto, że prezes odpowiedział "w stale stosowanym w oparciu o Ustawę o wykonywaniu mandatu posła i senatora trybie (wiele tysięcy przypadków rocznie, pismo do wglądu w Biurze Prezydialnym PiS)".
Afera w Ministerstwie Sprawiedliwości
Przypomnijmy, że afera hejterska wybuchła po tym, jak Emilia Szmydt ujawniła w rozmowie z Onetem informacje o "farmie trolli w Ministerstwie Sprawiedliwości" oraz pokazała swoją korespondencję z urzędnikami resortu Ziobry. W wyniki afery stanowisko stracił m.in. sekretarz w resorcie Łukasz Piebiak.
We wtorek ujawniono z kolei SMS-y, które po wybuchu afery sędzia Arkadiusz Cichocki wysyłał do sędziów-ofiar akcji hejterskiej. Pisał je ze szpitala, w którym wylądował. Chciał też ujawnić wiele faktów, ale nagle zniknął.