Tak, jestem słoikiem. Mieszkam w Warszawie od 2008 roku. Tak, przyjechałem tu na studia. Tak, mam kredyt. Tak, mieszkam podobno na jednym z najgorszych osiedli w Warszawie. Dowiaduję się tego średnio co kwartał. Nie mogę się tylko oprzeć wrażeniu, że każdy internetowy ranking, w którym krytykuje się moje osiedle (ale też inne), powstaje bez podniesienia czterech liter zza biurka.
Takie teksty pojawiają się co chwilę. Wystarczy wklepać w Google "najgorsze osiedla w Warszawie". Wyników jest cała lista. Jeden ranking jest z 27 lutego 2018 roku. Ulica Jana Kazimierza (która w zasadzie jest tożsama z całymi Odolanami) zajmuje w nim niespecjalnie chlubne szóste miejsce.
Co się krytykuje? Kiepską infrastrukturę, dużą ilość budów w pobliżu, przeludnioną komunikację miejską. I tak dalej.
Żeby było zabawniej, slajd z Jana Kazimierza zilustrowano zdjęciem… nie tego osiedla. Na zdjęciu jest tzw. 19. Dzielnica. Modne i bardzo drogie osiedle na ulicy Kolejowej. Raczej nie dla tych słoików z Odolan. I raczej nie na listach najgorszych osiedli, choć kto był na Kolejowej w Warszawie, ten wie, jaki to komunikacyjny ściek przy wiecznie zakorkowanym placu Zawiszy.
Kolejny ranking, który zajmuje miejsce na szczytach wyszukiwarki, pochodzi z czerwca 2018 roku. Żeby było zabawniej, jest w nim to samo zdjęcie i… ten sam opis. Przypadek? Nie, bo choć pierwszy ranking był w serwisie internetowym Warszawa Nasze Miasto, a drugi w Polsce The Times, oba podmioty mają jednego właściciela.
Teraz Warszawa Nasze Miasto opublikowało nowy ranking. Ulica Jana Kazimierza "awansowała w nim" na zaszczytne trzecie miejsce. Tylko trudno powiedzieć za co, bo chociaż osiedle rozwija się, to uzasadnienie "wyróżnienia" znowu jest KOMPLETNIE niezmienione.
Co nam się zarzuca
Opis nie jest długi, więc rozbiję go na poszczególne zdania.
Jeśli w ostatnich latach kupowaliście mieszkanie w Warszawie, to na pewno trafiliście na oferty mieszkaniowe w tym miejscu.
Tak, ofert jest dużo. Głównie dlatego, że jeszcze kilka lat temu była to okolica przemysłowa, gdzie mieszkań po prostu nie było. Teraz jest ich dużo, ale to wcale nie znaczy, że osiedle jest w jakiś sposób przeludnione. Owszem, zabudowa jest gęsta, ale przecież… to Warszawa.
Z pozoru lokalizacja jest kapitalna – Wola, cicha okolica i nieduża odległość do Ronda Daszyńskiego, gdzie przenosi się centrum biznesowe miasta.
To akurat żaden pozór. Lokalizacja Jana Kazimierza jest fenomenalna i chociaż mieszkania w tej okolicy drastycznie podrożały na przestrzeni kilku ostatnich lat, to wciąż stosunek cena/jakość jest tutaj trudny do pobicia. Swoją drogą – na kiepskim osiedlu mieszkania chyba nie powinny drożeć?
To jednak tylko pozory, bo w rzeczywistości trafiacie na wielki plac budowy, gdzie z jednej strony czeka na was widok na plac budowy, a z drugiej na budowlane nieużytki.
I tutaj kłania się absurd rankingu. Jana Kazimierza od co najmniej kilku lat nie ma nic wspólnego z wielkim placem budowy. Owszem, są jeszcze wolne działki. Na nich trwa budowa. Są też działki, gdzie budowa dopiero ruszy.
Ale zdecydowanie to nie jest plac budowy. Ta radosna twórczość sprzed lat, którą ktoś co kilka miesięcy bezrefleksyjnie kopiuje. Wprowadziłem się na Jana Kazimierza 2016 roku i rzeczywiście – dookoła mojego bloku rosła trawa. I to tak z każdej strony. Albo stały stare budynki. Dzisiaj dookoła są już tylko nowoczesne osiedla.
Tak, nieliczne dziury w zabudowie zostaną wypełnione i jeszcze będzie z tego tytułu trochę hałasu. Ale czym to się różni od mieszkania gdzieś na Ursynowie czy w Śródmieściu? Tam dziury w PRL-owskiej zabudowie też są wypełniane nowymi budynkami. Nie zauważyłem, żeby ktoś narzekał.
Ponieważ ulica jest niemal w całości w budowie, to hałas jest nieodłącznym elementem codzienności, nie wspominając o wiecznie unoszącym się pyle oraz kompletnym braku infrastruktury i przeludnionej komunikacji miejskiej.
Ulica nie jest w całości w budowie, co już ustaliliśmy. Hałas nie jest więc nieodłącznym elementem codzienności. Trzeba sobie powiedzieć więcej: wieczorami i w weekendy jest tu cicho jak na wsi. Samochodów jeździ niewiele, mityczne ciężarówki i betoniarki od dawna mają zakaz jazdy po Jana Kazimierza. Ja już w ogóle o nich zapomniałem. Wiem co mówię, bo – jakby to powiedzieć – bywam tu codziennie.
A pył? Jest, kiedyś bardziej uciążliwy. Teraz nie odbiera od warszawskiej normy.
Ponieważ ulica jest jednopasmowa, nawet nie panuje na niej zbyt duży ruch. Ja mieszkam w drugiej linii budynków od ulicy. Panuje cisza jak makiem zasiał. Jedyne, co mi może "przeszkadzać", to… dzieci na placu zabaw. Ale to chyba nie jest wyznacznik kiepskiego osiedla, tylko dobrego.
I wreszcie przeludniona komunikacja miejska. Tak, jest w niej mnóstwo ludzi. Ale gdzie nie jest? Do metra i wielu linii tramwajowych czy autobusowych w godzinach szczytu nie da się wejść w całym mieście. Co to za argument na niekorzyść tego miejsca?
Nie jest też tak, że Jana Kazimierza jest odcięte od świata. Po ulicy jeździ autobus kursujący do najbliższej stacji metra. Wreszcie Jana Kazimierza leży równolegle do ulicy Wolskiej, która później przechodzi w Kasprzaka. To w zależności od miejsca 200-300 metrów drogi.
Tam jeździ pięć linii tramwajowych i kilka autobusów. Oby każde osiedle w Warszawie było tak skomunikowane.
Jak tu jest naprawdę
Zapominając już o tym nieszczęsnym rankingu: na Jana Kazimierza mieszka się po prostu dobrze. Jestem przekonany, że na każdym z osiedli, które wymieniono w tym obliczonym na jatkę w komentarzach rankingu, mieszka się dobrze. Trzeba mieć naprawdę ale pecha, albo być wyjątkowo wymagającym, żeby źle trafić z mieszkaniem, zwłaszcza tak blisko centrum.
Liczę na szybko i na Jana Kazimierza mieszka moich sześciu znajomych. Czy to z pracy, czy ze studiów, czy nawet jeszcze z… rodzinnych Puław. Same słoiki w każdym razie. I wszyscy są zadowoleni. Każdemu się tu dobrze mieszka. Nikt nie chce się wyprowadzać.
A jeśli chce, to po prostu chce mieć dom czy mieszkać pod miastem. Na pewno nikogo nie interesuje wyprowadzka z Jana Kazimierza tylko po to, żeby zamieszkać na innej zapchanej ulicy np. na Mokotowie.
Na Jana Kazimierza jest wszystko to, czego można potrzebować do życia (albo za moment będzie). Przedszkole? Jest, nowoczesne. Szkoła? Wkrótce ma zostać zbudowana, ta obecna nie jest też jakoś daleko. Od mojego bloku jest do niej równy kilometr. Po chodniku, nie w linii prostej.
Usługi? Roi się od nich. Każdy nowy blok ma przecież na parterze punkty usługowe – coś, czego na starych osiedlach nie ma, gdzie trzeba zasuwać po ziemniaki do marketu. Ja wychodzę po nie w klapkach.
Moja żona – wychowana w dużym domu na spokojnym osiedlu – z początku była sceptyczna. Mieszkanie na tym "strasznym osiedlu" było "w pakiecie" razem ze mną. I co? Też lubi tu mieszkać. Tu ma wszystko blisko, tu ma znajomych, tu ma bezpośrednie połączenie do pracy tramwajem. Mówi, że możemy tu kupić razem drugie mieszkanie. Większe.
Powiecie, że to betonowa pustynia. Ale zieleń jest wszędzie. Mam 400 metrów na duży skwer. Drugie tyle do Parku Powstańców Warszawy, tuż obok jest park Józefa Sowińskiego, dalej park Edwarda Szymańskiego i park Moczydło. Wszystkie są ze sobą połączone, wystarczy przejść jedną ulicę.
Kompletny, szkodliwy stek bzdur
O tym, że wszystkie rankingi najgorszych osiedlu są wyssane z palca, najdobitniej świadczy jeszcze jedno. W całym tym tekście nie wymieniono jedynej *prawdziwej* wady na Jana Kazimierza – niemiłosiernych korków przed dziewiątą rano w roku szkolnym. Kiedy rodzice z jednej strony odwożą dzieci do szkół, a z drugiej sami ruszają do pracy.
Co ważne, ulica z tego jest znana na mieście. Nawet pisaliśmy o tym tekst – korki to realny problem Odolanach, który doprowadza mieszkańców do białej gorączki. Jednocześnie to tylko dowód na to, jak szkodliwe są takie rankingi. Jak powielają szkodliwe stereotypy, podczas gdy autor tekstu w rzeczywistości nie zadał sobie nawet cienia trudu w sprawie chociaż uaktualnienia takiego zestawienia.
Przyczepić się jeszcze można do terenów PKP i latających samolotów. Ale pociągów nie słychać, nikt stamtąd nie przychodzi na osiedle, a samoloty... ich dźwięk akurat lubię.
Także takie rankingi to prosta droga do hejtu. Wystarczy spojrzeć na komentarze pod takimi zestawieniami, ale w zasadzie... nie o to chodzi. W czasach, kiedy ludzi tak łatwo dzieli się na słoiki i tych z Warszawy, pcha się do kolejnego podziału. Ty mieszkasz w lepszej dzielnicy. Ty w gorszej.
Wreszcie załóżmy nawet, że Jana Kazimierza rzeczywiście jest jakieś gorsze. Bo wprowadzają się tam głównie przyjezdni, młodzi ludzie. Którzy szukają swojego miejsca do zaczepienia w stolicy, za swoje własne, ciężko zarobione pieniądze. Dlaczego krytykuje się ich miejsce do życia? Pewnie wielu chciałoby mieć mieszkanie w Warszawie po dziadku czy babci, ale życie tak w skrócie nie wygląda.
Jana Kazimierza jest po prostu super. Najlepsza miejscówka w Warszawie. I żeby nie było że sobie to wymyślam, to niech wypowiedzą się jeszcze inni.
Michał, 29 lat, mieszka na Jana Kazimierza od ponad dwóch lat: Gdy dwa lata temu kupowałem tu mieszkanie po wielotygodniowym researchu, doszedłem do wniosku, że nie ma lepszego miejsca pod względem ceny, odległości od centrum i standardu. I dziś potwierdzam, że lepiej wybrać nie mogłem. Gdybym drugi raz miał wybierać, zrobiłbym to samo. O ile tylko ceny nie byłby tak absurdalnie wysokie, ale to problem całego rynku, nie tylko Odolan.
To świetna lokalizacja, fajny standard, fajna atmosfera. Młode osiedle złożone z ludzi podobnych do mnie.
Pewnie, że dostrzegam wady i czasami widząc rano korki mam ochotę walić głową w kierownicę. Podobnie jest w Biedronce w godzinach szczytu. Plan zagospodarowania jest idiotyczny, a właściwie go nie ma, ale jest trochę tak, że trzeba się z tym liczyć. Na tym osiedlu taki problem, na innym kolejny. A to, że buduje się tutaj sporo bloków? Wszędzie buduje się ich cała masa.
Nie mam poczucia, że mieszkam na "najgorszym osiedlu w Warszawie". Ba, uważam, że mieszkam w jednej z najbardziej "chodliwych" lokalizacji w stolicy obecnie.
Mateusz, 26 lat, mieszka na Odolanach z żoną i kilkumiesięczną córką od roku: Podoba mi się, że jest tutaj dużo młodych ludzi w podobnej sytuacji życiowej. Tylko w mojej klatce są chyba ze cztery bobasy w wieku mojej córki. Jak wychodzę na spacer, to wszędzie są ludzie z wózkami. Czuję się przez to jak wśród swoich. Ludzi podobnych do siebie.
Jest nowocześnie i wręcz miło jest spojrzeć za okno. Wolę widzieć nowe bloki niż stare gierkowskie, z wielkiej płyty. Co by też nie mówić, to prawie centrum Warszawy. Ono zresztą przesuwa się coraz bardziej na zachód. Na Towarowej powstaje „nowy Mordor”, wieżowce, metro. To duży plus, mamy wszędzie blisko i na pewno nie stracimy na mieszkaniach.
Do tego jest mnóstwo usług. Sklepów spożywczych, fryzjerów, kosmetyczek, dentystów, piekarni. Na starych osiedlach wszędzie trzeba iść parę minut. Tu jest inaczej. Jeżeli mogę iść w kapciach po śniadanie to ja właśnie tak chcę żyć.
Korki rzeczywiście są, ale… gdzie ich nie ma? Zaraz będzie też remont całej ulicy. Chodników, pasów zieleni… Były konsultacje z mieszkańcami. Zaraz osiedle będzie wyglądać jak Wilanów.
To świetne miejsce, a jego wady nie różnią się od innych miejsc, gdzie powstają nowe bloki. Wszędzie jest ciasno. Nie żyjemy w harmonii urbanistycznej, bo nie pozwala na to rynek. Wszystkie argumenty przeciw Jana Kazimierza można przypisać do każdego nowego osiedla.