Prezydent Stanów Zjednoczonych od początku nie chciał przylatywać na obchody 1 września w Warszawie – pisze "Dziennik Gazeta Prawna". Huragan Dorian przeważył szalę i tym samym wpłynął na ostateczną decyzję Trumpa.
Według DGP jednym z głównych powodów niechęci Donalda Trump do wizyty w Europie były ostatnie rozmowy prezydenta z władzami Danii. Amerykanin chciał bowiem odkupić od państwa bogatą w złoża Grenlandię, jednak propozycja ta nie poszła po jego myśli.
Zniechęcony całą sytuacją zaczął rozważać odłożenie wizyty w Europie. Tutaj pojawiły się też znaki zapytania odnośnie jego pobytu w Polsce.
Trump dwukrotnie rozmawiał telefonicznie z Andrzejem Dudą. Po raz pierwszy zadzwonił do niego w środę 28 sierpnia, a sama rozmowa dotyczyła planów wizyty głowy państwa, a nie wiceprezydenta USA. Szef gabinetu prezydenta RP Krzysztof Szczerski zapewniał, że nie było żadnych sygnałów świadczących o tym, że do wizyty nie dojdzie.
W piątek 30 sierpnia Trump i Duda wrócili do rozmowy telefonicznej. – Wówczas prezydent Trump uprzedził, że z powodu huraganu musi przełożyć wizytę i za godzinę poinformuje o tym na konferencji prasowej. Powiedział także, że dzwoni, gdyż zależy mu na dobrych osobistych relacjach z prezydentem Dudą – przekazał Szczerski.
– Huragan był oczywiście prawdziwym powodem. Ale odegrał rolę ostatniego argumentu za tym, by nie przylatywać – zdradził informator po stronie amerykańskiej. Już po zakończeniu szczytu G7 w Biarritz (26 sierpnia) Trump miał zadecydować o tym, że nie pojawi się na obchodach 80. rocznicy wybuchu drugiej wojny światowej.
Warto też dodać, że głowa USA podjęła niedawno decyzję o zmniejszeniu kosztów przeznaczonych na około 40 projektów w Europie. Stracić na tym ma chociażby baza w Powidzu, którą - jak wcześniej zapowiadano - Trump również miał odwiedzić.
Przypomnijmy, że Donalda Trumpa podczas wizyty w Polsce zastąpił wiceprezydent Mike Pence. To on wystąpił zamiast prezydenta na placu Piłsudskiego w Warszawie.