– Otóż każdy rodzi się mężczyzną albo kobietą. Znajomi lekarze mi to wyjaśnili – zawyrokował Jarosław Kaczyński podczas sobotniego spotkania wyborczego PiS. Brzmi prosto i klarownie, ale problem polega na tym, że to nieprawda. Dlaczego? W rozmowie z naTemat wyjaśnia to ginekolożka i endokrynolożka, dr Bożena Jawień.
Dr n. med. Bożena Jawień: Nie wiem, skąd wzięły się te twierdzenia, ale to nieprawda. Czasami rodzą się dzieci, których płci lekarze nie są w stanie określić na pierwszy rzut oka, ani po wykonaniu testu genetycznego. Bywa też, że dorośli błędnie przypisują niemowlęciu daną płeć, a pomyłka wychodzi na jaw dopiero po latach. To zazwyczaj bardzo dramatyczne sytuacje.
Jak to możliwe? Przecież sprawa jest oczywista. Jeśli niemowlę ma waginę, to jest dziewczynką, a jeśli penisa – chłopcem. Żadna filozofia, prawda?
W większości przypadków faktycznie tak jest i nie ma się nad czym zastanawiać. Ale "w większości" nie znaczy zawsze.
Bardzo rzadko, ale zdarza się, że u niemowlęcia trudno określić, czy nieduże prącie jest rzeczywiście prąciem, czy przerośniętą łechtaczką. Bywa, że rodzi się dziecko, które ma ujście cewki moczowej tam, gdzie dziewczynki, więc lekarze i rodzice biorą jego penisa za powiększoną łechtaczkę.
Są też sytuacje, gdy jądra niemowlęcia znajdują się w jego brzuchu (tzw. wnętrostwo). Wtedy wszyscy są przekonani, że rozszczepiona moszna – pusta, bo przecież jądra są gdzie indziej – to wargi sromowe, więc noworodek jest dziewczynką. Takich kombinacji anatomicznych jest całe mnóstwo, choć zdarzają się rzadko. Dlatego podkreślę raz jeszcze: nie każdy rodzi się kobietą lub mężczyzną.
Czy w razie wątpliwości nie wystarczy przebadać dziecka genetycznie? XX – kobieta, XY – mężczyzna?
To nie zawsze jest takie proste. Oprócz różnych wariantów anatomicznych, o których przed chwilą rozmawiałyśmy, istnieją jeszcze rozmaite warianty na poziomie genetycznym. Nietypowy genotyp może iść w parze z nietypowym zestawem narządów płciowych, ale nie musi.
Bardzo to skomplikowane.
Natura jest skomplikowana. Nie jest zerojedynkowa. Nie ma podziału na czarne i białe, są jeszcze odcienie szarości.
Wróćmy do genów. Jakie są jeszcze opcje oprócz XX lub XY?
Choćby X0, XXX albo XXY, ale wariantów jest więcej.
W głowie się kręci od tych wszystkich możliwości.
A do tego wszystkiego dochodzą jeszcze hormony. Czytelnikom zainteresowanym tematem polecam poczytanie o wirylizacji żeńskich narządów płciowych – wtedy wyglądają jak "męski" zestaw. Zdarza się również sytuacja w drugą stronę, czyli niedostateczna maskulinizacja płci męskiej. Bywa, że niemowlę ma i jajniki, i jądra – mówimy wtedy o jajnikowo–jądrowym zaburzeniu rozwoju płci.
Podkreśla pani, że takie sytuacje zdarzają się rzadko, jednak wejdźmy w skórę rodziców. Na świat przychodzi taki niejednoznaczny noworodek i...?
I w Polsce jest problem, bo lekarze mają obowiązek od razu wpisać do dokumentów, czy to dziewczynka czy chłopiec, nawet jak można tylko zgadywać, a obie opcje są równie prawdopodobne.
Dlaczego to problem?
Bo potem niewłaściwie ustalona płeć ciągnie się za dzieckiem długie lata. Żeby zmienić dokumenty, będzie musiało pozwać swoich rodziców. Takie mamy w Polsce prawo. Jednak i tak łatwiej zmienić dokumenty, niż naprawić szkody wyrządzone przedwczesną operacją.
O czym pani mówi?
Teraz się od tego odchodzi, ale niestety ciągle zdarza się, że te niejednoznaczne – jak pani to nazwała – niemowlęta są operowane bez dogłębnych badań, po to, by ich zewnętrzne narządy płciowe odpowiadały jednemu z dwóch szablonów: kobiecemu lub męskiemu.
I tu pojawia się kolejny problem. Gdy nie ma dokładnej diagnostyki i wsłuchania się w głos dziecka, operacja może być zrobiona w złą stronę. Wszystko po to, by jak najszybciej dostosować dziecko do normy. Wtedy jest to de facto okaleczenie, które wyjdzie na jaw najpóźniej w okresie dojrzewania.
Straszne.
Dlatego na Zachodzie zdarza się, że po urodzeniu lekarze nie wpisują płci do dokumentów – właśnie dlatego, że nie wiedzą czy to chłopiec czy dziewczynka. U nas ludzie nabijają się z takich sytuacji, nazywają lekarzy patałachami, ale to wyraz szacunku do dziecka, jego rodziców i realizacja podstawowej lekarskiej zasady, by przede wszystkim nie szkodzić.
Podobnym szacunkiem wykazują się rodzice takich dzieci, którzy dają im czas na to, by rozpoznały, jakiej są płci, dlatego na przykład dają im neutralne płciowo imię i nie mówią o nim per "on" lub "ona". U nas, zwłaszcza jak poczyta pani komentarze w internecie, to uchodzi za inżynierię społeczną, ale to prostu podstawowa wrażliwość w niełatwej sytuacji.
Wspomniała pani o wsłuchiwaniu się w głos dziecka, ale przecież nie da się porozmawiać z noworodkiem.
Dlatego operacje coraz częściej robi się dopiero po kilku latach, gdy dziecko rozpoznaje swoją tożsamość. Z diagnostyką warto jednak zacząć jak najwcześniej.
Mówiła pani, że czasami zewnętrzne narządy płciowe noworodka nie budzą niczyich wątpliwości, ale niespodzianki kryją się w środku. Jak taka sytuacja wychodzi na jaw? Bo przecież skoro wszystko na oko jest jak zwykle, to nie ma powodu do badań.
Kilka typowych przykładów tej nietypowej sytuacji: dziewczynka, która zawsze była "chłopczycą", w okresie dojrzewania nagle nabiera masy mięśniowej, a na jej twarzy pojawia się zarost. Dziecku wychowywanemu jako chłopiec nagle rosną piersi. Dorosła kobieta nie może mimo starań zajść w ciążę i w końcu okazuje się, że ma niestandardowy zestaw narządów wewnętrznych.
Jaką ma pani radę dla rodziców, których dziecko urodziło się z nietypowymi cechami płciowymi?
Postawcie na dobrą diagnostykę, choć dostęp do niej niestety nie jest łatwy. Nie spieszcie się do operacji, żeby nie zrobić dziecku krzywdy. Słuchajcie go i je kochajcie. Przecież to jest najważniejsze.