W sądzie na rozpatrzenie czeka ok. 19 tysięcy odwołań funkcjonariuszy od decyzji o zmniejszeniu świadczenia w związku z ustawą dezubekizacyjną. 793 musiały już zostać zawieszone z uwagi na śmierć osób objętych prawem – podaje "Gazeta Wyborcza".
Wszystko zaczęło się dwa lata temu, gdy PiS uchwaliło ustawę dezubekizacyjną. Na jej mocy umożliwiono zmniejszenie osobom pracującym w służbach PRL (ale nie tylko agentom SB, lecz nawet BOR-owcom, którzy ochraniali Jana Pawła II czy oficerom z operacji "Samum") emerytury nawet do minimalnej. Dziś to około 900 zł netto.
Pokrzywdzeni masowo odwołali się do sądu, obecnie na rozpatrzenie czeka 18 906 odwołań. – Z tego 10 526 spraw zostało zawieszonych z uwagi na pytanie do Trybunału Konstytucyjnego – napisał "GW" Sąd Okręgowy w Warszawie, który został wyznaczony do rozpatrywania spraw dezubekizacyjnych.
Prawie cztery tysiące spraw zostały ponadto przekazane do rozpatrzenia innym sądom, ale… i tak wszyscy muszą czekać. Na orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego, w którym czekają pytania sądów proszących o zbadanie, czy ustawa dezubekizacyjna jest zgodna z konstytucją.
Rzecz w tym, że Julia Przyłębska od lutego 2018 roku nie wyznaczyła terminu posiedzenia rozprawy.
Warto dodać, że gdyby Trybunał zgodził się z sugestiami sądów, kilkadziesiąt tysięcy emerytów i rencistów odzyskałoby pełne świadczenia. W skali roku to ponad 300 mln zł. Ponadto trzeba podkreślić, że do tej pory w pięciu przypadkach sądy nie czekały na TK. I dla tych pięciu funkcjonariuszy przywrócono pełne emerytury.
Warto także przypomnieć historię pana Jerzego Kamizeli, niepełnosprawnego 63-letniego mężczyzny, który porusza się na wózku inwalidzkim. Obniżono mu świadczenie, ponieważ jego ojciec "pełnił służbę na rzecz ustroju totalitarnego". Był... strażnikiem w więzieniu.