Są samochody, które przez lata tak bardzo ewoluowały, że z brzydkiego kaczątka zamieniły się w obiekt pożądania. Takim autem jest nowa Skodą Superb, przedstawiana jako samochód dla rodziny i biznesu. Żaden dyrektor nie powinien się wstydzić, że jeździ pojazdem wyprodukowanym w Mlada Boleslaw.
Pierwsza generacja Skody Superb wygląda według mnie... koszmarnie. Wielkie to było jakieś, zupełnie bez polotu skrojone, z doklejonym na siłę wielkim bagażnikiem. Owszem, w środku było sporo miejsca, użyto niezłych materiałów wykończeniowych, spasowanie też było całkiem niezłe, a w bagażniku można było przewieźć komputer, drukarkę, biurko, krzesło i asystenta dyrektora. Ale ogólnie samochód nie budził wielkich emocji. Ot – fura jakich wiele.
Te czasy już minęły. Co prawda jeżdżą jeszcze po ulicach Suberby pierwszej generacji, co poniekąd dobrze świadczy o trwałości modelu, ale na szczęście jest ich coraz mniej. W między czasie na rynku zaś pojawiły się nowe Superby, potem jeszcze nowsze, ostatnio zaś Skoda Superb po liftingu. Ta z pierwszymi Superbami dzieli właściwie tylko nazwę.
Czym się różni wersja po liftingu od tej, która jeszcze w zeszłym roku była nazywana "nową". Zmian jest wiele, ale są tak delikatne, że pewnie nawet najwięksi miłośnicy marki nie dostrzegą wszystkich na pierwszy rzut oka. Najbardziej różnią się światła przednie i grill. Z tyłu tym, co przykuwa wzrok, jest brak znaczka z "latającym kurakiem". Zamiast niego dumnie prężą się literki układające się w napis "Skoda".
Podobny patent wykorzystano wcześniej w modelu Scala, później takie napisy pojawiły się na Kamiqach i wygląda na to, że w przyszłości będzie to element stylistyczny Skody. Może i dobrze, bo osobiście znam kilka osób, które twierdzą otwarcie, że "Skody może i są fajne, ale logo mają paskudne". Warto przy okazji zauważyć, że Skoda sama na to nie wpadła, od lat taki patent stosuje Volvo. Czeski producent próbuje dołączyć do dobrego towarzystwa.
W środku zmian jest mniej, ale to nie jest wadą. Wsiadając do auta ma się ważenie, że siedzi się w Audi, Volkswagenie, BMW albo innym samochodzie kosztującym o wiele więcej niż każe sobie płacić czeski produkt. Naprawdę trudno się do czegoś przyczepić – materiały na desce rozdzielczej czy fotelach są wysokiej jakość, podczas jazdy nic nie trzeszczy, nie zgrzyta i nie skrzypi.
Liczne schowki ułatwiają podróż, podobnie jak wielki multimedialny wyświetlacz na desce rozdzielczej. Taki sam można zobaczyć w Kodiaqu czy modelach VW i w końcu nic dziwnego, wszak projektanci z Mlada Boleslav hurtowo wybierają przeróżne części z magazynów VW i, w oparciu o sprawdzone niemieckie technologie, tworzą własne auta. Jeden Bóg raczy wiedzieć, dlaczego czeski samochód kosztuje zaledwie część tego, ile trzeba zapłacić za niemiecki odpowiednik, ale to raczej nie jest zmartwienie konsumentów.
Mnie osobiście najbardziej przypadł do gustu Superb w wersji kombi. Nie jestem biznesmenem i nie potrzebuję jeździć eleganckim, ale o wiele mniej praktycznym sedanem, za to kombi ma szerokie zastosowania jako auto rodzinne. Bagażnik jest wprost gigantyczny, a w połączeniu ze składaną dzieloną kanapą można auto wykorzystać na różne sposoby.
Samotny wypad nad morze z deską windsurfingową, rowerem i namiotem? Proszę bardzo, wszystko zmieści się w środku i jeszcze starczy miejsca na ręcznik i kąpielówki. Zresztą dlaczego samotnie? Można do relingów dachowych zamocować box, zapakować obok deskę i w pięć osób wyjechać dookoła świata.
Przy czym wcale nie muszą to być drogi, przy których co parę kilometrów stoi stacja benzynowa. Superb korzystając z nowoczesnych silników może jeździć dynamicznie nie rujnując domowego budżetu. Podczas jazdy po drogach w Austrii, głównie w górach i wcale nie tak wolno, średnie spalanie w aucie z 2-litrowym silnikiem benzynowym wyniosło niecałe 9 litrów na 100 km.
A trzeba wyraźnie podkreślić, że była to podróż nad wyraz przyjemna. Pomijając nawet obłędne widoki za oknem i piękną, słoneczną pogodę, podróżowanie Superbem jest bardzo wygodne. Miejsca jest bardzo dużo, zarówno z przodu jak i z tyłu. Jazdę umilała muzyka płynąca z głośników niezłej jakości, a jak w radio akurat gadali (w dodatku po niemiecku), można było szybko sparować własny telefon przy pomocy technologii Bluetooth i słuchać własnej "rozgłośni".
Kierowcę rozpieszcza wygodny fotel (podobnie jak i pasażera z boku) sterowany w wielu płaszczyznach – w droższych wersjach elektrycznie. Dobranie optymalnej pozycji za kierownicą jest w zasadzie w standardzie, trudno mi sobie wyobrazić, że przy tak szerokim zakresie regulacji znajdzie się ktoś, kto powie, że jest mu niewygodnie.
Pracę kierowcy wspomagają liczne systemy. O wspomaganiu kierownicy aż wstyd wspominać, ale w pakiecie są też bardziej wysublimowane dodatki, jak asystent pasa, aktywny tempomat, asystent hamowania i temu podobne. Jeśli wierzyć plotkom, nawet sprzedawcom w salonach zaczynają się mylić te wszystkie kilkuliterowe skróty, określające kolejny mniej lub bardziej potrzebny do szczęścia system.
Komfortu dopełnia fajnie działająca i sprawnie przenosząca napęd skrzynia automatyczna DSG. Tak, to kolejny element ściągnięty z półki w magazynie VW. Sprawdzony i lubiany przez wielu kierowców. Skrzynia reaguje szybko, biegi przełączane są niemal bez szarpnięcia, a pracować może w kilku trybach, z czego najczęściej stosuje się sport (skrzynia utrzymuje wyższe obroty silnika), normal i eco. Co ciekawe, nawet na tym ostatnim trybie da się jeździć względnie dynamicznie, choć nie polecam wyprzedzania pod stromą górę.
Reasumjąc – Skoda Superb po liftingu to naprawdę udane auto. Jest duże, w mieście w centrum może być problem ze znalezieniem miejsc na taką "landarę", ale jeśli ktoś potrzebuje wygodnego auta za normalną cenę, i nie stać go na auto premium, to Superb będzie świetnym wyborem. To taki czeski pomysł na klasę wyższą, który naprawdę nie przyniesie wstydu swojemu właścicielowi.