Dużo mówi się o zaangażowaniu kleru w kampanię wyborczą i wsparciu dla Prawa i Sprawiedliwości. Nie oszukujmy się – plakaty poszczególnych kandydatów na kościelnych murach czy niedzielne kazania o wyborach są bardzo medialne. Rzecz w tym, że w mojej ocenie cała sprawa została delikatnie rzecz ujmując wyolbrzymiona i to raczej PiS zależy na takim "pozycjonowaniu". Żeby to udowodnić, wyłączyłem Twittera, przestałem konsumować media i po prostu pojechałem w Polskę.
Na wstępie: w żadnym wypadku nie twierdzę, że księża (bo mimo wszystko nie użyłbym tutaj całego Kościoła jako instytucji) w stu procentach nie są zaangażowani w politykę, w nadchodzące wybory. To oczywiście nieprawda, pisała o tym zresztą Katarzyna Zuchowicz w naTemat.
W jej tekście jest wiele prawdy, autorka pokazuje wiele bulwersujących przypadków, ale ja po prostu mam trochę odmienne zdanie, nie tak radykalne. I na pewno odmienne od wielu internautów.
Czytam ich komentarze i w zasadzie się nie dziwię. Kiedy włączysz internet i zaczniesz czytać o kazaniach, w trakcie których księża mówią o Prawie i Sprawiedliwości, to rzeczywiście możesz mieć wrażenie, że tak jest wszędzie. Zwłaszcza jeśli ostatni raz byłeś w kościele na własnym bierzmowaniu, bo kazali ci rodzice.
Tak samo "Gazeta Wyborcza" kilka dni temu zrobiła całą rozpiskę kościołów oblepionych plakatami PiS – co swoją drogą uważam za wyjątkowo żenujące (oblepianie, nie artykuł), chyba nawet bardziej niż te nieszczęsne kazania o partii Jarosława Kaczyńskiego.
Dziennik podał takich lokalizacji… sześć. Co nazwano zresztą w tytule tekstu "parafiami pod wezwaniem Prawa i Sprawiedliwości". Tymczasem w Polsce jest ponad 10 tysięcy parafii. Dziesięć tysięcy!
Owszem, te sześć miejsc z plakatami PiS na pewno nie wyczerpuje tematu. Jestem przekonany, że takich parafii jest może i dziesięć razy więcej. Ale to wciąż promile.
I żeby to zobaczyć na własne oczy, wyjechałem z Warszawy. Ruszyłem w podróż po wschodnim Mazowszu, któremu "klimatem" zdecydowanie bliżej do Lubelszczyzny czy Podlasia niż do stolicy. Albo inaczej: pojechałem tam, skąd według Jarosława Kaczyńskiego "wyrasta polskość".
Pokonałem po lokalnych mazowieckich drogach blisko 200 kilometrów. Odwiedziłem dziesięć mniejszych czy większych miejscowości, w których znajdują się parafie. I poszukałem tam plakatów Prawa i Sprawiedliwości.
Na tej mapie widać, gdzie byłem:
Przejażdżka pomiędzy tymi świątyniami zajęła mi w sumie około dwóch godzin. I wiecie co? Wybory widać wszędzie, i tak jak się mówi, w liczbie plakatów rzeczywiście przoduje Prawo i Sprawiedliwość.
Ale ani jednego plakatu nie znalazłem na którejkolwiek ze świątyń, które odwiedziłem. Na murach, na płocie, na ścianach... Po prostu nigdzie.
Oczywiście – dziesięć kościołów to marna próba, z drugiej strony wystarczająca, bo mogłem tak przecież jeździć bez końca. Ale po pierwsze wybierałem obiekty blisko siebie. Mogę więc postawić tezę, że w tej części Mazowsza na żadnym kościele plakatu PiS nie znajdziecie. Po drugie uważam, że to wciąż bardziej realistycznie przedstawiony wycinek rzeczywistości niż zlepek kilku plakatów z całej Polski.
Każdy kościół ponadto sfotografowałem, choć... nie będę was męczyć zdjęciami wszystkich świątyń. Zauważyłem jednak kilka rzeczy i głównie na nie chciałbym zwrócić uwagę.
To bardziej politycy chcą, niż księża
Jeżdżąc pomiędzy kolejnymi miejscowościami zauważyłem, że oczywiście najwięcej plakatów jest od kandydatów PiS, co stwierdziłem wyżej zresztą w tekście.
Ale jest jeszcze jedna prawidłowość: im bliżej kościoła, tym więcej tych plakatów. Opozycja często trzyma się jednak trochę na uboczu.
Sztaby kandydatów PiS robią zresztą wszystko, żeby być blisko świątyń. I tak na przykład w miejscowości Poświętne (ponad sześć tysięcy mieszkańców) znajduje się parafia p.w. Św. Jana Chrzciciela i Św. Wojciecha Biskupa.
Na kościele czy otaczającym budynek płocie nie ma żadnego plakatu PiS. Ale przy samym płocie są już słupy, a te szczelnie okleili kandydaci PiS. Był też plakat kandydatki PSL, ale ktoś już go "uszkodził".
Co o tym sądzi proboszcz? Prawdę mówiąc to zupełnie nieistotne, bo to już nie jego teren. A że obiekt wygląda jak oklejony kościół... to inna historia.
Podobnie jest w Stanisławowie. Niewielka wieś gminna, ponad 1600 mieszkańców. Na kościele nie znajdziecie nic, co ma cokolwiek wspólnego z polityką. Ale już przed parafią stoi słup ogłoszeniowy, który jest oklejony z każdej strony. Inna sprawa, że plakaty są w fatalnym stanie i mieszają się z reklamami:
Kościół jest po jednej stronie ulicy. Po drugiej są już płoty domów. I tam dla odmiany plakaty są wszędzie. Właściwie to wisi cała galeria sław lokalnego PiS:
I jeszcze jeden ciekawy przykład ze wsi Liw (niecały tysiąc mieszkańców). Tam kościół także nie jest oklejony. Za to nieruchomość obok kościoła wygląda już jak jeden wielki banner reklamowy PiS. Czyli raczej bez niespodzianki.
A gdzie opozycja? Jak staniecie przed kościołem i odwrócicie się do niego plecami, to zobaczycie plakaty. O tam, tam, daleko:
W zasadzie wszędzie jest podobnie. I wygląda to całkiem zwyczajnie, choć nie pasuje do narracji o wsparciu PiS przez księży. Które oczywiście ma miejsce, ale nie w tak nachalnej formie, jak to wygląda czasami w mediach. Mam wręcz wrażenie, że księżom teraz "zbiera się" w kontekście kampanii wyborczej za stanowisko ws. LGBT – gdzie duchowni rzeczywiście nie wykazują się miłością do bliźniego i są słusznie krytykowani.
Kościół lubi PiS, ale nie jest tak nachalny
Ale Bogiem a prawdą i trochę przewrotnie: czy kogokolwiek naprawdę dziwi, że Kościół popiera PiS? Kilka dni temu było dużo "radości" z wytycznych dla wiernych ws. głosowania, które opublikował Episkopat. Nie padła w nim nazwa żadnej partii, ale propozycje dla wiernych były raczej żywcem wyjęte z programu PiS.
Ale tak na chłopski rozum: czy jest coś dziwnego w tym, że księżom bliżej do partii, która wspiera naukę Kościoła, a nie jest od niej daleka? Ksiądz też człowiek i też obywatel. Ma prawo do swoich poglądów politycznych. Jak są zbieżne z daną partią... no to co ma robić? Udawać, że jest odwrotnie?
Tak, nigdy nie powinien przekazywać tych poglądów z ambony i nigdy nie powinien wieszać plakatów. Ale to przypadki jednostkowe. Wystarczy spojrzeć przez okno, a nie do newsfeeda. O polityce w kościołach najwygodniej mówi się, kiedy się w nich nie bywa. Ja nigdy nie słyszałem politycznego kazania. A byłem na kilkuset niedzielnych mszach w swoim 30-letnim życiu.