
Wojna zawsze wygląda tak samo. Można ją jednak ukazywać na wiele różnych sposobów. W "Wysokiej dziewczynie" uchwycona jest z perspektywy, która w kinie jakimś cudem jest traktowana zwykle po macoszemu. Bohaterkami filmu są bowiem kobiety, o których często się zapomina, opowiadając o koszmarze wojny.
Nie dajcie się zwieść tytułowi. To nie jest film o obdarzonej pokaźnym wzrostem dziewczynie, która zmaga się z brakiem akceptacji w społeczeństwie i problemami ze znalezieniem chłopaka. Owszem, Iya (debiut aktorski Viktorii Miroshnichenko), jedna z bohaterek, jest wysoka i nazywają ją "Tyczką", ale nie ma to większego znaczenia dla fabuły. To film o czymś zupełnie innym.
Parafrazując tytuł inspiracji: ten film nie ma w sobie nic z propagandy, a tym bardziej z przerysowanego feminizmu. Kobiety naprawdę istniały również w czasie wojen. Reżyserem jest za to mężczyzna - Kantemir Balagov. Ten zaledwie 28-letni Rosjanin zadebiutował w Cannes w 2017 r. filmem "Bliskość" (i od razu zgarnął jedną z nagród). Już wtedy był nazywany nową nadzieją kina rosyjskiego, a "Wysoką dziewczyną" ten emblemat przypiął sobie na dłużej (dwie nagrody na tym samym festiwalu w tym roku).
Obojętnie nie można przejść obok dramatycznych, powojennych losów bohaterek, ale również obok pozostałych warstw filmu. Niebagatelny wpływ na to, że film tak wciąga, ma stosunkowo dynamiczny scenariusz. Fabuła nie jest "rozmyta", a cała historia ma zwroty akcji. Odsłaniają m.in. karty z przeszłości Tyczki i Mashy. Dzięki czemu poniekąd zaczynamy rozumieć ich decyzje i to, jakie spustoszenie, również w kobietach, wyprawia wojna.
Mocny kandydat do Oscara
Rosjanie wytypowali "Wysoką dziewczynę" jako swojego kandydata do nagrody Amerykańskiej Akademii (ostateczne nominacje w kategorii najlepszy film międzynarodowy poznamy w styczniu 2020 r.). Polaków reprezentuje świetnie przyjęte "Boże Ciało" Jana Komasy. Szykuje się wyrównana i zacięta rywalizacja.
