Podczas debat telewizyjnych w obecnej kampanii zabrakło liderów najważniejszych partii politycznych. Nie było ani Jarosława Kaczyńskiego, ani Grzegorza Schetyny, nie było też kandydatów na premierów. Aż się prosiło, by pojawili się wszyscy. Zobaczcie, jak taka debata mogłaby wyglądać. Niemal dokładnie w tym samym czasie, identyczna – ale jakże odmienna – odbyła się w zupełnie innej części globu.
Okazali brak szacunku, zakpili sobie z wyborców. Po co organizować taką debatę, skoro liderzy najważniejszych w kraju ugrupowań totalnie ją odpuszczają? Tak wielu Polaków odebrało wtorkowe starcie na antenie TVN, a wcześniej podobne w TVP. Małgorzata Kidawa-Błońska co prawda rzuciła wyzwanie PiS, ale nikt po drugiej stronie go nie podjął.
Efekt? Pojawili się jedynie liderzy Lewicy, PSL i Konfederacji. Nie było ani Jarosława Kaczyńskiego, ani Grzegorza Schetyny. Ani nawet kandydatów obu partii na premiera – Mateusza Morawieckiego i Małgorzaty Kidawy-Błońskiej.
Przypomnijmy, do pierwszej debaty PiS wystawił wicepremiera Jacka Sasina. Na drugą debatę także miał go wysłać, ale w ostatniej chwili zamieniono go na posła, który w Sejmie zasiada ledwie jedną kadencję. – Miał być Jacek Sasin, a nieoczekiwanie dla nas jest Marcin Horała – zaczęła debatę zaskoczona Monika Olejnik.
Po stronie KO była posłanka Izabela Leszczyna, wcześniej wiceprzewodniczący PO Borys Budka.
Z całym szacunkiem dla wszystkich uczestników, część naprawdę była świetna, ale nie tak powinna wyglądać poważna debata wyborcza. Ktoś zakpił sobie z myślących ludzi. A jeśli bał się zmierzyć z przeciwnikami, to może nie nadaje się na lidera?
Pytania od obywateli
Premier Justin Trudeau nie miał z tym problemu. Cała Kanada żyje właśnie najważniejszą, anglojęzyczną, debatą przed wyborami 21 października, która odbyła się w poniedziałek. Emocje są dokładnie takie jak w Polsce. Nie brak głosów krytycznych, ale i tak skala i powaga takiej debaty jest o wiele, wiele razy większa.
Bo tam, na oczach widzów, doszło do starcia przywódców głównych partii, a nie posłów. Konfrontacji najważniejszych polityków, a nie tych niższego szczebla. Liderów sześciu partii, którzy odpowiadali na pytania Kanadyjczyków. Bo to mieszkańcy wcześniej przesyłali pytania. Przyszło ich ponad osiem tysięcy i z nich wybrano te, które zadano politykom - m.in. o przywództwo w Kanadzie, pozycję międzynarodową, prawa człowieka, imigrację, koszty życia czy środowisko.
Studio zorganizowano w Kanadyjskim Muzeum Historii w Gatineau, w Quebecu. Debatę transmitowały wszystkie główne stacje telewizyjne i radiowe. Relacja dostępna była w sześciu językach, nie licząc migowego i ludności rdzennej.
Pokazano też, jak przywódcy przyjechali na debatę i przed budynkiem witali ich zwolennicy. Potem, jak za kulisami razem szykowali się do wejścia na wizję.
Debatę prowadziło pięć moderatorek. Na żywo śledzili ją nie tylko goście w studiu, ale też zgromadzeni w pobliskiej bibliotece i na Uniwersytecie w Vancouver – kamery pokazały studentów siedzących na schodach, z komentarzem, że to młodzi ludzie, którzy interesują się sprawami kraju.
A po debacie, na żywo, każdy z przywódców – jeden po drugim – miał oddzielne wystąpienie dla mediów.
Do premiera: – Jest pan oszustem
Przez dwie godziny kłócił się tu właściwie każdy z każdym. Nie brak głosów, że było za mało czasu na odpowiedzi, być może za dużo liderów i moderatorów, bo wkradł się jakiś chaos i widzowie trochę się gubili.
Ale z punktu widzenia Polski, i tak najważniejsze jest, że do walki stanęli przywódcy partii.
Premier Kanady, lider Liberalnej Partii Kanady, był celem szczególnego ataku. – Jest bardzo dobry w udawaniu. Zawsze nosi maskę – uderzał w niego lider Konserwatystów Andrew Scheer. Trudeau usłyszał od niego, że np. udaje wsparcie dla klasy średniej, a tak naprawdę podniósł podatki.
– Panie Trudeau – zwrócił się do premiera. – Jest pan oszustem. Nie zasługuje pan, by rządzić tym krajem.
Obie partie idą w sondażach niemal łeb w łeb. I po debacie wynik liderów też był niemal identyczny. Oprócz nich w debacie uczestniczyli jeszcze: Jagmeet Singh z Nowej Partii Demokratycznej (NDP), Yves-François Blanchet (Bloc Québécois), Elizabeth May (Partia Zielonych) oraz Maxime Bernier (Partia Ludowa).
Tu wyobraźmy sobie tylko, emocje, jakie mogłyby być u nas, gdyby przed kamerami razem stanęli Kaczyński i Schetyna?
Tak było w Polsce w 2007 roku, gdy Jarosław Kaczyński zmierzył się z Donaldem Tuskiem. Debatę uznano za nokaut prezesa PiS.
Debata francuska
Kanada nie jest oczywiście jedynym krajem, gdzie debaty przed wyborami parlamentarnymi odbywają się z udziałem liderów partii. Ostatnio, wiosną tego roku, w telewizji starli się przywódcy głównych partii Hiszpanii z premierem Pedro Sanchezem i jednocześnie liderem socjalistów na czele.
A w Szwecji w 2014 roku debatowało aż ośmiu przywódców.
Nie zawsze, z różnych powodów, udaje się, że w debatach biorą liderzy wszystkich partii. W Kanadzie właściwie jest to niemożliwe, bo partii jest więcej niż w Polsce i nie wszyscy liderzy są zapraszani. W jednej z nich, jeszcze we wrześniu, premier sam odmówił udziału.
Za to uczestniczył w innej, w języku francuskim, z udziałem czterech liderów. Padały pytania o wszystko – o Quebec, eutanazję, a także o skandal z udziałem premiera i firmą budowlaną SNC-Lavalin (tu pisaliśmy o tym więcej).
Kolejna, również francuskojęzyczna, odbędzie się w piątek.
Długa tradycja
Debaty wyborcze w tym kraju są jednak ciekawe z dwóch powodów. Po pierwsze rządy Trudeau zbiegają się w czasie z rządami "dobrej zmiany". Kanadyjczycy pójdą do urn w poniedziałek, tydzień po wyborach w Polsce, a ostatnia debata niemal zbiegła się z tą w TVN.
A po drugie tradycja debat politycznych jest tu bardzo długa. Pierwsza odbyła się w 1968 roku, a potem przez lata ich organizacją zajmowało się konsorcjum głównych stacji telewizyjnych. W ubiegłym roku do tego celu powołano rządową komisję – Leaders’ Debates Commission. Produkcją debaty zajęło się Canadian Debate Production Partnership, którą tworzą najważniejsze media. Stworzono też określone zasady, według których liderzy zapraszani są do studia.
To tylko szczegóły techniczne, ale to też pokazuje, jaką wagę do debat przywódców partii przywiązują Kanadyjczycy.