– Z całą pewnością prezydent był wzburzony i zareagował impulsywnie, ale doszedł do wniosku, że źle napisał i skasował nieszczęsnego posta – mówi naTemat Mirosław Szczerba, doradca medialny Lecha Wałęsy. Tak tłumaczy jego wpis na Facebooku, w którym przeniósł poparcie wyborcze z KO na PSL. Uważa jednak, że dziennikarze nie są bez winy.
Anna Dryjańska: Czy łatwo być doradcą medialnym prezydenta Lecha Wałęsy, gdy ten tuż po śmierci Kornela Morawieckiego nazywa go zdrajcą, a potem przenosi poparcie z KO na PSL? Ludzie zastanawiają się, co były prezydent tak naprawdę chce powiedzieć.
Mirosław Szczerba: Sprawa Solidarności Walczącej i śp. marszałka Kornela Morawieckiego nadaje się na dłuższy wywód historyczny. Prezydent Wałęsa nazwał go zdrajcą już w lutym 2019 roku w wywiadzie dla Onetu.
Mimo że znam dokumenty Biura Studiów SB dotyczące powstania Solidarności Walczącej, to już wtedy obawiałem się pozwu o zniesławienie i naruszenie dóbr osobistych. Jednak nic takiego nie nastąpiło. Marszałek Kornel Morawiecki nie zareagował.
Czy nie zareagował dlatego że nie chciał wchodzić w konflikt prawny z prezydentem Lechem Wałęsą, czy też prezydent, mimo że ostro, ale jednak miał niestety rację?
Moim zdaniem słowo "zdrajca" jest za ostre. Według mojej wiedzy Kornel Morawiecki w 1982 roku nie zdawał sobie sprawy z szeregu akcji bezpieki, którą chciała rozbić jedność Solidarności, aby mieć kontrolę nad demokratycznym podziemiem. Chciałbym wierzyć w to, że Kornel Morawiecki padł ofiarą akcji bezpieki.
Czy konwencja KO tuż po śmierci Kornela Morawieckiego jest dobrym miejscem do mówienia takich rzeczy?
Z całą pewnością żadna konwencja nigdy nie będzie “dobrym miejscem” na przywoływanie niezwykle trudnej historii i to przed tak ważnym wyborem Polaków. Byłem tym bardzo zaskoczony. Proszę tego jednak nie odbierać jako krytyki poczynań prezydenta Wałęsy.
Czy prezydent Wałęsa konsultuje z panem wystąpienia medialne?
On nigdy z nikim nic nie konsultuje wcześniej. Proszę jednak zauważyć, jak zmarły wypowiadał się o prezydencie – zawsze go obrażał, podobnie jak jego syn, premier Mateusz Morawiecki. Prezydent Wałęsa ma niezwykle mocne nerwy biorąc pod uwagę to, co go codziennie spotyka w mediach społecznościowych.
No dobrze, ale po co mu to było?
Prezydent Wałęsa mówił o błędach opozycji. Wielokrotnie apelował by "nie wchodzić na podwórko Kaczyńskiego", a więc nie dawać się wciągnąć w spory światopoglądowe, kiedy za PIS stoi "murem" konserwatywna część Kościoła, w tym środowisko Radia Maryja.
Skoro prezydent Wałęsa z nikim nie konsultuje się wcześniej na żaden temat, to na czym polega pana rola jako doradcy medialnego? Nie czuje się pan sfrustrowany tym, że wejścia na wiele min dałoby się uniknąć, gdyby tylko prezydent posłuchał?
Wystarczy spojrzeć na datę urodzenia prezydenta Lecha Wałęsy, żeby czegoś się o nim dowiedzieć. Lech Wałęsa jest zodiakalna Wagą. Czy znak zodiaku może coś podpowiedzieć? Oczywiście, bo zawsze jest jakaś dodatkowa informacja, która może się przydać.
Zacząłem pracować dla prezydenta 3 lata temu w niezwykle trudnym dla niego momencie – kiedy zmieniały się władze jego Instytutu, kiedy były długi zaciągnięte przez innych, kiedy był atakowany. Wyśmiewano się z niego za to, że rzekomo przeczytał w życiu jedną książkę. Opluwano go. Za cały hejt są odpowiedzialni zarówno dr Sławomir Cenckiewicz, jak i Krzysztof Wyszkowski.
Niech ze mną podyskutują, ja przeczytałem przynajmniej "bibliotekę".
Skoro Lech Wałęsa nie konsultuje się z panem przed publikowaniem na Facebooku, to na czym mogą polegać wasze wspólne działania? Na kontroli szkód?
Jestem z zamiłowania riserczerem. Śledzę na bieżąco wszystko co dotyczy polityki krajowej oraz zagranicznej i wysyłam prezydentowi tylko "suche" informacje, często w nocy, bo trzymam rękę na pulsie amerykańskiej polityki. Niejednokrotnie prezydent dostaje ode mnie newsy wcześniej, niż zdążą je opisać nasze media.
A to, kiedy prezydent odczytuje moje wiadomości, jak z nich korzysta, to już mnie nie interesuje.
Czy bywa, że prezydent Wałęsa prosi, by mu pan coś znalazł na konkretny temat?
Do tej pory nie było takiej potrzeby.
Rozumie pan ostatnie ruchy Lecha Wałęsy? Ten dziwny wpis na Facebooku, w którym przeniósł poparcie z KO na PSL? Środowy wywiad dla Radia Zet, w którym powiedział “mój syn się poddał waszej propagandzie, bierze to co teraz jest, i uważa, że na tym na dłuższą metę można budować”? O co w tym wszystkim chodzi?
Najpierw pojawia się post na Facebooku i jak prezydent jest przekonany , że mu wszystko "pasuje", to wtedy dopiero "ćwierka" na Twitterze.
Prezydent Wałęsa jest bardzo przyzwyczajony do Facebooka i trudno mu się dziwić. Facebook ma ogromne możliwości edytorskie, można pisać, wklejać, wycinać, dodawać inne wersje językowe i można oczywiście pisać bardzo długie teksty w dowolnym czasie.
Twitter ma przede wszystkim limit znaków, w tym dochodzą znaki interpunkcyjne. To bardzo duże ograniczenia, ale też jest to medium typowo informacyjne. Nie ma możliwości – póki co – edytowania tekstu w dowolnym miejscu tweeta i czasie. Będąc w Polsce wytłumaczyłem prezydentowi część "niuansów", a resztę online później. To nie jest takie proste dla młodego internauty, a co dopiero dla 76-letniej osoby.
Prezydent ma ogromny szacunek dla Twittera, a ma jeszcze konto na Instagramie.
Prawdziwy dziennikarz ma obowiązek zweryfikować informację z kilku źródeł. Pewnie, że wygodnie jest śledzić prezydenta tylko na Facebooku, zwłaszcza w przypadku mediów i dziennikarzy prawicowych, którzy są zablokowani na Twitterze.
Nie wiedziano o naszym systemie współpracy, więc jeden z dziennikarzy zrobił screena z Facebooka i puścił tweeta z sensacyjną informacją, jakoby prezydent przeniósł poparcie z KO na PSL. Inni dziennikarze, nawet ci obserwujący Lecha Wałęsę na Twitterze, mimo że nie było tweeta, powielili tę informację.
Po dwóch godzinach prezydent skasował post z Facebooka. Przez ten czas wielu bardzo znanych dziennikarzy popisywało się swoim wyszukanym dowcipem, szydząc, kogo jeszcze zdąży poprzeć prezydent.
Kiedy napisałem tweeta i wszystko wyjaśniłem, niektóre "gwiazdy" dziennikarstwa poczuły się urażone, bo ich ego ucierpiało na tym, że w pogoni za sensacją nie zweryfikowali newsa.
Tak na marginesie – zadziwiający jest ten owczy pęd. Jest to dla mnie bardzo niepokojący sygnał w obliczu zapowiedzi władzy – "repolonizacji" mediów i "weryfikacji" dziennikarzy. Przerabiałem już taką "weryfikację" w lutym 1982 roku pracując w PR i TVP w Bydgoszczy. Skończyło się wyrzuceniem z pracy na bruk…
Nie przyszłoby mi do głowy, by nie wierzyć oficjalnej stronie prezydenta na Facebooku.
Z całą pewnością prezydent był wzburzony i zareagował impulsywnie, ale doszedł do wniosku, że źle napisał i skasował nieszczęsnego posta.
Nigdy nie komentowałem słów prezydenta Lecha Wałęsy dotyczących jakichś politycznych kwestii, mimo że nie zawsze się z nim zgadzałem.
Trzeba pamiętać że prezydent jest urodzonym weredykiem, to cecha jego charyzmy. To znaczy, że bez ogródek, nie bawiąc się w żadną dyplomację, zawsze mówi o wszystkim, co mu leży na sercu.
Czyli to, co pojawia się na koncie prezydenta Wałęsy na Facebooku, nie ma żadnego znaczenia, o ile nie ukaże się korespondujący z tym wpis na Twitterze?
To jest tylko moja prywatna wskazówka dla mediów i dziennikarzy, ponieważ większość myśli że "liczy" się tylko to, co prezydent napisze na Facebooku. Niektórzy chyba specjalnie czyhają na błędy, żeby go zaatakować.
Fani Lecha Wałęsy na Facebooku mogą się poczuć rozczarowani.
Oczywiście, że wpisy prezydenta Wałęsy na Facebooku są najważniejsze z punktu widzenia zwykłego internauty i ważne dla mediów i dziennikarzy, jednak to Twittera czy Instagrama prezydent Wałęsa traktuje niezwykle prestiżowo ze względu na ich międzynarodowy zasięg. Dlatego to one są jest jego wizytówką jako legendy Solidarności, laureata Pokojowej Nagrody Nobla i byłego prezydenta RP.