
Według Jacka Żakowskiego, z największym nepotyzmem mamy do czynienia tam, gdzie ręce państwa nie sięgają: w sektorze prywatnym. Tylko czy można mówić o nepotyzmie tam, gdzie podstawową zasadą działalności jest wolność w wydawaniu swoich pieniędzy? Jak się okazuje – jak najbardziej tak.
Cesarstwo nepotyzmu jest tam, gdzie rząd może najmniej. W sektorze prywatnym, w nauce, w zawodach artystycznych. (…) Od straganów po wyższe uczelnie i duże korporacje rodziny szefów, partyjni koledzy szefów, znajomi szefów, przyjaciółki szefów, krewni krewnych i znajomi znajomych łatwiej dostają pracę, szybciej awansują, więcej zarabiają i lepiej są traktowani. W Polsce nikt się z tym nie kryje. I nikt się temu nie przeciwstawia.
Publicysta "Polityki" twierdzi też, że szefowie traktują swoje firmy jak folwarki pańszczyźniane, z którymi mogą zrobić wszystko. Według Żakowskiego, nepotyzm jest szkodliwy dla firm, zmniejsza ich efektywność, a tym samym – negatywnie oddziałuje na państwo.
Czyżby Jacek Żakowski zapomniał o tym, że zarówno w Polsce, w Europie, jak i na całym świecie, istnieją setki rodzinnych interesów? Wspomnieć tutaj można chociażby jeden z najsłynniejszych takich biznesów – bankową Rotschild Group, należącą do familii Rotschildów, założoną w 1953 roku.
– Na całym świecie doceniany jest networking, budowanie sieci relacji, bo takie osoby są znane. Powstają po to specjalne kluby – mówi nam Żuk. I podkreśla: – Jeśli ja odpowiadam za efekty firmy, to muszę mieć do tego narzędzia. W przedsiębiorstwach tym głównym narzędziem są ludzie. Jak osiągać efekty, będąc pozbawionym tego narzędzia?
W sektorze prywatnym nepotyzm określiłbym jako zatrudnianie rodziny czy znajomych na szkodę firmy
W Polsce taki rodzinny biznes to chociażby sieć cukierni A.Blikle, której właścicielem jest nasz bloger, prof. Andrzej Blikle. Jak sam przyznaje, nepotyzm w sektorze prywatnym, a nawet w biznesach rodzinnych, może istnieć. Tylko trzeba definiować go inaczej, niż w odniesieniu do spółek Skarbu Państwa.
Dzieje się tak z dwóch głównych powodów. Pierwszy – ten, który wskazuje Jacek Żakowski – to traktowanie firmy jak folwarku pańszczyźnianego. Szefowie sądzą, że jeśli szefują, to znaczy, że mogą robić, co tylko im się zamarzy. Profesor Blikle, podobnie jak Żakowski, z takim podejściem się nie zgadza. – Nie jest tak, że skoro ktoś ma firmę, to
Wielu menedżerów dało się uwieść złudzeniu, że zarządzanie za pomocą przemocy jest łatwe. Wystarczy kazać coś zrobić i to coś będzie zrobione. Niestety nie jest to takie proste. Wbrew pozorom, posłużenie się przez lidera narzędziami przemocy prowadzi do sytuacji, w której nie tylko jego podwładni, ale również on sam zostaje zmuszony do wielu działań i zachowań.
CZYTAJ WIĘCEJ
Co zrobić, by takich sytuacji uniknąć? Przede wszystkim – edukować, stwierdza prof. Blikle. – Ja na kursach MBA nauczam, że jest to prawnie dopuszczalne, ale może być szkodliwe – stwierdza nasz rozmówca.
Jak wyjaśnia właściciel sieci cukierni, widać to na dwóch modelach firm. Jeden to latynoski, gdzie firma służy temu, by rodzina miała gdzie zarabiać i naturalne jest, że zatrudnia wszystkich członków familii. Drugi to skandynawski, gdzie w firmach rodzinnych swoich krewnych zatrudnia się na tych samych zasadach kompetencyjnych, co innych pracowników – czyli od rodziny wymaga się tyle samo. Co więcej, w modelu skandynawskim zdarza się nawet, że spółki same narzucają sobie ograniczenie i nie zatrudniają nie więcej niż np. 5 członków rodziny.
Gorzej jest, niestety, jeśli sami padamy ofiarą takiego nepotyzmu w prywatnej firmie, bądź jesteśmy jego świadkiem. Czy więc pracownik może cokolwiek zrobić, gdy widzi, że zatrudniana jest osoba niekompetentna? Według profesora Blikle – tak. Zacząć należy od rozmowy z tą osobą, zaoferowanie jej pomocy, bo być może problem braku kwalifikacji da się wyeliminować. Tyczy się to wszystkich osób niekompetentnych, nie tylko związanych z szefostwem pokrewieństwem czy znajomościami.


